Śmiało można napisać, że lutowy wypust nowości komiksowych od wydawnictwa Egmont, stał pod znakiem Dzikiego Zachodu. Obok bardziej rozrywkowej klasyki pokroju Lucky Luke. Most na Missisipi, LL. Rodeo, czy kolejnego tomu serii Lonesome, pojawiła się również taka perełka jak wznowienie wspólnej pracy Jeana Van Hamme i Grzegorza Rosińskiego (Western). Album, który musi znać każdy miłośnik powieści graficznych i tytuł, który koniecznie powinien znaleźć się w kolekcji każdego miłośnika kowbojskich klimatów (o ile jeszcze jakimś cudem go nie posiada).
Akcja komiksu przenosi czytelnika do drugiej połowy XIX wieku (1868 roku). Ambrosius Van Deer zamożny właściciel potężnego rancza, nie ustaje w poszukiwaniach swojego zaginionego bratanka Eddiego, którego rodzina została brutalnie zamordowana przez Indian, a on sam przez nich uprowadzony. Dotychczasowe poszukiwania kierują go do zapyziałego i dopiero kształtującego się stanu Wyoming. To właśnie tam według niepotwierdzonych informacji ma znajdować się chłopak, który ostatnie dziesięć lat spędził pośród Siuksów. Ambrosius nie kieruje się jednak dobrocią serca i chęcią zaopiekowania się krewnym, a własnym interesem. Sytuacja dość szybko mocno się komplikuje i nastolatek zmuszony jest do rozpoczęcia nowego życia w realiach wciąż pierwotnego i niewybaczającego błędów Dzikiego Zachodu.
Pod względem fabularnym album powiela pewne westernowe klimaty, próbując pokazać zachód Stanów Zjednoczonych w swojej brudnej, niebezpiecznej i pierwotnej formie. Van Hamme nie odkrywa w scenariuszu jednak przed czytelnikiem niczego nowego, co już wcześniej nie pojawiało się na rynku popkultury (widać dużą inspirację kinem gatunkowym, szczególnie tym z lat 60-tych). Z jednej strony mamy strzelaniny, pościgi, napady na bank, kradzieże bydła, przekupnych szeryfów i rewolwerowców wynajdujących swoje zdolności każdemu, kto zapłaci. Czyli dokładnie to, co powinno znaleźć się w każdym dobrym westernie, do pełni szczęścia brakuje chyba tylko Indian (chociaż i oni się tutaj pojawiają, ale w mniej bezpośredniej formie). Z drugiej w scenariuszu nie znajdziemy „klasycznego” westernowego podziału na tych dobrych i złych. Głownie bohaterowie pojawiający się w historii nie kierują się szlachetnością czy własnym niepisanym kodeksem moralnym. Każdy z nich po prostu chce dobrze i wygodnie żyć i są oni gotowi do poświęcenia innych, aby swoją ziemską egzystencję przedłużyć. Pewna odtwórczość scenarzysty nie przekłada się jednak na spadek jakości oferowanego dzieła. Wręcz przeciwnie całość jest tak dobrze skrojona, że niebywale trudno jest się tutaj do czegoś przyczepić. Na dodatek twórca w umiejętny sposób skondensował dość złożoną historię do tego stopnia, że zmieściła się ona na zaledwie 66 stronach, za co należą mu się wielkie słowa uznania.
Bardzo dobry i przemyślany scenariusz z dość ciekawymi bohaterami nie ma prawa otrzymać miana kultowego, jeśli nie towarzyszy mu równie genialna oprawa wizualna. To, co na kolejnych kartach albumu, czytelnikom oferuje Grzegorz Rosiński trudno nie nazwać inaczej niż prawdziwymi małymi dziełami sztuki. Rysunki dość mocno nawiązują do zakorzenionego w społeczeństwie wyobrażenia Dzikiego Zachodu, przy jednoczesnej próbie artysty nadania swoim pracom pewnego rodzaju realizmu. Całość utrzymana jest w tonacjach sepii, co doskonale wpasowuje się w fabularną warstwę komiksu i nadaje jej jeszcze większej głębi. Poszczególne podrozdziały przedzielone są przepięknymi obrazami wykonanymi ręką prawdziwego mistrza, jakim niewątpliwie jest Grzegorz Rosiński.
Na temat drugiego wydania albumu nie można napisać nic innego jak tylko to, że jest bardzo dobry. Twarda oprawa ze wpadającą w oko grafią (doskonale oddającą treść dzieła) oraz bardzo dobrej jakości papier, powinny zadowolić każdego miłośnika dobrze wydanych komiksów.
Western to niewątpliwie pozycja obowiązkowa nie tylko dla fanów Dzikiego Zachodu czy miłośników twórczości autorów albumu, ale również dla każdego szanującego się komiksowego czytelnika, który szuka czegoś naprawdę dobrego, umiejącego zapewnić mu masę wspaniałej rozrywki.
Radosław Frosztęga
Dziękuję wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji.