Bardzo się cieszę, że John Krasinski dał się przekonać do nakręcenia drugiej części bardzo udanego Cichego miejsca. Kontynuacja jest momentami jeszcze lepsza, choć nadal można trochę psioczyć na logikę niektórych scen. Ale po co, gdy poziom napięcia wybija poza skalę. A o to w horrorach chodzi!
Ciche miejsce 2 zaczyna się dokładnie tam, gdzie skończył się poprzednik. Dzielna mama właśnie zastrzeliła stwora, którego superczuły słuch został zbombardowany przesterem z implantu niesłyszącej córki. I teraz obie panie, noworodek i płochliwy syn muszą opuścić swój dom w dolinie, by szukać bezpieczeństwa wśród innych ocalałych. Czyli oto film, którego sporą część była wariacją na temat "home invasion", zmienia się na chwilę w post-apokaliptyczne kino drogi z klimatem rodem z The Last of Us. Poznajemy nowe miejsca, nowych ludzi (ze wskazaniem na straumatyzowanego Cilliana Murphy'ego) i mierzymy się z tym samym zagrożeniem. I to działa!
Krasiński do perfekcji opanował budowanie napięcia i inscenizowanie wbijających w fotek scen, używając do tego zaskakująco małego budżetu. Ciche miejsce 2 otwiera retrospekcja z pierwszego dnia inwazji, która okazuje się druga najlepszą częścią całego filmu. Pierwsze miejsce dzierży dziejąca się w drugiej połowie historii trójwątkowa sekwencja - tak mocno na mnie podziałała, że musiałem ściągnąć maseczkę, żeby przygryźć palec. Oklaski, panie reżyserze!
Bohaterowie z jedynki nie zmienili się jakoś bardzo, ale scenariusz bardziej koncentruje się na dzieciakach i nowym bohaterze, Emmecie, dzięki czemu całość wydaje się świeża, mimo powielania pewnych typowych dla tego rodzaju filmów fabularnych tropów. Aktorsko jest zacnie, technicznie również (szczególnie po stronie dźwięku i muzyki), tempo jest super, a skondensowana forma filmu (ok. 90 minut) sprawia, że trudno się do czegoś przyczepić, bo oto mamy kolejną scenę, kolejne wyzwanie, albo bo właśnie historia się skończyła.
Ale tak naprawdę się nie skończyła, bo Ciche miejsce 2 już jest sukcesem, więc zapowiedziano trzecia i ostatnia odsłonę tej opowieści. Póki co jednak wizytę w multipleksie po tak długiej przerwie oceniam bardzo wysoko. Film idealnie nadaje się do oglądania na wielkim ekranie, jego ogólna jakość jest bardzo wysoka, a publiczność dostosowała się do wymogów (było cichutko!). Jeśli podobała Wam się jedynka, to nie ma co się zastanawiać. Trzeba iść!