Nie jestem zwolennikiem speedrunów, gdyż pokazują zazwyczaj moje ulubione gry w niekorzystnym świetle. W większości opierają się na programistycznych dziurach, lukach, nie mają żadnego związku z typowym graniem czy czerpaniem przyjemności. Kiedy widzę jak jakiś cwaniak przechodzi w 15 minut tytuł, w który zagrywałem się miesiącami ciśnienie mi skacze do niepokojących wartości. Jest jednak druga strona medalu, a jest nią szacunek.
Szanuję takich cwaniaków, bo poświęcili cenny czas na masterowanie swoich umiejętności. To równeż dowód na to, iż ten osobnik zna znacznie lepiej grę ode mnie, na jej punkcie jest wyjątkowo rąbnięty. Dotyczy to zwłaszcza wszelkiej maści cRPGów, które niosą w sobie przecież tony danych, które w trakcie rozgrywki trzeba analizować, a przynajmniej je zauważyć. Speedruny będą dla mnie zawsze taką ciekawostką, nawet powodem do drwin z ludzi twierdzących, że kiedyś gry były dłuższe (bo były! Sam tak uważam!). Kilka z nich na pewno warto obadać, aczkolwiek ostrzegam - zawierają one spojlery!
5-minutowy speedrun z Super Mario Bros do dziś wzbudza uznanie. Bo choć gra nie była specjalnie trudna, to jednak trzeba było słynnym hydraulikiem nieco poskakać:
Błyskawiczne przejście Mysta (1:45) autor filmu zawdzięcza przede wszystkim mechanice rozgrywki, która polega na "klikaniu" w odpowiednie miejsca i rozwiązywaniu po raz 4508 tych samych łamigłówek :)
Jeden z bardziej widowiskowych speedrunów dotyczy trzeciej części Mortal Kombat. To co wyczynia autor w ciągu 8 minut i 33 sekund można określić mistrzostwem świata.
Jeden z najśmieszniejszych rekordów dotyczy kultowego Morrowinda, który swoim przepychem i rozmachem może zagwarantować rozrywkę na nieco ponad...7 minut.
Ale żeby sprawiedliwości stała się zadość - najlepsza gra wszechświata czyli Fallout też do długich nie należy;0
A na koniec sympatyczna wzmianka o Left 4 Dead, czyli kampania Death Toll okiem zwykłego egoisty :)