Zenozoik. Tak się ów świat nazywa. I jest jeszcze dziwniejszy, niż ten o którym śpiewał Czesław. Pełen pokręconych stworów, dziwnych krajobrazów i nietuzinkowych połączeń mechanizmów, kości, skóry, kamieni i drewna. Świat ten jest bazą działań w grze Zeno Clash, która zasługuje na to, by ją poznać, ale swoje niedociągnięcia ma.
Jesteś dziwnym, wytatuowanym człowieczkiem imieniem Ghat, który wpadł spod skrzydła (podobnie jak dziesiątki jego braci i sióstr) Ojczymatki. Ojczymatka z kolei jest cudacznym połączeniem strusia i wielkonosej, dwupłciowej istoty niemal-ludzkiej, która pełni rolę rodzica i głównego (?) antagonisty. Prócz głównego bohatera i jego pokręconej familii (a znajdują się w niej inni mało symetryczni przedstawiciele rodzaju ludzkiego, gigantyczne szczury, karłowate słonie, ptako-jaszczury itp.) w grze istotny postaciami są m.in. towarzyszka w niedoli z pięknym afro białego człowieka oraz spotkany później tajemniczy Golem. A wkoło same dziwy. Latają robale, skaczą kreatury, rosną drzewo-kwiaty, pojawiają się cieniste posągi. Kolory otoczenia również należą do gatunku "o cholera, na paletę wylała mi się szklanka wódki!". Czyli jest dziwnie. Ale o co w tym chodzi?
Zeno Clash to gra FPF - First Person Fighter. Chodzimy po tym dziwnym świecie i walczymy. Czasem trafi się jakaś prehistoryczna broń palna, ale najbardziej ufać należy włąsnym pięściom - przeciwników bowiem i pojedynków z nimi jest co nie miara. Gdy trafimy na odpowiedni obszar (a gra jest niesamowicie wręcz liniowa), to pojawia się plansza niczym z gier beat'em up (Ghat vs ...) i póki nie położymy wszystkiego, co chodzi, nie przejdziemy dalej. I tyle. W zasadzie zero zagadek, zero zbierania przedmiotów. Słuchamy dialogu między postaciami, idziemy, walczymy. Powtórz. Frajda jednak jest, bo mamy do dyspozycji kilka ciosów, które w połączeniu z unikami i atakiem z rozpędu pozwalają czesać niezłe combosy. Walka przy tym bywa wymagająca, bo ludkowie nie czekają grzecznie na swoją kolej, niczym w Assassin's Creed, tylko leją po pysku gdy tylko nadarzy się okazja. Trzeba więc mieć oczy dookoła głowy (co jest trudne, wszak gra jest "first person").
Czyli super? Nie do końca. ZC jest tytułem budżetowym, z czym na szczęście autorzy się nie kryli. Silnik Source daje radę (miejscami można się nawet zachwycić), ale już oprawa dźwiękowa nieco słabuje - pokręcona muzyczka staje się nużąca, a voice-acting nie należy do najlepszych. No i krótko, panie, krótko. Niecałe 4 godziny na tryb fabularny (niczego sobie, trzeba przyznać) + kilkadziesiąt minut dodatkowych wyzwań to niewiele. No i jak na tak krótki czas zabawy, ta bywa miejscami mocno frustrująca (zdziadziałem i było za trudno podczas masowych bijatyk?). Na szczęście Zeno Clash można od jakiegoś czasu kupić za bardzo przyzwoite pieniądze, więc żałować nikt nie powinien. Bardzo mocny średniak, albo trochę słabująca niezła gra. Jak kto woli.