Wytwórnia Blumhouse zdominowała rynek pełnometrażowych horrorów - od lat produkują uznane przez widzów i często również krytyków produkcje, które świetnie zarabiają (serie Naznaczony i Noc oczyszczenia, Uciekaj, Split czy Niewidzialny człowiek). Ta marka u fanów horrorów wywołuje pozytywne skojarzenia, więc gdy Amazon użyczył swojej platformy by zaprezentować antologię strasznych filmów Welcome to Blumhouse, zaciekawiłem się tematem. W październiku widzowie dostali cztery półtoragodzinne produkcje "z dreszczykiem", w przyszłym roku pojawią się kolejne cztery. Szybkie przeklikanie kilku stron kazało sądzić, że film Nokturn jest najlepszą propozycją. Jeśli tak jest w istocie, to chyba na pozostałe trzy nie ma co tracić czasu.
Korzystając z zaproszenia do "domu Bluma" trzeba wziąć poprawkę, że oferowane tam filmy nie są wysokobudżetowymi produkcjami pełnymi znanych twarzy. To jest poziom filmu telewizyjnego, ale robionego dla platformy streamingowej. Z tego też powodu Nokturn już na starcie przegrywa np. z dużo lepiej zrobionym, straszniejszym i ciekawszym filmem Perfekcja, który pojawił się na Netfliksie 2 lata temu i zahacza o podobną tematykę. Ale po kolei.
Nokturn, debiutanckie dzieło Zu Quirke, to wypadkowa filmów Whiplash i Czarny łabędź, dziejąca się w środowisku uzdolnionych muzycznie młodych ludzi. Bliźniaczki Vivian i Juliet doskonale grają na fortepianie, ale to ta pierwsza jest gwiazdą, która uczy się u najlepszego nauczyciela w szkole, która dostała się na najlepszą uczelnię, która jest ładniejsza i bardziej lubiana. Ale przecież to bliźniaczki, więc zawsze się dogadają, prawda? Film twierdzi, że nie. Że zamknięta w sobie Juliet w końcu pęknie. A wszystko za sprawą nawiedzonej partytury. Brzmi dziwacznie, ale na szczęście w kontekście filmu wszystko składa się do kupy, nawet jeśli do ideału długa droga. Bo Nokturn horrorem jest bardzo słabym, ale za to nieźle pokazuje rozpadającą się psyche młodej dziewczyny pod presją.
Pochwalić trzeba rolę Sydney Sweeney, która niezwykle przekonująco oddaje rozterki Juliet, atmosfera gęstnieje dzięki muzyce autorstwa Gazelle Twin, a kilka kadrów może się podobać, szczególnie powracający motyw żółtego światła i "żyjącego" zeszytu. Film jest jednak nieco za długi i nieźle budowane na początku napięcie ostatecznie gdzieś się rozmywa i nawet przyzwoita końcówka nie nadrabia tego braku. To nie powinien być telewizyjny film, to powinien być godzinny odcinek serialu. Coś jakby horrorowe Czarne lustro. Być może moje oczekiwania zbytnio zaważyły na ostatecznym rezultacie - zbyt dużo horrorów widziałem, by Nokturn zrobił na mnie duże wrażenie. To dziwaczna historia dziejąca się w ciekawym środowisku, dobrze oddająca trudy dążenia do perfekcji, ale zbyt rozciągnięta i pozbawiona prawdziwego pazura. Gdyby nie znana marka, pewnie prawie nikt by na ten film nie zwrócił uwagi. Dacie szansę? Ode mnie naciągane 6/10.