Recenzja: Dr Stone #1 - Froszti - 7 lutego 2020

Recenzja: Dr Stone #1

Wydawnictwo Waneko w ostatnim okresie zaczyna mocno rozpieszczać rodzimego czytelnika, dostarczając na rynek coraz to większą liczbę potencjalnych mangowych hitów. Obok Dororo i Hyakkimaru na sklepowych półkach pojawiła się również seria Dr. Stone, której raczej nie trzeba specjalnie nikomu przedstawiać, szczególnie biorąc pod uwagę ogromną popularność anime. Czy papierowe wydanie tego tytułu spotka się z równie ciepłym przyjęciem miłośników japońskiej popkultury, jak telewizyjna produkcja?

Życie na ziemi toczyło się swoim naturalnym rytmem, do dnia, kiedy to wszyscy i wszystko nie zamienia się w kamień. Od tego momentu mija 3700 lat, a z wiecznego skamieniałego odrętwienia po tak długim czasie udaje się wyrwać tylko dwójce licealistów Senku i Taiju. Ten pierwszy to niesamowity geniusz, którego umysł przewyższa najwybitniejszych dawnych badaczy. Drugi z nich niebyt grzeszy inteligencją, za to dysponuje niesamowitą siłą. Tylko należyta współpraca tej dwójki pozwoli im nie tylko przetrwać, ale również myśleć o ratunki reszty ludzkości.

Pod względem fabularnym i klimaty, miłośnicy postapo powinni być więcej niż zadowoleni. Opustoszały świat, który technicznie cofnął się do epoki kamienia łupanego i dwójka bohaterów, którzy starają się wykorzystać swoje mocne strony, aby za wszelką cenę przetrwać. Należy jednak pamiętać, że jest to shōnen, a jak na dobrą mangę tego rodzaju przystało, od samego początku ma być szybko, dynamicznie, widowiskowo i z nutką humoru. Genialny umysł Senku nie tylko dość szybko pozwala na stworzenie podstawowej infrastruktury umożliwiającej przetrwanie, ale również odkrywa on miksturę umożliwiającą ponowną przemianę kamienia w żywą tkankę. W wyniku kilku nieprzewidzianych wydarzeń kolejną osobą, którą budzą jest piekielnie silny Tsukasa, który w przeciwieństwie do Taiju nie stroni od walki. Dopiero w tym momencie zaczyna się właściwa fabuła i prawdziwa walka na śmierć i życie. Szybko okazuje się, że ich nowy towarzysz ma swoją wizję świata, w której nie ma miejsca dla starych i słabych. W przeciwieństwie do Senku nie ma on zamiary ratować wszystkich ludzi i nie pozwoli, aby ktoś stanął na drodze jego planowi dominacji nad nowym światem. Historia od tego momentu zaczyna się rozwiać w naprawdę ciekawym kierunku, łącząc typowe postapokaliptyczne klimaty z mrocznie zapowiadającą się widowiskową akcją i świetnie wykreowanymi wyrazistymi bohaterami. Do tego wszystkiego należy dodać wspomnianą wcześniej nutkę specyficznego humoru, który doskonale wpasowuje się w treść komiksu i mimowolnie wywołuje na twarzy czytelnika szeroki uśmiech.

Jeżeli za warstwę artystyczną mangi odpowiada nikt inny jak sam Boichi, to można być pewnym, że otrzyma się dzieło cieszące oczy genialnymi rysunkami. Już sam wstęp pokazuje kunszt artysty. Skamieniała skorupa pokrywająca stopniowo kolejnych ludzi i cały świat już w kilku pierwszych stronach pokazuje, że kolejne kadry będą oferować sporo wyrazistości przy jednoczesnym zachowaniu emocjonalności postaci i należytej dynamiki. Intensywna, wyrazista kreska w kreacji postaci świetnie kontrastuje z bardziej delikatnymi tłami, która cieszą oko, ale nie przebijają się na plan pierwszy. Oczywiście znajdziemy tutaj również dość specyficzne podejście (mocno karykaturalne) do rysowania mimiki twarzy, podkreślając w tej sposób humorystyczne momenty.

W przypadku rodzimego wydania należy wspomnieć o świetnym tłumaczeniu, które operuje zarówno luźnymi tekstami podsycającymi humor, jak i bardziej naukową treścią podaną w sposób łatwy i przystępny.

Po lekturze pierwszego tomu śmiało można napisać, że szykuje się nam naprawdę bardzo dobra pozycja, która powinna w pierwszej kolejności zaciekawić fanów dynamicznych shounenów. Niebanalna historia, świetni bohaterowie oraz genialne rysunki pozwalają również sądzić, że manga ma szanse trafić w do dużo szerszej grupy odbiorców, którzy poszukają czegoś łatwego i przyjemnego, co zapewni im dużą dawkę frajdy i relaksu.

Radosław Frosztęga



Dziękuję wydawnictwu Waneko za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

Froszti
7 lutego 2020 - 11:09