Witam wszystkich. Nowy rok ma raptem dwa tygodnie, a ja zdążyłem sprawdzić już z dziesięć różnych produkcji. Z jednym wyjątkiem zajmuję się tytułami, o których mogliście już wcześniej przeczytać na łamach W co gracie w weekend? Jeśli jesteście zainteresowani co to za gry lub chcielibyście dodać od siebie trzy grosze, to zapraszam do dalszej części tekstu.
Gears 5 – Sezon 10.
Nowy sezon w Gearsach już rozpoczęty. Zdążyłem już w nim wbić rangę Generała. Piątka wciągnęła mnie na całego.
Razem z kolegą udało nam się przejść kampanię na niepojętym poziomie trudności. Został jedynie Młocarz, a więc przejście trybu opowieści bez skuchy i w zasadzie mogę odinstalować ten tryb.
W obecnym tygodniu autorzy Gears 5 z The Coalition udostępnili graczom bonus doświadczenia. Skorzystałem z niego i udało mi się osiągnąć trzydzieste wyzerowanie. Jestem zatem w połowie drogi. Nie jest ona zawsze usłana różami, bo o nieustępliwych graczy, którzy nie rezygnują w obliczu niepowodzeń jest naprawdę ciężko. Mam duże wątpliwości, że kiedykolwiek uda mi się zaliczyć wszystkie mapy w Hordzie i Ucieczkach na Geniuszu. Co jednak mi się uda, to mi się uda.
Zajmuję się też oczywiście kolejnymi klasami postaci. Niedawno doceniłem Sanitariusza, który potrafi cucić obalonych członków drużyny na odległość, zapewniając im solidne bonusy po ocuceniu, czy nawet cucić sojuszników zabijając przeciwników, którzy są bardzo blisko. Nie zadaje on zbyt dużych obrażeń. Jest jednak nieoceniony, jeśli trzeba utrzymać drużynę przy życiu.
Gdy tylko awansowałem go na dwudziesty poziom, zająłem się Ekspertem od robotyki, który jest kolejną wariacją Mechanika. Zamiast działka potrafi przywołać potężnego robota do pomocy, a strzałami w głowę naprawia wszystkie zbudowane fortyfikacje.
W Hordzie radzę sobie jako tako. W Ucieczkach jest zdecydowanie gorzej i coś czuję, że bez odpowiednio zgranej ekipy nie zrobię w nich już zbytnich postępów.
Gears of War 3 – What’s up, bitches?
Pierwszy onyksowy medal w tym roku zdobyty. Zostało jeszcze trzydzieści. Jestem po jednej z większych sesji w Gears of War 3, w której musieliśmy zarządzać z kolegą dwoma grupami graczy. Cieszę się, że nie jestem sam w walce o osiągnięcie Seriously 3.0. Rozmowy z innymi graczami, którzy mają podobne cele, ich doświadczenia, pomocne rady, czy opowieści o żartach z młodości, to coś co mocno motywuje mnie do dalszej walki. Sam pewnie już dawno temu odpuściłbym sobie calakowanie Trójki, ale w większym gronie jest zawsze raźniej.
Po zdobyciu onyksa Bydlak za wygranie 2500 meczów bez straty rundy mogę wreszcie przejść na jednorundowe mecze, co znacząco przyspieszy wykańczanie poszczególnych trybów. Po Strefie Wojny wezmę się pewnie za Strażnika, żeby nabijać przy okazji zabójstwa pistoletami lub za Egzekucję, żeby rozdeptywać powalonych adwersarzy.
Scott Pilgrim vs. The World: The Game – Wallace
Przez wiele lat myślałem, że już nigdy nie zobaczę szalonych przygód Scotta Pilgrima i jego paczki znajomych. Los się jednak do mnie uśmiechnął i pod koniec ubiegłego roku udało mi się pobawić trochę trybem sieciowym dodanym do gry oraz dwójką nowych bohaterów.
