Wylewam żale na MMO - g40st - 7 października 2010

Wylewam żale na MMO

Nie jestem wielkim fanem MMO. Właściwie to wcale za MMO nie przepadam. No dobra, nie lubię gier MMO, będę szczery do bólu. Kilkakrotnie starałem się przekonać do tego typu rozrywki. Kupiłem kiedyś, dawno temu, WOW-a. Po osiągnięciu z czternastego poziomu hunterem spasowałem. Nudziło mnie. Potem kupiłem Age of Conan. Przy trzecim podejściu do przechodzenia Tortugi spasowałem. Do dzisiaj nie wiem co kierowało ludźmi, którzy wymyślili tak durny sposób rozpoczęcia gry, jak każdorazowa kilkugodzinna konieczność powtarzania tego cholernego początku. Potem skusiłem się na Warhammera Online. Wicie, rozumicie, Stary Świat, skaveni, klimat rozpadu i lata erpegowania w tym systemie z kartką i ołówkiem w ręku były jakimś tam punktem przetargowym. O naiwności! Chyba po tygodniu skasowałem i zaorałem w pamięci gołymi panienkami z netu. Żartuję, zagrałem w EVE Online.

I to był w końcu strzał w dziesiątkę. Jedyne MMO, w którym nie muszę szlajać się jakimś ludzikiem po korytarzu pomalowanym w kolorowy las przypominający mi bajki z Misiem Uszatkiem. Nie żebym miał coś do Misia.

Tyle tylko, że trial się skończył, a mnie te dwa tygodnie czy dziesięć dni – już nie pamiętam – w zupełności wystarczyły żeby się nagrać.

Mam więc już jakiś punkt zaczepienia, dlaczego nie lubię gier MMO. Nudzi mnie konieczność wykonywania podobnych czynności. O ile jeszcze mogę napieprzać Kratosem setki centaurów przez 10 godzin, bo wiem, że doprowadzi mnie w końcu do finału, jakiegoś zakończenia, kresu tego co robię, o tyle dziesięciominutowe farmienie mobków w jakimkolwiek MMO jest już tylko zwykłą stratą czasu. Po skończeniu najgłupszej gry single player mogę sobie powiedzieć, „dobra robota chłopie, a teraz sprawdźmy coś innego”. Po ubiciu uber bossa w MMO mam świadomość, że gdzieś tam czeka kolejny uber boss, a potem kolejny, kolejny i kolejny, dopóki producentowi nie znudzi się robienie następnych dodatków. Okej, w Warhammerze rządzą bitwy PvP, ale trudno mi w tej kupie kolorowych ludzików, w chwili kiedy nawet nie odróżniam swojej postaci od dwudziestu podobnych stojących obok (kup se okulary!) dopatrzyć się choćby minimum sensu. Co kręci tych ludzi, że zamiast iść się upić, marnują czas na takie głupoty? (sorry, Łosiu ;)

Argumentu socjalizacji nie przyjmuję w ogóle. Gildie, umawianie się na rajdy, klecenie po nocach strony klubowej… Słodki Teutatesie! Jeżeli już zamiast tego nie pójdę się upić, to chociaż spróbuję socjalizacji prawdziwej, spędzonej na sesji w RPG lub na pograniu w planszówki. Po co mam zadowalać się substytutem i udawać, że mam wokół pełno przyjaciół, skoro gra MMO to jedynie bardziej rozbudowany czat.

Zwolennicy MMO spokojnie mogą mnie łoić za to co napisałem, wszystko przyjmę z najwyższą pokorą. Moim zamiarem nie jest przekonywanie kogokolwiek, że marnuje czas. Ba, moim zamiarem nie jest nawet pokazanie, że gry MMO są w jakikolwiek sposób upośledzone. To znaczy są, ale nie da się tego jednostronnie w żaden sposób udowodnić. Ja mogę ich nie lubić, ale Mietek z bloku obok może je uwielbiać. I kto ma rację? Nikt, bo z racją jest jak z pewną częścią ciała, każdy ma swoją.

Po co więc ten tekst? Bo kiedy oglądam takie filmiki jak ten poniżej, gdzie na konwencie Gen Con 2010 siedzi sobie grupka ludzi (znanych!) i jeżeli nawet w celach promocyjnych, pokazuje jak można się fajnie bawić w mało udaną czwartą wersję systemu Dungeons & Dragons, to autentycznie odczuwam żal, że to wszystko pogrzebane jest gdzieś pod tonami śmieci z napisem multiplayer. Odezwała się we mnie stara, nieużywana od dawna żyłka erpegowca. Takiego normalnego, nie skażonego jakimś tam Blizzardem. Przynajmniej mam taką nadzieję.

Poniżej jedynie pierwsza część sesji, reszty poszukajcie sobie na tubce.

g40st
7 października 2010 - 19:53