Zwycięstwo twórców zwycięstwo widzów - recenzja filmu Parasite - fsm - 28 września 2019

Zwycięstwo twórców, zwycięstwo widzów - recenzja filmu Parasite

Nie umiem odnaleźć jednej, głównej przyczyny, dzięki której koreańskie kino z taką łatwością łączy w ramach jednego filmu różne emocje i staje się w dużej mierze zrozumiałe dla zachodniego widza. Twórcy z tego kraju z powodzeniem zaliczają klasyczne azjatyckie straszaki (Opowieść o dwóch siostrach), melancholijne opowieści o życiu (Wiosna, lato, jesień, zima ...i wiosna) czy totalne kino zemsty (Oldboy albo I Saw the Devil), a nawet jeśli filmowcy romansują z Hollywoodem (Snowpiercer, Okja) to i tak wychodzi to przynajmniej dobrze. Parasite, najnowsze dzieło Bong Joon-ho, to kolejny sukces w zasadzie na każdym polu.

Informacja przekazywana od widza do widza mówi, że na seans Parasite najlepiej iść bez specjalnej wiedzy na temat fabuły, zupełnie w ciemno. Trudno jest osiągnąć taki stan umysłu, szczególnie że od premiery minęło już trochę czasu, ale spróbuję nie popsuć zabawy tym, którzy filmu jeszcze nie widzieli, a do recenzji mimo wszystko sięgną.

Poznajemy rodzinę Kimów - syn, siostra, matka, ojciec - która nie radzi sobie najlepiej. Żyją na poziomie ziemi (dosłownie, z okien ich mieszkanka widać pięty pijaków zataczających się w uliczce), czczą świętą trójcę w postaci Androida, WiFi i WhatsAppa, niedojadają i żyją marzeniami. Do czasu. Gdy kolega Ki-woo proponuje mu zastępstwo podczas lekcji angielskiego udzielanych córce ekstremalnie bogatych rodziców, otwiera się nowy rozdział nie tylko dla młodego chłopaka, ale dla wszystkich Kimów. I niech ten punkt wyjścia wystarczy.

Parasite to kino przebogate znaczeniowo, gatunkowo i emocjonalnie. Duży nawias okalający wszystko to mroczna satyra na współczesne (głównie koreańskie, ale nie tylko) społeczeństwo. W nim znajdują się mniejsze nawiasy - czarna komedia, rasowy thriller, rodzinny dramat i film o oszustach. Przejścia między tymi gatunkami są płynne, dobrze zbudowane, nienachalne. Bong Joon-ho świetnie odnajduje się we wszystkich tych klimatach, dzięki czemu jego film wygląda, brzmi i "czuje się" zupełnie naturalnie.

Nieco ponad dwugodzinny seans mija błyskawicznie, a początkowe rozbawienie i zaciekawienie przeradza się w fascynację. Nie ma tu żadnej postaci, która jest jednoznaczna. Biedni mają swoje dobre i złe strony, tak samo bogaci. Kibicujemy różnym bohaterom na różnych etapach tej fabuły. Aż do samiutkiego końca, który godnie zamyka wszystkie wątki. Parasite to filmowy fundament zbudowany przez niezwykle utalentowanego twórcę, na którym postawiono fantazyjną budowlę pełną różnych interesujących zakamarków. Trudno przyczepić się do czegokolwiek - aktorzy błyszczą, scenariusz jest precyzyjny, strona techniczna bardzo kompetentna. Nie mam wątpliwości, że Parasite to jeden z najlepszych filmów 2019 roku. I za to 9/10 :)

fsm
28 września 2019 - 18:26