Jak się robi dobre gry? - Rock - 28 października 2010

Jak się robi dobre gry?


Podczas ostatniego BlizzConu w trakcie całej masy prezentacji, wywiadów i reportaży jakie oglądałem, uderzyła mnie wypowiedź jednego z pracowników Blizzarda na temat Diablo III (nie pamiętam dokładnie kto to był, wybaczcie zaniedbanie, materiałów było naprawdę mnóstwo). Tak czy inaczej, cała rzecz dotyczyła projektu klasy Demon Hunter. Usłyszałem mianowicie, że wstępne pomysły nie do końca przypadły wszystkim do gustu, więc… i uwaga tu cytat tygodnia: „postanowiliśmy odłożyć to na jakiś czas”. Niby nic, ale jednak, bo kto w dzisiejszym świecie ma czas, by odkładać ważny element projektu do ponownego przemyślenia na później? Czyżby tylko Blizzard ze swoim ogromnym zapleczem finansowym? Na szczęście chyba nie.

Pytanie jednak, jak wiele firm także może sobie pozwolić na takie podejście? Przypuszczam, że Valve, Gearbox, pewnie również BioWare czy Rockstar, być może też ta gałąź UbiSoftu odpowiedzialna zaAssassina, ale kto jeszcze? Mi do głowy nikt więcej nie przychodzi.

Wygląda na to, że powstały dwa style tworzenia gier. Pierwszy zarezerwowany dla mocnych producentów, którzy mają czas, zaplecze finansowe i chwytliwe marki. Drugi przeznaczony dla mniejszych firm, gdzie liczy się głównie to, by grę wydać jak najszybciej, zmieścić się między datami wydań konkurencyjnych, niekoniecznie dbając o maksymalna jakość produktu.

W zasadzie to są normalne sprawy. Problem zaczyna się wtedy gdy znane, mocne marki, trafiają z jakiegoś niewyjaśnionego powodu do tej drugiej kategorii. Tak stało się z Medal of Honor, podobnie wygląda sytuacja czwartego Gothica, czy nieszczęsnego Star Wars: The Force Unleashed II, na którymsuchej nitki nie zostawiają zachodni i rodzimi recenzenci.

Nam graczom pozostaje tylko grzebanie w domysłach, co tym producentom strzeliło do łba, by wydawać wymienione gry w obecnym stanie? Przecież nic by się nie stało, gdyby premiery odłożyli o te pół roku. Popracowali jeszcze trochę nad detalami. Naprawdę tego nie pojmuję, tym bardziej, że w przypadku wymienionych tytułów, nie mamy do czynienia z niezależnymi studiami z marnym dofinansowaniem. Jakim cudem komuś się opłaca wykorzystanie marki po to, żeby wydać bubel? Przecież to musi mieć jakieś konsekwencje w przyszłości.

Wbrew pozorom gracze, to nie jest banda napalonych gówniarzy, którzy kupują wszystko jak leci. Owszem dadzą się zrobić w konia raz, może dwa razy, ale potem już każdy mocno się zastanowi zanim kupi kolejna grę danego studia. Mówienie, że gracze dadzą sobie wcisnąć każdy chłam, byle pod odpowiednim tytułem, wzbudza we mnie protest. Czasami pewnym firmom i markom się po prostu ufa, ale wszystko do czasu.

Osobiście należę do tych graczy, którzy starają się wyłapać pozytywne strony każdej produkcji. Doceniłem pewne walory Arcanii, a także multiplayer w Medal of Honor, ale gwarantuję Wam, że kolejne zakupy gier z tych serii poprzedzi oczekiwanie na przynajmniej kilka recenzji.

Rock
28 października 2010 - 11:40