W ten weekend opowiem Wam o jednej z moich ulubionych gier ery hd. Wszystko zaczęło się, gdy dziesięć lat temu na PS3 debiutowała gra pt. Demon’s Souls. Wtedy jeszcze nikt nie wiedział, że jest to zarzewie zmian, po którym gry wideo już nigdy nie będą takie same. Reżyserem historii opowiadającej o łowcach demonów z Boletarii był szerzej nieznany Japończyk, Hidetaka Miyazaki, który zajmował się wcześniej w From Software serią Armored Core.
Nigdy więcej nie zagram w tytuł od From Software!
To był bardzo dziwny czas. Byłem wtedy posiadaczem trzeciej konsoli stacjonarnej Sony, która zdecydowanie niedomagała pod względem tytułów ekskluzywnych w stosunku do swoich poprzedników. Myślałem, że kupując kolejny sprzęt od Japończyków będę się świetnie bawił z kontynuacjami jrpgów i gier Capcomu, które zrobiły na mnie piorunujące wrażenie na Szaraku i Czarnulce, tymczasem coś niedobrego działo z japońskim developingiem w takmtym okresie. Prawdziwą furorę robiły produkcje dostępne na X360. Doszło do tak absurdalnej sytuacji, że w pewnym momencie tylko na amerykańskim sprzęcie można było zagrać w Lost Odyssey, Tales of Vesperię, Eternal Sonatę czy Star Ocean 4, nie licząc gier takich jak Halo 3, Gears of War, Mass Effect i Bioshock.
Robiłem wtedy dobrą minę do złej gry, poważnie zastanawiając się nad tym po co mi w ogóle PS3? Na początku była taka susza z grami z gatunku jrpg na PS3, że zdesperowany kupiłem Enchanted Arms, grę tak słabą, iż postanowiłem już nigdy więcej nie kupić niczego od firmy odpowiedzialnej za tą abominację a tak się złożyło, że jej producentem był nie kto inny a From Software. Na całe szczęście udało mi się pozbyć jednego z najgorszych niewypałów zakupowych mojego życia i zamienić je u znajomego w sklepie na wspaniałe Uncharted.
Trudne początki
Ten sam znajomy opowiedział mi później o nienzanym mi wcześniej rpgu, którego elementem charakterystycznym był wysoki poziom trudności porównywalny z Ninja Gaiden Sigma. Tytuł, w którym pierwsze skrzypce gra Ryu Haybusa dał mi mocno w kość, ale to właśnie to bardzo w nim polubiłem. Żeby w nim coś wywalczyć gracz musiał najpierw dobrze się przygotować do najtrudniejszych starć i dobrze poznać sposoby zachowania przeciwników, którzy go zabijali kilkoma celnymi atakami.
Rpgi były jednym z moich ulubionych gatunków gier wideo, więc koniecznie chciałem zobaczyć czy komuś udało się przenieść podobne zasady rozgrywki na grunt innego typu gier niż przygodowa gra akcji. Na PSN nie było dostępne żadne demo Demon’s Souls, więc wierciłem dziurę w brzuchu znajomego tak długo, aż pożyczył mi na dzień jedyną naówczas dostępną wersję tego tytułu. Gra była dostępna jedynie w azjatyckiej wersji. Na całe szczęście posiadała ona też angielskie napisy. W ten sposób zobaczyłem pierwszy raz niegościnny świat Boletarii, w którym łase na dusze demony polują na ludzi, próbując pozbawić ich resztek człowieczeństwa.
Demon’s Souls nie porwało mnie na początku. Nie była to na pewno pozycja stawiająca na graficzne wodotryski. Miałem też ogromne problemy z poradzeniem sobie z pierwszymi przeciwnikami w grze, którzy ciągle mnie zabijali a na domiar złego okolicę boletarskiego pałacu strzegły straszliwe smoki, płacące ognistym oddechem wszystko na swej drodze. Dopiero gdy znalazłem w grze pierścień redukujący o połowę utratę zdrowia po każdej śmierci i odblokowałem pierwszy skrót poczułem, że jest to coś dla mnie. Żeby osiągnąć coś w tym niegościnnym świecie trawionym przez demoniczną plagę szaleństwa i rozkładu trzeba było się napracować. Mówimy tutaj o tytule, w którym samouczek kończy się wkomponowaniem nas w posadzkę przez olbrzymiego wroga a gdy w końcu udało mi się zabić pierwszego bossa w grze szybko zostałem sprowadzony na ziemię przez innego gracza, który najechał mój świat gry i dokonał na mnie bezceremonialnej egzekucji. Witajcie w Boletarii, chciałoby się rzec.
