W ciągu trzech ostatnich lat dwukrotnie zdarzyło się, że płytą roku został dla mnie album autorstwa względnie nieznanego brytyjskiego zespołu, który bez wstydu eksperymentuje z formą. Po Arcane Roots i Sleep Token przyszedł czas na Loathe. Drugi pełnoprawny album tej ekipy ukazał się na rynku kilka dni temu, a ja nie mogę się otrząsnąć po zderzeniu z nim. Bo słuchanie go to jest momentami brutalne przeżycie.
Loathe wywodzi się z szeroko pojętego gatunku metalcore, ale szybko udowodnili, że takie szufladkowanie nie ma sensu. Wszystkie swoje hałaśliwe wydawnictwa (dwie EPki i jeden album - The Cold Sun z 2017 roku) wzbogacili o pierwiastek "czegoś więcej". Ale tego czegoś nigdy nie było tak dużo, jak na I Let It In and It Took Everything (swoją drogą - świetny tytuł!).
Album to 14 kompozycji stojących w wielkim rozkroku - od krótkiego, monotonnego, łagodnego intro, przez bazujące na samplach przerywniki, dobre alt-rockowe numery, aż po prawdziwe dźwiękowe dokręcenie śruby samemu szatanowi. Dzieje się. Ta płyta to prawdziwa podróż, która zabrała mnie w miejsca do tej pory omijane. Czyli chyba dobrze się stało, wszak podróże kształcą.
Najbardziej znanym singiel z tej płyty jest Two-way Mirror, utwór pchnięty dalej na Twitterze przez Chino Moreno z Deftones. Czy to dlatego, że kompozycja bardzo przypomina dokonania jego kapeli? Być może. A może jest to po prostu klasyczne, alternatywne, stateczne, przemyślane, shoegaze'owe granie, które ma słuchacza wciągnąć do tego świata i zachęcić do rozejrzenia się. I gdy już wejdzie, to znajdzie podobne w klimacie Is It Really You? i A Sad Cartoon, w których można się zatracić i zrelaksować.
A gdy już się zrelaksuje, to zza rogu wyjdą utwory wagi ciężkiej - Gored to orgia basu, podwójnej stopy i krzyku, Heavy Is The Head That Falls With the Weight of a Thousand Thoughts to skrzeczący death metal, a dziki Broken Vision Rhythm przez 2,5 minuty nie pozwala odetchnąć. Dużo jest na płycie momentów rozgrzanej do białości furii, która eksploduje bez litości. W aż tak ekstremalne rejony zwykle się nie zapuszczam, ale Loathe sprawiło, że tutaj wszystko gra i buczy.
No wreszcie są utwory, które swobodnie łączą soniczny cios i krainę łagodności. Aggresive Evolution to wariat, ale z pięknym refrenem, a Screaming całe jest ładne, tylko w środku hałasuje. Kontrast goni kontrast, wokalista (głownie wrzeszczy) Kadeem France to prawdziwa bestia, a gitarzysta-śpiewak Erik Bickerstaffe doskonale uzupełnia jego wysiłki. Instrumentarium na płycie jest doskonałe, elektroniczne tła dodają głębi, a całość jest wyprodukowana w tak czytelny sposób, że łatwo odnaleźć się zarówno w tych łagodniejszych, jak i bardziej ekstremalnych momentach.
Loathe wyskoczyło trochę znienacka - wcześniej nie zwrócili mojej uwagi na tyle mocno, bym poświęcił im należytą ilość czasu. Dzięki I Let It In and It Took Everything to się zmieniło. Oto bardzo ciekawa płyta, której odkrywanie fanom ciężkiego grania zapewni dużo radości przez długie tygodnie. Teraz pozostaje tylko pójść na koncert - już w czerwcu, w Poznaniu.