Kolejny film o Boracie - recenzja - fsm - 26 października 2020

Kolejny film o Boracie - recenzja

Borat, kazachski reporter telewizyjny, był lata temu częstym gościem programu Da Ali G Show, w którym Sacha Baron Cohen wcielał się w cudownie tępego wcale-nie-czarnego prawie-rapera i robił sobie niezłe jaja. Borat to oczywiście również Sacha Baron Cohen i - podobnie jak Ali G - także on doczekał się swojego filmu komediowego, który w 2006 roku rozbił bank i szybko stał się kultowy w pewnych kręgach. 14 lat później dostaliśmy kontynuację, której nikt się nie spodziewał. Borat Subsequent MovieFilm (czy też Kolejny film o Boracie, jak twierdzi polskojęzyczna aplikacja Amazon Prime Video) w piątek zadebiutował w streamingu. I co?

I solidny jest to film, zabawny, bardzo mocno związany z obecnymi czasami (nie bez powodu premiera wyprzedziła rychłe prezydenckie wybory w USA), ale jednocześnie nieco inny od poprzednika i przez to może niektórym nie przypaść do gustu. Oczywiście grubą kreską oddzielam tu widzów, którzy krzywią się na myśl o seksistowskich żartach albo wykorzystaniu krwi menstruacyjnej do gagu. Borat nie jest dla nich i oni na pewno o tym wiedzą.

Borat Subsequent MovieFilm przedstawia znanego wszystkim dziennikarza jako osobę, która musi zmazać hańbę, jaką okryła swój kraj - po sukcesie pierwszego filmu świat śmieje się z Kazachstanu i teraz jedyną szansą na odzyskanie szacunku jest ofiarowanie wpływowemu amerykańskiemu politykowi wyjątkowego podarunku. Borat pędzi więc do US i A, a na miejscu czeka go zupełnie nowy świat - ludzie rozpoznają go na ulicy, demokraci rozsiewają plotki o jakimś fałszywym wirusie, a jego córka nagle pragnie mieć jakieś prawa. Wszystko stoi na głowie!

Nowa produkcja oferuje nieco więcej sekwencji oskryptowanych, w pełni wyreżyserowanych, co zmienia nieco odbiór całości. Fabuła podąża bardzo filmowym torem, oferując nawet niezły zwrot akcji na koniec. Ale przecież siła Borata to jego interakcje ze zwykłymi ludźmi i tego w nowym filmie też dostajemy sporo. Od mieszkania z miłośnikami teorii spiskowych, przez wizytę u chirurga plastycznego po wysyłanie absurdalnych faksów przy pomocy niezwykle cierpliwego pana w punkcie ksero. Potencjalny problem polega na tym, że w tym Boracie jest więcej społecznego komentarza (związanego z pandemią i wyborami - o skandalu z doradcą Trumpa chyba wszyscy już słyszeli?) niż klasycznych wygłupów. Czyli: film jest zabawny, momentami bardzo, ale w dużej mierze po prostu skłania do zastanowienia się nad pewnymi sprawami. Nie ma w tym niczego złego (wręcz przeciwnie!), ale może delikatnie zaskoczyć niektórych widzów.

Sacha Baron Cohen oczywiście bryluje jako tytułowa postać (high five!), ale bezwzględnie trzeba pochwalić też Marię Balakovą z Bułgarii, dla której rola córki Borata jest pierwszym międzynarodowym występem i od razu tak udanym - nie każdy dałby radę kroku Baronowi w improwizowanych, partyzanckich scenach. Oklaski! A poza tym co? Zdjęcia w pełni filmowe zestawione z takimi dokumentalnymi, rozdygotanymi, trochę niezłej, etnicznej muzyki, wyraźne opowiedzenie się przeciwko jednej ze stron politycznej sceny, sporo serca i pomysłów. Ale największym zaskoczeniem jest sam fakt, że film powstał w tajemnicy i dostajemy go niedługo po ogloszeniu, że istnieje. Kolejny film o Boracie nie jest tak zabawny i przełomowy jak Borat: Podpatrzone w Ameryce, aby Kazachstan rósł w siłę, a ludzie żyli dostatniej, ale ma do przekazania cut więcej, kosztem humoru. W 2020 roku naprawdę o więcej nie trzeba prosić. Ode mnie 7/10.

Więcej w podcaście Hammerzeit.

fsm
26 października 2020 - 14:07