Recenzja: Gdy zapłaczą cykady - Księgi pytań. - Froszti - 6 lipca 2020

Recenzja: Gdy zapłaczą cykady - Księgi pytań.

Mangi oraz anime powstałe na kanwie gier visual novel, to już nic nadzwyczajnego. Niektóre takie tytułu zdobyły większą popularność niż ich pierwowzory. Doskonałym przykładem tego może być tytuł „Gdy Zapłaczą Cykady” lub jak kto woli „Higurashi no naku koro ni”. Pozycja mocno zachwalana zarówno przez fanów animacji, jak i japońskiego komiksu, która przez wielu określana jest nawet mianem kultowej.

Głównym (lub raczej będzie tutaj pasować określenie jednym z głównych) bohaterów komiksu jest nastolatek Maebara Keiichi, który przeprowadza się z rodzicami z wielkiego miasta do małej górskiej wioski Hinamizawa, gdzie jego ojciec artysta ma znaleźć natchnienie twórcze. Spokojna okolica i przyjaźni mieszkańcy, są na tyle urokliwi, że chłopak szybko przyzwyczaja się do nowego otoczenia. Duża zasługa również w tym szkolnych koleżanek, które swoją żywiołowością i nietuzinkowymi pomysłami, pozwalają mu zapomnieć o wielkomiejskim życiu. Dobra zabawa, dużo śmiechu, radości i beztroski, jednym słowem wiejska sielanka. Wszystko zaczyna jednak się zmieniać w momencie, kiedy dowiaduje się on o przeszłości wioski, zwanej „Otchłań demona”. Odległa mroczna historia to jedno, jednak informacje o stosunkowo niedawnej serii tajemniczych zniknięć i zgonów, rozpala jego wyobraźnię. Im mocniej zagłębia się on w ten temat, tym bardziej staje się przerażony, poznając coraz więcej krwawych szczegółów. Postanawia on za wszelką cenę rozwiązać ową zagadkę, pozostaje jednak otwartym pytanie, czy mu się to uda i czy wystarczająco długo przeżyje?

Powyżej opisany zarys fabularny to tylko główna baza scenariusza, która z każdym recenzowanym tomem wygląda inaczej. Seria zasadniczo podzielona jest na dwie wielotomowe części. Pierwsze cztery tomy, stanowią księgi pytań, które mają za zadanie zaciekawić czytelnika, oferując mu historię pełną zagadek i ukrytych znaczeń, które musi sam odnaleźć, aby zrozumieć w całości opowieść. Jest to oczywiście naleciałość oryginalnego tytułu (gry visual novel). Element ten został jednak odpowiednio dopasowany do mangowych realiów i sprawdza się naprawdę bardzo dobrze.

Pierwsze trzy tomy serii (Księga uprowadzenia przez demony; Księga dryfującej bawełny; Księga morderczej klątwy) są do siebie podobne pod względem formy. Początek tomików to fabuła pełna humoru (często głupkowatego i odrobinę infantylnego, jednak na swój sposób zabawnego), dobrej zabawy i beztroskiego wiejskiego życia. Z każdą kolejną przeczytaną stroną scenariusz staje się jednak coraz bardziej mroczny, tajemniczy, krwawy i mocno zaskakujący. Zaprezentowaną konwencję formy łamie tutaj Księga czwarta (Księga Marnowania Czasu), która zaczyna się w iście hitchcockowskim stylu od krótkiego, ale mocnego akcentu, który wgniata czytelnika w fotel, aby później stosunkowo spokojniej budować całą akcję dążącą do już pokazanego finału.

Tak jak zostało to już wspomniane, poszczególne księgi fabularnie opierają się na pewnej scenariuszowej bazie, która w poszczególnych częściach jest odpowiednio dopasowywana i zmieniana. Każdy tomik to nacisk na inną bohaterkę (szkolą koleżankę Keiichiego), której przeszłość determinuje jej obecne życie i jej działania. Poruszana tutaj tematyka, z pewnością nie należy do łatwych, prostych i przyjemnych, dotykając często poważnych i emocjonalnych problemów (np. przemoc nad dziećmi, samotność, traumy przeszłości). Kolejną częścią wspólną jest wspomniany nietuzinkowy klimat, który z błogiego, szybko potrafi przerodzić się w coś naprawdę ciężkiego, mogącego wywołać u bardziej wrażliwego odbiorcy uczucie lęku (dlatego tez manga zalecana jest czytelnikowi 16+).

