Recenzja: Shiki #10 - Froszti - 13 lutego 2020

Recenzja: Shiki #10

Ciekawa, mroczna i niebywale klimatyczna mangowa opowieść grozy, jaką jest Shiki, powoli zbliża się ku końcowi. Już niedługo na rynku pojawi się ostatni tomik serii, który miejmy nadzieję, że będzie zwieńczeniem wspaniałej historii. Zanim jednak to nastąpi, na czytelnika w części dziesiątej czeka sporo akcji, krwi i trupów, które dosłownie wylewają się z kolejnych kadrów komiksu.

Zgodnie ze starą doktryną wojenną, najlepszą formą obrony jest atak. Mieszkańcy Sotoby, którzy jeszcze nie stali się posiłkiem dla krwiożerczych nosferatu, dość mocno wzięli sobie tę sentencję do serca. Pod przywództwem doktora Ozakiego przetrząsają oni kolejne domu w poszukiwaniu „powstałych”, których poddają dość krwawej eksterminacji. Dotychczasowe role kompletnie się odwróciły i to ludzie nagle stali się myśliwymi bezlitośnie polującymi na każdego wampira. Do tej pory spokojna wioska staje się miejscem krwawej łaźni, w której trup ścieli się gęsto, a krzyki i przerażenie stały się codziennością. Sytuacja ciągle jest jednak mocno napięta i do samego końca nie można być pewnym, która strona wygra w tej wyniszczającej wojnie.

Jak do tej pory scenariusz serii w umiejętny sposób łączyć nutkę tajemnicy z coraz to bardziej dynamiczną treścią. Wszystko to niemal od samego początku było podlane solidną porcją mrocznego klimatu, który czerpał pełnymi garściami z przeróżnych Japońskich horrorów czy lokalnych opowieści ludowych. Owe proporcje zaczęły się mocno zmieniać w części dziewiątej, kiedy to obie strony (szczególnie ludzie), dobrnęli do przysłowiowej „ściany” i nie mieli już zbyt wielkiego pola manewru jak tylko postawić wszystko na jedną kartę.

Pokłosiem tego są wydarzenia pokazane w najnowszym dostępnym tomiku, kiedy to ocaleli z szaleństwem w oczach, pozbywają się każdego „powstałego”. Historia nie skrywa już przed czytelnikiem żadnej istotniejszej tajemniczy, teraz ważne jest tylko która strona przeżyje. Ilość krwi i mocno przerysowanej brutalnej „śmierci” w niektórych momentach zaczyna przypominać klasyczny slasher. Pod tą warstwą twórcy ukryli jednak dość trudne i dające wiele do myślenia pytanie: „kto w obecnej sytuacji jest prawdziwym potworem?”.

O ile fabularnie seria uległa pewnemu przeobrażeniu to pod względem oprawy artystycznej trzyma się ona pewnego przyjętego schematu. Mrok, duża dawka czerni, dość specyficzne rysunki postaci (niekiedy niepokojące kiedy indziej karykaturalne), świetnie narysowane puste spojrzenia niektórych bohaterów i dopracowane tła opierające się głównie na komiksowej fotogrametrii. Oczywiście mocno specyficzna forma rysunków nie każdemu musi przypaść do gustu, można również zarzucić rysownikowi brak rewolucyjności i poprawiania swojego warsztatu wraz z kolejnymi częściami tytułu. Nie zmienia to jednak faktu, że całość niebywale dobrze pasuje do scenariusza i tworzy z nim nierozerwalną doskonałą całość.

W podsumowaniu będę pisał za każdym razem to samo – Shiki to naprawdę świetna pozycja, która potrafi zachwycić spore grono miłośników mangowych horrorów, o ile da się jej tylko szansę. Teraz kiedy całość zbliża się do końca nie ma lepszego momentu, aby poznać całą historię, nie musząc czekać na wydanie kolejnych tomików.

Radosław Frosztęga



Dziękuję wydawnictwu Waneko za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

Froszti
13 lutego 2020 - 11:28