Obecnie staram się przejść wątek główny Wallace’m, co wcale łatwe nie jest, gdy mamy raptem trzy życia na ukończenie danej planszy, a przeciwników bez liku. Do tego zadania należy podejść w dwójnasób.
Po pierwsze, walczyć tyle, ile się tylko da, w celu zdobycia niezbędnego doświadczenia do odblokowania nowych ciosów i umiejętności, niezwykle przydatnych w tym chodzonym mordobiciu z absurdalną fabułą.
Po drugie, kasę zdobytą podczas naszych przygód należy wydać na jedzenie i przedmioty trwale zwiększające podstawowe parametry postaci takie jak siła, obrona, szybkość i siła woli. Bez tego w zasadzie nie mamy żadnych szans w późniejszych poziomach gry.
Nie jest to tak ważne, gdy gramy z kimś w kooperacji, ale, że gram sam, to muszę najpierw dopakować swoich bohaterów, aby nadawali się do czegokolwiek innego, niż wycieranie nimi podłogi przez potężnych adwersarzy, którzy stoją na drodze do szczęścia Scotta i Ramony.
Metal Gear Solid 4 – Trzeci powrót na Shadow Moses Island
Nie jestem do końca zadowolony ze swoich poczynań w MGSie 4, bo kolejny raz nie uda mi się przejść produkcji Konami bez choćby jednego zabójstwa. Ważne jednak, że wreszcie dotarłem do Czwartego Rozdziału historii starego Snake’a, a więc do jednego z moich ulubionych fragmentów całej serii wymyślonej przez Hideo Kojimę.
Powrót do miejscówek znanych z pierwszej części Metal Gear Solid to jedna z najwspanialszych podróży sentymentalnych w moim życiu i już nie mogę doczekać się tych wszystkich smaczków, które na mnie czekają. Na razie przywitałem się ze słynnym lądowiskiem, pograłem trochę z klasycznym widokiem znad głowy i zrobiłem kilka zdjęć duchom, o których nie miałem nawet pojęcia, gdy przechodziłem Guns of the Patriots za pierwszym razem.
Celem Snake’a jest uniemożliwienie wystrzelenia przez Liquida rakiety jądrowej za pomocą Metal Gear REXa. Wspomnienia wracają. To jest chyba właśnie ten moment, o którym marzyłem przez ostatnie dziesięć lat. Nareszcie mam motywację, aby ukończyć kolejny raz jedną z najlepszych produkcji dostępnych ekskluzywnie na poczciwe PS3.
The Chronicles of Riddick: Escape From Butcher Bay – Najgorsze więzienie w kosmosie
Na Kroniki Riddicka choruję od ponad piętnastu lat. Zawsze pozostawały w kręgu moich zainteresowań. Zajmuję się obecnie jednym większym projektem. Uznałem więc, że to najlepsza pora, aby przyjrzeć się temu tytułowi, będącemu skrzyżowaniem fpsa ze skradanką, polaną sosem świetnego klimatu.
Główny bohater posiada zdolność widzenia w ciemnościach, co z pewnością przyda mu się w przetrwaniu w jednym z najgorszych więzień w przestrzeni kosmicznej. Bardzo podoba mi się to, że pomimo tego, że większość czasu akcji w Kronikach obserwujemy z perspektywy jego oczu, to podczas wykonywania takich czynności jak wdrapywanie się po skrzynkach i używanie drabin możemy zobaczyć jego sylwetkę. Zawsze denerwowało mnie w fpsach wchodzenie po drabinie niewidzialnym bohaterem. Tu tego nie ma.
Z tego patentu skorzystają później twórcy Deus Ex: Human Revolution.
Co do samej produkcji, to największą jej zaletą jest klimat, ukrywanie się przed przeciwnikami i świadomość tego, że gdzieś za rogiem czeka na nas śmierć, więc czasem lepiej dobrze się zastanowić nad tym, czy chcemy sobie rozświetlić ciemność latarką i sprowadzić na nas uwagę strażników, czy poczekać w ciemnościach, aż przejdą dalej, a my pozostaniemy niewykryci.
To tyle ode mnie na ten moment. Do następnego razu.