Recenzja: Murcielago #14 - Froszti - 11 lutego 2020

Recenzja: Murcielago #14

Czternasty już tomik serii Murciélago oferuje czytelnikowi dokładnie to, co tytuł ma do zaoferowania najlepszego. Jest akcja, są wyraziści bohaterowie pokazujący swoje ponadprzeciętne zdolności, odrobina mroczniejszego klimatu, spora dawka humoru i oczywiście nie mogło zabraknąć chwili epatowania dorodnymi kobiecymi kształtami (chociaż tym razem w dość ograniczonej ilości).

Historia kontynuuje fabułę rozpoczętą w poprzednim tomiku. Śledztwo w sprawie tajemniczo okaleczonych zwłok młodych kobiet wkracza w decydującą fazę. Wszystkie tropy prowadzą do kanałów, w których znika Narumi. Kuroko i Uraka nie mają zbyt wielkiego wyjścia jak tylko ruszyć śladem krwi do niezbyt przyjemnie pachnących tuneli. Szybko okazuje się, że tajemniczy „morderca” ma silne powiązanie z wcześniejszymi sprawami Kuroko, a za całą sprawą kryje się jeszcze większa tajemnica.

W recenzowanym tomiku autor, który przyzwyczaił swoim fanów do mieszania wartkiej i dynamicznej akcji z dawką treści dla dużych chłopców (oczywiście przy zachowaniu pewnej granicy), tym razem idzie w kierunku mrocznego horroru. Wkroczenie bohaterek do ciasnych i ciemnych kanałów w połączeniu z enigmatycznym i przerażającym oponentem, pozwala stworzyć wyczuwalny klimat niepokoju. Baczny obserwator na pewno doszuka się w „mroczniejszej” części mangi kilku mniej lub bardziej oczywistych nawiązań do innych popkulturowych dzieł tego typu. Oczywiście tak jak zostało to już wspomniane, nie mogło zabraknąć tutaj również walki, która przecież jest znakiem rozpoznawczym całej serii. Pokonanie przeciwnika być może tym razem nie będzie zbytnio widowiskowe, ale i tak będzie stanowić należytą dawkę akcji.

Scenariusz zaczyna zataczać coraz to węższe kręgi nad tajemnicą, która spaja wszystkie dotychczas prowadzone sprawy, w które były zamieszane Kuroko i jej towarzyszki. Twórca w bardzo umiejętny sposób utrzymuje mgiełkę niewiedzy, która bardzo powoli ustępuje, odsłaniając przed czytelnikiem kolejne strzępki informacji prowadzące go do finału. Najważniejsze w tym wszystkim jest to, że schemat ten ciągle jest na tyle atrakcyjny, że chce się sięgać po kolejne części, aby dowiedzieć się co będzie dalej.

W przypadku warstwy artystycznej trudno napisać coś nowego, co nie zostało już powielone w poprzednich recenzjach. Całość jest stosunkowo prosta, ale i tak potrafi zachwycić, a co najważniejsze świetnie współgra z otoczką akcji i specyficznego humoru, która wylewa się z komiksu. Tym razem głównie ze względu na miejsce akcji, w większości teł dominuje czerń, która podkreśla klimat i eksponuje na pierwszy plan wpadające w oko rysunki postaci.

Murciélago pomimo swojej mocno „samczej” otoczki, jest naprawdę dobrym tytułem, który może spodobać się szerokiej grupie odbiorców, nawet jeśli gatunek yuri nie należy do ich najbardziej ulubionych. Pozycja nieprzerwanie od pierwszej części w świetny sposób czerpie z szeroko pojętej popkultury, dostosowując poszczególne elementy do swojego specyficznego stylu, dzięki czemu trudno obok niej przejść obojętnie (jeśli tylko da się jej szanse).

Radosław Frosztęga

 

Dziękuję wydawnictwu Waneko za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

Froszti
11 lutego 2020 - 10:10