Patrząc tylko na tytuł tej recenzji, można odpowiedzieć "tak" i wielu widzom taka informacja wystarczy, by wybrać się do kina. Na szczęście Grzeczni chłopcy to coś więcej niż tylko typowa, współczesna, wulgarna amerykańska komedia przepuszczona przez filtr "bohaterowie są dwunastolatkami".
Już sam pomysł na zwiastun jest bardzo dobry - jeden z producentów, Seth Rogen, wyśmiewa kategorie wiekowe przyznawane filmom mówić młodym aktorom, że chociaż robili i mówili w filmie brzydkie rzeczy, to nie mogą obejrzeć zapowiedzi, bo są za młodzi. Pominę już fakt, że sam zwiastun (tradycyjnie) pokazuje zdecydowanie za dużo. Sprytna reklama przedstawia zaskakująco przemyślany film, w którym jest równie dużo przekleństw, co serca i ciepła.
Poznajemy Maksa, klasycznego głównego bohatera, everymana (którym by był, gdyby właśnie nie zaczął szóstej klasy) i jego dwóch najlepszych kumpli, Lucasa, grzecznego miłośnika gier i przestrzegania zasad, i Thora, chcącego być groźnym łobuzem, bo to zabezpieczy go przed byciem ofiarą znęcania się. Chłopaki są w rozkroku między byciem dziećmi, a nastolatkami i zaraz trafi im się okazja, by poprawić swój status. Soren, najbardziej wyluzowany dzieciak w klasie, zaprasza ich na. Imprezę. Z. CAŁOWANIEM. O żesz ku*wa.
Cały film to niecałe 90 minut klasycznej formuły, jaką znamy choćby z Supersamca czy Projektu X. Najlepsi kumple trafiają na coraz to nowe przeszkody, dzięki czemu poznają się lepiej, a widzowie im kibicują. Trik polega na tym, że wszystko pokazane jest z perspektywy bardzo nieletnich dzieciaków, co pozwala rozwinąć skrzydła w temacie żartów i podejścia do tematu z nieco innej strony. Grzeczni chłopcy to naprawdę bardzo zabawny film, idealnie podsumowujący kinowe wakacje i wprowadzający widza w dobry nastrój.
Oczywiście ten dobry nastrój wynika też z innej, bardzo ważnej rzeczy. Wszyscy (no, zdecydowana większość) widzowie powinni na tyle dorośli, by wspominanie samych siebie w wieku 11 albo 12 lat, sprawiło im dużo radości. Oczywiście polskie dzieciństwo nijak się ma do amerykańskiego, ale sposób myślenia i postrzegania świata w pewnych aspektach bywa uniwersalny. Dzięki temu Grzeczni chłopcy trafiają na podatny grunt. Dołóżmy do tego kilka bardziej emocjonalnych wątków, a otrzymamy całkiem atrakcyjną paczkę.
Aktorsko jest dobrze - chłopakom przewodzi doświadczony już Jacob Tremblay, a partnerujący mu Keith L. Williams i Brady Noon wcale nie zostają w tyle. Jest uroczo (choć panowie obraziliby się czytając takie określenie) i to działa. Kwestie techniczne są poprawne, bo w zasadzie nie zdarza się, by komedie starały się pokazać coś nowego od strony artystycznej (chlubnym wyjątkiem jest Wieczór gier), a muzyka to standardowy przekrój dobrze bujającego, basowego łupania rodem z USA.
Seth Rogen jest dla mnie wyznacznikiem pewnej filmowej jakości, jeśli chodzi o rozśmieszanie. Grzeczni chłopcy co prawda są owocem pracy duetu stojącego m.in. za amerykańską wersją Biura, ale klimat "rogenowsko-francowski" czuć tu na kilometr. Grzeczni chłopcy są więc filmem przeznaczonym dla pewnego typu widza, ale jednocześnie dziełkiem uniwersalnym i przystępnym. No i zabawnym. A to przecież w komedii jest najważniejsze. 7/10