Śmiało można napisać, że „Gdy Zapłaczą Cykady”, to tytuł wielowymiarowy, który nie jest łatwy do zaszufladkowania w wielu swoich aspektach. Chodzi tutaj nie tylko zróżnicowane gatunki będące częścią składową scenariusza (horror, thriller, kryminał, sensacja, dramat, komedia, znajdą się nawet pewne elementy romansu), ale również jej nietuzinkową formę, która znacząco odbiega od wszystkich innych standardowych komiksów.

Nawet najlepszy niebanalny mangowy scenariusz zatraci swoje pozytywne cechy, jeśli nie będzie szedł w parze z również ekscytującą oprawą graficzną. Na całe szczęście mamy tutaj do czynienia z doskonałymi rysunkami, które podsycają niesamowity klimat tytułu. Ładne projekty postaci, całkiem nieźle wyglądające tła i geniusz artystyczny, jeśli chodzi o prezentacje bardziej mrocznych momentów i pokazanie szaleństwa poszczególnych postaci (szczególnie ich wzrok). Seria (cztery pierwszy tomy) została stworzona pod względem rysunków przez czterech różnych artystów. Księga uprowadzenia przez demony została narysowana przez Karin Suzuragi; Księga dryfującej bawełny – Yutori Hōjō; Księga morderczej klątwy - Jirō Suzuki, Księga marnowania czasu - Yoshiki Tonogai. Czterej twórcy, cztery różne style, które połączyły się w jeden i stworzyły podobne do siebie dzieło, mające tylko pewne małe różnice.

Jeżeli zaś chodzi o rodzime wydanie, to będę musiał się przyczepić do jakości pierwszego tomiku. Pewne zastrzeżenia mam nie tylko do samej gramatury papieru, która ewidentnie jest zbyt mała, przez co przeświecają rysunki z drugiej strony, ale również do jakości klejenia, które nie pozwala zbyt szeroko otworzyć tomiku (co trochę utrudnia czytanie), dodatkowo przy mocniejszym otwarciu manga trzeszczy jakby miała się zaraz rozsypać. Na całe szczęście błędy te zostały całkowicie wyeliminowane w kolejnych trzech częściach. Co do jakości tłumaczenia nie mam się do czego przyczepić i prezentuje się ono poprawnie tak samo, jak kolorowe obwoluty, przykuwające wzrok potencjalnego odbiorcy.

Biorąc pod uwagę wszelkie wymienione pozytywne aspekty dzieła, tytuł ma szansę zaspokoić popkulturowe potrzeby całej masy fanów. Pytanie jednak, czy zgadzam się z pewnymi stwierdzeniami określającymi dzieło jako „wybitne” i „kultowe”. Zdecydowanie NIE! Mamy tutaj do czynienia z bardzo dobrym tytułem, ale jednym z wielu jakie pojawi się na rynku ostatnimi czasy. Nie sądzę, żeby za X lat był on wymieniany jednym tchem obok dzieł Tezuki, Urasawy, Miury, Arakiego, CLAMPa czy Rumiko Takahashi. Nie zmienia to jednak faktu, że pozycja jest warta swojej ceny i zdecydowanie powinna znaleźć się w posiadaniu każdego fana mangi (być może zainteresuje ona swoją nietuzinkową formą nawet miłośników szeroko pojętych komiksów).

Płacz, strach, krew, mrok i wielkie tajemnice. Kilka elementów mangi, dla których tłumy tracą głowę.

Dziękuję za udostępnienie tytułu do recenzji wydawnictwu Waneko.

Froszti
6 lipca 2020 - 11:16