Recenzja mangi Fire Force #7-#8 - Froszti - 12 czerwca 2021

Recenzja mangi Fire Force #7-#8

Strażacy, demony, tajemnice i masa akcji. Taka mieszanka nie mogła się nie udać, więc nic dziwnego, że seria Fire Force zyskała spore uznanie pośród miłośników shounenów. Poprzednie tomy wypełnione były masą widowiskowej historii, pora więc sprawdzić co autor przygotował dla czytelników w częściach siódmej i ósmej.

Poprzednia odsłona serii epatowała naprawdę mocną akcją, która doskonale pokazywała potencjał bojowy „ósemki”. Nic więc dziwnego, że sekcja zwróciła na siebie uwagę. Dzięki temu zyskała ona tajemniczego pracownika sekcji badawczej, który będzie zajmował się tam nie tylko sprawami naukowymi. To jednak nie koniec nowej rekrutacji. Postanowiono również spróbować zatrudnić wybitnego mechanika, którego wszyscy chcą u siebie, on jednak konsekwentnie odmawia każdemu. Shinra z przyjaciółmi otrzymuje zadanie przekonanie Vulcana. Nie będzie to jednak takie łatwe, nie tylko ze względu na jego uparty charakter, ale przeciwników, którzy pojawią się na scenie.

Poprzednie rozdziały tak jak zostało to już wspomniane były w serii mocno nastawione na widowiskową ognistą akcję. W części siódmej autor postanawia więc zaserwować czytelnikowi odrobinę bardziej stonowaną historię. Mamy tutaj do czynienia z naprawdę dobrze przygotowaną mieszanką treści. Znalazło się tutaj miejsce na intrygujące postępy fabularne, przedstawienie kilku nowych postaci, mocniejsze rozbudowanie świata i odkrycie kilku jego tajemnic. Obok tego wszystkie nie zabrakło jednak typowej dla serii warstwy humorystycznej i solidnej porcji widowiskowości. Początkowo cała fabuła rozwija się dość powoli, mocniej skupiając się na dialogach i pokazaniu części historii Vulcana. Z każdą kolejną stroną robi się jednak coraz ciekawiej, a akcja zaczyna gęstnieć, zmierzając do bardziej widowiskowych treści. Sporo miejsca na pokazanie swoich zdolności dostał tutaj również Arthur. Jest to naprawdę niezła postać, która do tej pory nie miała większej możliwości zabłyśnięcia. Na temat samego Shinry nie ma sensu zbyt dużo pisać. Jak na główną postać historii przystało, musiał on wypełnić sporo miejsca w tomiku i kolejny raz pokazać, że chce zostać wielkim „bohaterem”. Niczego odkrywczego nie można napisać na temat samej warstwy wizualnej mangi. Autor nadal sprawuje się w tej materii doskonale, tworząc rysunki, które naprawdę mogą wywoływać szeroki uśmiech zadowolenia.

Sam początek tomiku ósmego to zakończenie „rekrutacji” Vulcana, co dla Shinry oznaczało nie tylko konieczność pokonania nowego wroga, ale również ponowne spotkanie z bratem. Nie spodziewał się on jednak, że ukochany młodszy braciszek będzie członkiem znienawidzonej przez niego organizacji. Autor powraca tutaj na utarte tory, wypełniając mangę masą mocniej i widowiskowej akcji. Wszystkie ukazane tutaj początkowo wydarzenia są preludium dla nowego wyzwania, przed jakim stanie „ósemka”. Najwyższa pora, aby strażacy przeszli do ofensywy i „odwiedzili” przeciwnika na jego terenie. Kolejne strony mangi nie są jednak tutaj wypełnione tylko akcją. Można znaleźć tutaj również trochę luźniejszej treści z w której to bohaterowie szlifują swoje umiejętności, co jednocześnie stanowi tutaj warstwę humorystyczną. Odpowiednie spowolnienie tempa przedstawionej tutaj akcji przez autora, do doskonały pomysł. Szczególnie że końcówka tomiku to początek naprawdę mocnego wątku, który już po kilku pierwszych planszach pokazuje swój ogromny potencjał.

Fire Force #7-#8 nadal więc utrzymuje wysoki poziom początku serii, zapewniając czytelnikowi masę dobrej rozrywki, jednocześnie od czasu do czasu potrafiąc go mile zaskoczyć fabularnie. Pozycji raczej nie trzeba polecać miłośnikom dobrze napisanych i narysowanych shounenów. Jeśli jednak jakimś cudem ktoś taki nie miał jeszcze okazji obcować z tytułem, to czym prędzej musi nadrobić zaległości.

Ognista porcja akcji, świetnie wykreowane postaci i kilka fabularnych zaskoczeń.

Dziękuję wydawnictwu Waneko za udostępnienie mangi do recenzji.

Froszti
12 czerwca 2021 - 10:57