Recenzja: Fire Force #1 - Froszti - 9 lutego 2020

Recenzja: Fire Force #1

Według ogólnoświatowych badań największym zaufaniem społeczeństwa spośród służb mundurowych od lat nieustannie cieszą się strażacy. O ile filmów z dzielnymi pogromcami ognia mamy dość pokaźną ilość, to komiksów tego typu jest tyle, co na lekarstwo. Tym bardziej powinien cieszyć każdy tytuł, który w jakimś stopniu dotyczy tego jakże ważnego zawodu. Jeśli jednak za tematykę biorą się twórcy z Japonii, można być pewny, że nie będzie mowy o „zwyczajności”, ale na pewno będzie widowiskowo.

Wszystko zaczęło się pewnego dnia, kiedy przypadkowe osoby nagle zaczęły płonąć. Później było jeszcze gorzej, ofiary samozapłonu zaczęły zamieniać się w ogniste bestie siejące spustoszenie. Do walki z nimi powołano specjalne oddziały straży pożarnej, w których swoje miejsce znalazły osoby posiadające nadprzyrodzoną zdolność kontrolowania płomieni. Jednym z nich jest młody chłopak Shinra Kusakabe, który został przydzielony do grypy ósmej. Młody „strażak” ma dwa marzenia, zostanie bohaterem i odkrycie prawdy na temat pożaru sprzed lat, w którym zginęła jego matka.

Pierwszy tomik serii pozwala zakładać, że scenariusz całego dzieła dostarczy odbiorcy sporej ilości wrażeń. Jak na dobry shounen przystało, już od samego początku jest dynamicznie z nutką tajemnicy w tle. Dość interesująco wyglądają również zaprezentowane tutaj postacie, których różne charaktery i inne motywacje, aby zostać „strażakami”, powinny w kolejnych częściach mieć wymierny wpływ na relację całej jednostki. Atsushi Ōkubo już w swojej poprzedniej serii Soul Eater udowodnił, że potrafi połączyć nieźle wykreowane postacie z dynamiczną historią, więc o jakość tego elementu mangi, raczej można być spokojnym. Nie zabrakło tutaj również warstwy humorystycznej, która będzie tutaj reprezentowana przez „żarty z podtekstem”. Jednym się to spodoba, inni przejdą obok tego elementu obojętnie, wszystko kwestia gustu. Na chwilę obecną (na podstawie pierwszego tomu), można jednak stwierdzić, że taki tego rodzaju humor doskonale podkreśla rozrywkowy charakter komiksu.

Dobrze przemyślany scenariusz jest bardzo ważnym elementem każdego graficznego działa popkulturowego, nie ma on jednak racji bytu, jeśli nie współgra z należycie dobrą oprawą. Pod tym kontem, śmiało można napisać, że jest dużo lepiej niż dobrze. Technika rysowania postaci wymusza ponowne przypomnienie o innych dziele artysty (Soul Eater), tym razem jednak kreska wydaje się o wiele bardziej zdecydowana i pewniejsza, nadając tym samym bohaterom należytej wyrazistości. Na wielkie słowa uznania zasługuje również dbałość o detale strojów/wyposażenia, jak i umiejętne pokazanie dynamiki poszczególnych akcji. Buchające płomienie być może nie mają zbyt wiele z prawami fizyki, jednak trudno nie docenić ich widowiskowości. Jeśli chodzi zaś o tła, to potrafią one cieszyć oko swoją szczegółowością, chociaż i tak w większości kadrów będziemy widzieć królującą biel, która o dziwo tym razem tak bardzo nie przeszkadza.

Jeśli chodzi o jakość samego wydania, to na pewno pierwsza uwaga potencjalnego czytelnika zostanie zwrócona na połyskliwe wykończenie niektórych elementów obwoluty. Wygląda to bardzo dobrze, ale łapie niebywale szybko ślady po palcach. Na temat rodzimego tłumaczenie nie można napisać nic innego jak tylko, że jest poprawne (tak samo, jak zastosowana wyraźna czcionka).

Fire Force to nic innego jak kolejny naprawdę rewelacyjnie zapowiadający się shounen, który powinien wzbudzić wiele radości pośród miłośników tego rodzaju mang. Połączenie straży pożarnej, mocy nadprzyrodzonych, tajemnicy, specyficznego humoru i ładnej kreski, nie może się nie udać i można być prawie pewny, że seria znajdzie na naszym rynku spore grono czytelników.

Radosław Frosztęga



 

Dziękuję wydawnictwu Waneko za udostępnienie egzemplarze do recenzji.

Froszti
9 lutego 2020 - 10:34