Recenzja komiksu Mroczni Sędziowie. Upadek martwego świata: Księga 2 - Froszti - 12 kwietnia 2021

Recenzja komiksu Mroczni Sędziowie. Upadek martwego świata: Księga 2

Czterej jeźdźcy apokalipsy – Mroczni Sędziowie niosą ze sobą zniszczenie wszędzie tam, gdzie się pojawią. Dla nich samo życie jest wielką zbrodnią, za którą grozi jedna możliwa kara – śmierć. Celem ich istnienia jest przemiana świata w jedną wielką nekropolię, co jest już nieuniknione.

Po raz pierwszy czwórkę zagłady (sędziego Śmierci, Strachu, Pożogi i Pomoru) poznaliśmy w momencie, kiedy przemierzali oni wymarłą planetę w poszukiwaniu niedobitków, aby wymierzyć im odpowiednią „karę”. W albumie Mroczni Sędziowie. Upadek martwego świata: Księga 2 zamówionym z popularnej księgarni internetowej, przenosimy się w przeszłość do czasów, kiedy to świat nie był jeszcze jedną wielką nekropolią, a jednostki wierzyły, że udało się jakoś powstrzymać to szaleństwo śmierci. To właśnie wtedy młoda Jess Childs zbiera drużynę śmiałków, którzy zrobią wszystko, aby uratować Sędziego Fairfaxa, ostatniego prawdziwego „sprawiedliwego”, który jako jedyny może potrzymać postępującą apokalipsę. Muszą więc oni dostać się w trzewia Sektora Mieszkalnego 13, gdzie czekać będzie na nich wiele okropności. Co prawda finał tych zmagań jest nam już dobrze znany (oczywiście, jeśli czytało się pierwsza część serii), ale i tak warto prześledzić losy bohaterów, na których czeka prawdziwy horror.

Zaserwowana tutaj historia, podobnie jak we wcześniejszym albumu, zdecydowanie nie jest dla każdego. Decydując się sięgnąć po ten tytuł, należy być gotowym na naprawdę mocne, mroczne i chwilami skrajnie pokręcone treści. Niekiedy fabuła jest tak przepełniona wszelkiego rodzaju okropnościami, że niektóre horrory wydają się być przy tym bajkami dla grzecznych dzieci.

Historia jest tutaj dość epizodyczna, gdzie scenarzysta stara się ukazać różnych bohaterów. Momentami przyglądamy się poczynaniom „Sędziów Śmierci” i ich wypaczonej „sprawiedliwości”. W innych fragmencie śledzimy losy „drużyny” próbującej uratować Fairfaxa, której członkowie mają swoje poważne chwile słabości i załamania. Czasem scenarzysta rzuca więcej światła na wykreowany świat, pokazując zwykłych ludzi walczących każdego dnia o przetrwanie na terenach poza miastem. Sprawia to wszystko, że komiks jest dość dynamiczny i niebywale sugestywny (niektóre sceny). Historia co prawda nie jest porywająca i pozostawia wiele miejsca na domysły i spekulacje, stanowi jednak ciekawy i łakomy kąsek dla fanów uniwersum. Należy jednak pamiętać o tym, że kolejne strony tytułu są wypełnione sporą dawką potworności, którą zaakceptują tylko czytelnicy o mocnych nerwach. Skrajnie zwariowana treść nie powinna specjalnie dziwić, szczególnie jak weźmiemy pod uwagę fakt, że cała seria zaczęła się od jednego z nocnych koszmarów nawiedzających autora.

Niewątpliwie bardzo ważnym (jeśli nie najważniejszym) elementem tytuły jest jego prawa graficzna. Dave Kendall serwuje nam artystyczną dawkę potworności, śmierci i czystego szaleństwa, od których trudno jest oderwać wzrok. Niektóre kardy są tak bardzo sugestywne, że odbiorcy będzie odczuwał nie tylko strach, ale również chwilami pewne obrzydzenie. Śmiało można napisać, że jest to komiksowa „sztuka”, która w sposób idealny dopasowuje się do treści dzieła, nadając albumowi jeszcze większej niesamowitości.

Tytuł jest więc genialną dawką mrocznej historii dziejącej się w postapokaliptycznym świecie, który powinien zwrócić uwagę zarówno miłośników klasycznego Dreeda, jak i tych pragnących „mocniejszych” komiksowych wrażeń. Polecam sprawdzić również inne warte uwagi komiksy i bestsellery w księgarni TaniaKsiazka.pl.

Mroczna i mocno szalona dawka potworności, tylko dla czytelników o mocnych nerwach.
Froszti
12 kwietnia 2021 - 11:13