Jesteś miłośnikiem szeroko pojętego fantasy? Nie należysz do grupy ortodoksyjnych fanów, którzy na samą myśl o pewnych odstępstwach od przyjętej normy, dostają niekontrolowanej palpitacji serca? Jesteś gotowy na prawdziwą komiksową jazdę bez trzymanki? Jeśli twierdząco odpowiedziałeś na trzy powyższe pytanie, to zdecydowanie powinieneś drogi czytelniku, zainteresować się dziełem duetu Duet Simon Spurrier, Matias Bergara pod tytułem „Coda”.
Witajcie w postapokaliptycznym świecie, gdzie każdy kolejny dzień to wielka walka o przetrwanie. Kiedyś jednak było jednak inaczej. Smoki, rycerze w swoich śliniących zbrojach, czarodzieje, magia, elfy i cała masa innych „stworzeń” wypełniany świat aż po horyzont. Wszystko zmieniło się w momencie, kiedy nadeszła tajemnicza apokalipsa zwana „Zdławieniem”. Niszczyła ona prawie całkowicie magię, która była podstawą istnienia tego świata. Kolejne królestwa zaczęły popadać w ruinę, a fantazyjny tętniący życiem świat stał się niebezpiecznymi pustkowiami.
Wszystkiego tego dowiadujemy się narracji głównego bohatera komiksu. Jest nim bezimienny bard, który przemierza niegościnne tereny w poszukiwaniu „akkeru” – zielonkowatego wywaru, który jest ostatnim źródłem „magii” na tym świecie. Podejmie się on każdego zadania i jest gotowy na każde poświęcenie, aby tylko zdobyć jego odpowiednio dużą ilość. Kryje się za tym jego wielka osobista tragedia. Jego żona została uprowadzona przez bandę odrażających i krwawych Urkenów i właśnie wspomniany akker jest dla niej jedynym ratunkiem. Bezkresna droga i niekończąca się podróż prowadzi go Rubieży, wielkiego miasta na kompletnym „zadupiu”. Ludzka osada skrywa za swoimi murami wielką tajemnicę, której odkrycie może pomoc bohaterowie w rozwiązaniu wszelkich jego problemów.
Simon Spurrier zabierając się za scenariusz swojego dzieła, nie chciał tworzyć kolejnej kalki sprawdzonych, ale również pod wieloma względami oklepanych schematów fantasy. Postanowił on pójść o krok dalej i wykreować coś naprawdę intrygującego. Zebrał on więc wszelkie najlepsze elementy gatunku, dokładnie je poszatkował, wrzucił do wielkiego gara stojącego na ogromnym ogniu, a kiedy wszystko należycie zmiękło, dodatkowo potratował to malakserem. Tak właśnie powstała „Coda” – komiks fantasy inny niż wszystkie, który ortodoksyjnych fanów twórczości Tolkiena może doprowadzić do zawału. To, z czym mamy tutaj do czynienia najlepiej chyba podsumowuje sam główny bohater, który w prowadzonym pamiętniku pisze o „świecie na potężnym kacu”. Trafne określenie szczególnie biorąc pod uwagę, że zarówno książki, komiksy, jak i inne dzieła popkulturowe z segmentu fantasy opierają się na „magii”. Kiedy nagle jej zabraknie, to wykreowany świat zalicza ostry i przymusowy detoks.
Interesująco zarysowany świat to tylko mała cząstka świetnie napisanego scenariusza. Bardzo ważną rolę ogrywa tutaj rewelacyjnie nakreślony główny bohater. Bard – czyli człowiek zajmujący się zapewnianiem „rozrywki” innym, który znany jest ze swoich ponadprzeciętnych zdolności oratorskich. Życie wobec niego było jednak dosyć okrutne, został on pożarty przez upadający świat, mocno przeżuty, przetrawiony i wydalony w stanie dalekim od tego, co było kiedyś. Stał się gburowatym podróżnikiem, który zamiast opowiadać historie, wolałby nadziać napotkanych ludzi na rogi swojego dzikiego i klnącego jak szewc „pięciorożca”. Zresztą czy można mu się dziwić? Jego umysł zaprząta teraz tylko jedna rzecz – uratowanie ukochanej.
Fabularnie jest naprawdę bardzo dobrze, jedyna uwaga, jaka może się pojawić pod kątem tego elementu komiksu, to zbyt szybka i nazbyt intensywna próba przekazania sporej ilości informacji czytelnikowi. Momentami sprawia to, że trudno się w tym wszystkim połapać i trzeba naprawdę z wielką uwagą studiować kolejne strony komiksu.
Intrygujący na wielu płaszczyznach scenariusz, który epatuje sporą dawkę odmienności, idzie w parze z równie „specyficzną” oprawą graficzną. Matias Bergara stawia tutaj na mocno wyrazisty cartoonowy styl. Na pewno jego rysunki przyciągają uwagę co do tego nie można mieć żadnej wątpliwości. Sporo dynamicznych scen, intensywna paleta barw (biel jest tutaj kolorem deficytowym) i pozwolenie sobie na pokaźną szczyptę artystycznego chaosu, sprawia jednak, że niektóre plansze są jak na mój gust odrobinę zbyt mocno przeładowane i przez to nieczytelne. Zdaje sobie jednak sprawę z tego, że dla niektórych taka oprawa wizualna będzie czymś „cudownym”.
Coda Tom 1 to doskonała przystawka do świetnej serii, którą powinni zainteresować się miłośnicy komiksowego fantasy. Oczywiście pod warunkiem, że są gotowi na pewno odstępstwa od normy i momentami mocną jazdę po przysłowiowej bandzie.
Radosław Frosztęga