Trudności z zaklasyfikowaniem gatunkowym Demon’s Souls
W sieci prowadzone są spory dotyczące tego jaki gatunek prezentuje tytuł, który zapoczątkował najpiękniejszą kartę historii From Software. Jest to oczywiście rpg, gdyż jak z samej definicji wynika jest to gra, w której odgrywamy jedną z wybranych przez nas ról.
Nie brakuje też głosów, że jest to zwykły hack’n’slash. Tutaj sprawa jest już bardziej skomplikowana, bo wielu graczy rozumie ten drugi termin w różny sposób. Dla jednych są to po prostu gry diablopodobne, stawiające na walkę, z elementami rpg, w których fabuła odgrywa rolę drugorzędną. Są też tacy, którzy zaliczają tu wszystkie przygodowe gry akcji, w których bohater sieka na kawałki zastępy przeciwników. Do tych ostatnich zaliczymy serie takie jak: Ninja Gaiden, Devil May Cry, Bayonetta oraz God of War. Nie widzę żadnych przeszkód, żeby razem z tymi wszystkim pozycjami wrzucić do jednego worka także Demon's Souls, bo ciężko jest mi sobie wyobrazić kogoś, kto dałby radę ukończyć je bez walki. Jest to niemożliwe.
System rozwoju postaci
Doświadczenie w Demon’s Souls stanowią dusze zdobyte przez gracza za pokonywanie demonów. Dusze są też walutą w grze, ale pozwólcie, że skupię się na ich pierwszej roli. Same nagromadzone dusze nic nam nie dają. Dopóki nie udamy się do Panny w Czerni z zawoskowanymi oczami i nie spożytkujemy u niej owych dusz nie możemy powiedzieć, że czynimy jakiekolwiek postępy w tej japońskiej produkcji. To jak je spożytkujemy zależy już tylko i wyłącznie od naszych preferencji. Jeśli mamy ochotę na używanie ciężkich pancerzy oraz mieczy musimy zainwestować w siłę i udźwig. Do tego, aby władać najpotężniejszymi zaklęciami magicznymi musimy zainwestować w inteligencję i magię. Jeśli chcemy być klerykiem, to bez inwestycji w wiarę się nie obejdzie. Ktoś kto chce używać katan albo łuków powinien skupić się na rozwijaniu zręczności a jeśli marzymy o karierze złodzieja, który wyprowadza zabójczo skuteczne ciosy w plecy lub riposty po zbiciu ciosu tarczą, to powinniśmy zastanowić się nad rozwijaniem szczęścia. O tym jak długo przeżyjemy w Boletarii zadecyduje przede wszystkim poziom naszej żywotności. Najpiękniejsze w tym tytule jest to, że poszczególne role w grze możemy łączyć, bo o tym jakiego oręża do walki możemy używać decydują parametry broni. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby grać magiem i móc używać cięższej broni, która zadaje dodatkowe obrażenia demonom dzięki potędze magii.
Demon’s Souls to najbardziej tendencyjna gra na świecie
Ekwipunek, klasy i buildy postaci są solą gier rpg, ale żadna inna gra z tego gatunku nie posiada podobnego i równie złożonego systemu tendencji świata i postaci co Demon's Souls. Wszystko to co robimy i jak traktujemy innych mieskzańców Boletarii jest poddawane ocenie przez samą grę i ustawicznie zmienia ten świat razem z nami.
Jeśli przykładowo nie giniemy i pomagamy innym graczom w potrzebie, to tendencja świata/postaci kieruje się ku najbielszej. W takim wypadku demony stają się słabsze, możliwe staje się zdobycie rzeczy niedostępnych wcześniej, bo gdzieś w świecie gry pojawiła się jakaś kładka lub drabina. Dotyczy to również npców, którzy mogą się pojawić przy najbielszej tendencji i zlecić nam jakieś zadanie.
To samo tyczy się najczarniejszej tendencji. Jeśli zginiemy kilka razy pod rząd w jakimś etapie gry lub zaczniemy zabijać innych graczy lub npców, to przeciwnicy staną się silniejsi a w świecie gry mogą się pojawić demony, których nie widzieliśmy wcześniej.
Ten system nie jest do końca zrozumiały dla laika, ale jeśli się już w niego wgryzie, to możemy w nim dotrzeć przebłysk geniuszu Hidetaki Miyazakiego i jego zespołu.
Samotność w Boletarii? Nigdy w życiu
Na uwagę zasługuje również tryb sieciowy zaimplementowany w Demon’s Souls. Został on zignorowany przez szefostwo Sony, które nie za bardzo wierzyło w sukces kolejnego projektu From Software. Podobnie było z japońskimi recenzentami. Przełomowa gra uzdolnionego japońskiego wizjonera zdobyła marne 26/40 w Famitsu i miała przejść bez echa. Zachodni gracze postanowili jednak inaczej. Wariactwo na punkcie tej spisanej na straty produkcji sięgnęło zenitu dokładnie dziesięć lat temu. Gracze, którzy bawili się z jej japońska wersją, kupowali potem wersję amerykańską i europejską, żeby podziękować w ten sposób studiu, które postanowiło stworzyć produkcję stawiającą u graczy na spostrzegawczość, nieustępliwość i koncentrację.
Jeśli ktoś nie radził sobie samemu w tym niegościnnych i rozkładającym się powoli świecie, to mógł wezwać innych graczy na pomoc, ale i tu Japończycy potrafili zaskoczyć, bo w jednym z dostępnych światów możemy zostać wezwani do niego jako boss i jesteśmy zmuszeni walczyć o człowieczeństwo z innymi graczami. Satysfakcja z pokonania myślącego gracza jest zdecydowanie większa niż pokonanie oskryptowanego adwersarza, który zawsze zachowuje się w ten sam sposób.
W świecie Demon’s Souls poznałem graczy z całego świata a z niektórymi z nich utrzymuje kontakty nawet do dziś.
Jeśli jednak życie świętoszka za bardzo nas nie interesowało, to nic nie stało na przeszkodzie, abyśmy najeżdżali światy innych graczy i stawali na ich drodze do podboju Boletarii. Kiedyś byłem wściekły, gdy walcząc z jednym ze smoków najechał mnie inny gracz i zabił. Po czymś takim człowieka ogarniała wściekłość, ale gdy później zrobiłem dokładnie to samo w świecie innego pogromcy demonów gęba cieszyła mi się od ucha do ucha.
Pomimo pewnych niedociągnięć w kodzie sieciowym, braku możliwości gry z graczami posiadającymi inną wersję regionalną Demon’s Souls, okazjonalnymi problemami z połączeniem z naszymi znajomymi oraz brakiem funkcji dowscalingu/upscalingu postaci tak, aby gracze, których dzieli przepaść w poziomach dusz mogli ze sobą zagrać, tryb sieciowy Demon’s Souls stał się istnym poligonem doświadczalnym a owe doświadcznie zdobyte przez From Software przy jego projektowaniu zaowocowało tym, czego mogliśmy doświadczyć w kolejnych grach tego studia.
Serwery Demon’s Souls zostały wyłączone w ubiegłym roku, ale dla fanów to żadna przeszkoda, bo jeden z graczy stworzył własny serwer i każdy posiadacz tej gry może dalej pomagać/atakować graczy i zostawiać wiadomości stanowiące wskazówki dla innych łowców demonów.
Świat w rozkładzie
Scenariusz Demon’s Souls nie jest czymś porywającym. Podano go graczowi w formie szczątkowej. Żeby dowiedzieć się czegoś więcej o świecie gry powinien on czytać opisy wszlekiach przedmiotów, które zdobędzie oraz rozmawiać z praktycznie każdą napotkaną postacią. Powinien też traktować wszystko co usłyszy z dystansem, gdyż nie każdy bohater w grze jest aniołem. Spotkamy w niej także persony, których dobro innych wcale nie interesuje i możemy pożałować naszego altruizmu. To wszystko doskonale wkomponowuje się formę świata, który upada, przytłoczony ciężarem demonicznego szaleństwa i zanikiem człowieczeństwa. Jest to świat, w którym wypaczeni rycerze królewscy szukają łatwej zdobyczy w celu zaspokojenia swojego głodu dusz. Jest to świat, w którym górnicy prędzej wbiją w ciebie swój kilof niż porozmawiają o warunkach wykonywanej przez siebie pracy. Jest to świat, w którym jedno z najkoszmarniejszych więzień, w którym czyhają straszni strażnicy i z którego nie ma żadnej nadziei na ucieczkę nazwano przewrotnie Więzieniem Nadziei. To świat, w którym człowiek oferujący pomoc innym pokrzywdzonym istotom może okazać się jednym z najbardziej spaczonych demonów.
Minęło sporo czasu od kiedy wizytowałem ostatni raz ten upadły i zniszczony świat. Nic się nie zmieniło od tamtej pory. Dalej odbieram go jako coś niezwykłego i to się chyba nigdy nie zmieni. Demon’s Souls wciąż pozostaje dla mnie produkcją, po której świat gier już nigdy nie będzie taki sam. Kolejne udane projekty jego autora na przestrzeni ostatnich lat, który najpierw zyskał międzynarodowy rozgłos a potem został prezesem From Software i święci ze swoją firmą największe sukcesy w historii są na to najlepszym dowodem.