Pełnometrażowe filmy z cut-scenek - szatański pomysł Bobby'ego Koticka - fsm - 16 września 2010

Pełnometrażowe filmy z cut-scenek - szatański pomysł Bobby'ego Koticka

Bobby Kotick, szef Activision, to Szatan. A przynajmniej w oczach wielu graczy jest kimś takim. Człek ten, niczym dobrze naoliwiona lokomotywa, pochłania kolejne kilometry torów zrobionych z pieniędzy graczy. I nie zatrzymuje się za żadnej stacji, byle dojechać do celu, jakim jest ogromniasta zajezdnia zrobiona ze studolarowych banknotów.

Oczywiście powyższa metafora nie jest do końca zgrabna i być może nie do końca prawdziwa, ale nie ma co się oszukiwać - świat graczy uwielbia wieszać psy na panu Koticku. A jaki teraz mamy powód do narzekania? Ów mistrz biznesowej strategii (ironii tutaj jest mniej - wszak firma zarabia, więc chłop musi się znać na rzeczy) postanowił sięgnąć po tworzone na silniku gry przerywniki filmowe. W jaki sposób? Najpierw cytat dotyczący faktu, że np. StarCraft II ma w sobie około godziny takich cut-scenek.

Gdybyśmy mieli tę godzinę czy półtorej wyciągnąć z gry i zaproponować naszej publiczności (których dane dotyczące kart kredytowych posiadamy, ale posiadamy też pewien rodzaj związku) obejrzenie filmu StarCraft II... To myślę, że mielibyśmy do czynienia z najlepszym otwarciem filmowym w historii.

Czy te oczy mogą kłamać?

Zaraz. Co?! Zabrać filmiki ze StarCrafta II i je sprzedawać osobno? No cóż - aż tak źle w głowie Bobby'ego Koticka nie jest (miejmy nadzieję). Jemu chodzi raczej o sprzedawanie dwa razy tego samego. Skoro grafika komputerowa jest na tak wysokim poziomie, że za kilka lat cyfrowe postacie dorównają żywym aktorom (to również słowa pana prezesa - wszak wirtualni aktorzy nie mają agentów i prawników, a to jest bardzo ważne), to dlaczego nie wykorzystać tego do dodatkowego zarobku? Filmiki w grze zostają, ale przy okazji zlepiamy z nich 90-minutowy film i sprzedajemy go bezpośrednio wszystkim zainteresowanym za 20-30 dolarów.

W ciągu kolejnych 5 lat pewnie zobaczycie, że takiego czegoś dokonamy. Być może sami, być może w porozumieniu z inną firmą. Ale przyjdzie czas, by zarobić na naszym związku z publicznością i dostarczyć im coś niezwykłego, pozwalając by dostali to bezpośrednio od nas, a nie poprzed dystrybucję kinową.

Ale oczywiście o kinach też pomyślano - kto wie, czy wizjonerski plan szefa Activision nie zaowocuje sprzedażą biletów na filmy robione na bazie silników z gier? Bo firma przeprowadziła badania, z których wynika, że ogromna rzesza konsumentów chętnie poszłaby do kina, by obejrzeć taki film jeszcze raz. A przy okazji nie da zarobić Hollywood.

Wielce jestem ciekaw Waszych opinii na ten temat. Wszak świadomy konsument zawsze głosuje portfelem. Jeśli tylko firma nie będzie bardziej ograniczać zawartości swoich produktów, a będzie chciała "jedynie" zarabiac dwa razy na tym samym (choć sprzedawanym w inny sposób) - to może nie będzie tak źle? A jeśli będzie źle... no cóż. Są jeszcze inni giganci na rynku.

PS. Dzięki temu rozwiązaniu fraza "film z gry" nigdy nie będzie brzmiała poważnie.

fsm
16 września 2010 - 16:44