Człowiek przykłada się do tworzenia śmierci - Brucevsky - 5 stycznia 2011

Człowiek przykłada się do tworzenia śmierci

Nie tak dawno wspominałem o Capcom i intrze do Onimusha 3 jako dobrym przykładzie na zaangażowanie niektórych twórców w tworzenie mniej istotnych elementów swoich dzieł (z całym szacunkiem dla filmów otwierających). Idąc dalej tropem pracy deweloperów nad różnymi składnikami gier zauważyłem, że często spora ilość czasu pracy idzie na tworzenie scen śmierci.

Co mam na myśli? Od dawien dawna śmierć spotyka dane postacie sterowane przez graczy. Na tym w sumie często polega zarys danej produkcji, aby pokonać przeszkody i nie dać się pokonać lub zabić. Z racji tego, że śmierć gra w sumie istotną rolę w całym przedstawieniu, twórcy starają się ją odpowiednio pokazać lub urozmaicić. Co to daje w praktyce?

W tym momencie do głowy przychodzą mi dwa przykłady. Z jednej strony gracze dostają efektowne, realistyczne lub bardzo przesadzone obrazy śmierci danej postaci. Tak było choćby w przypadku Another World lub Resident Evil 4. Odpowiednio pokazane zgony mają po części „karać” graczy za ich nieudolność, a przy tym budować atmosferę. W końcu nikt o zdrowych zmysłach nie lubi być przekłuwany, pożerany i piłowany, nawet w grach. Fatalne w skutkach błędy głównego herosa, a tym samym i nasze, na fotelu czy kanapie, mają swoje nieprzyjemne skutki, które mają zmobilizować nas, aby podobnych pomyłek już nie popełniać.

Z drugiej strony mamy specjalnie urozmaicone opcje zgonu, aby uatrakcyjnić grę, nadać jej nieco głębi i więcej „czegoś”. Na przykład humoru, poprzez zabawne sposoby wyeliminowanie głównego bohatera przez daną przeszkodę lub wroga. W takich grach zgon jest tylko kolejnym powodem, aby się pośmiać. Przykładem jest tutaj choćby Crash Bandicoot, który w swoich licznych wędrówkach nie uniknął podpaleń, podtopień, wysadzeń i prostych potknięć.

A jakie gry Wam przychodzą na myśl, jeśli chodzi o charakterystyczne, zapadające w pamięć obrazy śmierci głównego bohatera?

UWAGA, filmy mogą zawierać spojlery!

Brucevsky
5 stycznia 2011 - 09:13