The Promised Neverland to seria, której raczej nie trzeba nikomu przedstawiać. Zarówno świetne anime, jak i rewelacyjna manga, zyskały w naszym kraju spore grono wiernych fanów. Nie każdy z nich jednak wie, że obok tego wszystkiego dostępna jest również light novelka zatytułowana The Promised Neverland: List Normana.
Przedstawiona w nowelce historia rozpoczyna się 3 listopada, czyli dokładnie w dzień „wysyłki” Normana. Chłopak, zanim zmierzy się ze swoim przeznaczenie, postanawia napisać tytułowy list, w którym chce przekazać Emmie i Rayowi wskazówki jak przetrwać i uciec z Grace Field. Stworzona przez niego korespondencja przemienia się jednak w nostalgiczną podróż w przeszłość. Norman wspomina wesołe chwile życia w sierocińcu, w otoczeniu przybranego „rodzeństwa”. Wszystko to przesiąknięte jest jego mocną miłością do swoich towarzyszy, z którymi spędził tyle wspaniałych momentów.
LN List Normana to pozycja zarezerwowana jedynie dla osób, dla których fabuła oryginału nie jest tajemnicą. Książka składa się z prologu, po którym następują cztery oddzielne historie rozgrywające się w przeszłości. Każdy z rozdziałów to mieszanka faktów, które są już znane (pokazane są one tutaj z troszkę innej perspektywy) z nową treścią fabularną. Nie należy jednak oczekiwać masy „nowości”, która znacząco rozbudowywałaby uniwersum. Określona ilość stron wymusiła na twórcach ograniczenie rozbudowy poszczególnych wspomnień i skupienie się jedynie na kilka najważniejszych elementach.
Do zalet pozycji na pewno należy zaliczyć fakt, że doskonale potrafi oddać on emocjonalność historii i samych bohaterów. Doskonale widać tutaj jak bardzo podopieczni sierocińca byli ze sobą związani i jak potrafili stworzyć namiastkę prawdziwej „rodziny”. Każda kolejna historia to mieszanka radości i zarazem dramatu, jaki przeżywa w danej chwili Norman. Całkiem dobrze prezentuje się również język powieści, który można zaliczyć do łatwych i przyjemnych w odbiorze.
Na pewno nie należy jednak oczekiwać od jej treści sporej dawki „adrenaliny”, która pojawiała się zarówno w anime czy mandze. Całość stawia tutaj na melancholię i nie ma tutaj nawet najdrobniejszego momentu mocniejszej akcji. Dla jednych może być to zaleta, dla innych zaś spora wada. Dość mylący może być również sam podtytuł książki. Tak naprawdę z „listem” mamy tutaj do czynienia tylko w krótkim prologu. Cała pozostała treść to wspomnienia, które teoretycznie są związane z Normanem. Opisane są one jednak z perspektywy kogo innego (Emmy, Normana i ostatecznie Raya). Na pewno nadaje to tytułowi pewnej „różnorodności”, ale ponownie koliduje z samym tytułem.
W ostatecznym rozrachunku The Promised Neverland: List Normana to pozycja poprawna, mogąca zapewnić czytelnikowi chwilę niezobowiązującej rozrywki, ale tylko pod warunkiem, że nie będzie on oczekiwał od książki czegoś naprawdę porywającego.
Dziękuję wydawnictwu Waneko za udostępnienie książki do recenzji.