Czy bijatyki popełniają samobójstwo? - K. Gonciarz - 23 lutego 2011

Czy bijatyki popełniają samobójstwo?

Myślę sobie o Marvel vs Capcom 3, pod kątem recki. Pamiętam, jak kilka lat temu ślina mi przyniosła w jakiejś rozmowie wniosek, że bijatyki same się skazują na coraz większą niszowość. Wtedy to była jakaś tam puszczona w próżnię wizja, dziś ta myśl kolejny raz do mnie wraca. Bo ja się takimi grami jak MvC jaram. Znam ludzi, którzy się jarają. Jedni od strony japońszczyzny, inni od komiksów, jeszcze inni jako fani bijatyk jako takich. Ale nie ma wśród nich nowego narybku, to same dziady.

C. Viper to najfajniejsza laseczka uniwersum Capcomu. Ktoś ma z tym problem?


W Japonii wszystko sobie żyje po swojemu - mordobicia to tam głównie temat do salonów gier, temat anonimowego rzucenia wyzwania kolesiowi siedzącemu po drugiej stronie kolumny automatów. Temat zupełnie innej percepcji takich gier. Ale u nas - czy też w zachodnim świecie - problem. Bijatykami jarają się ludzie, którzy dorastali z kupionym na giełdzie Mortalu czy załapali się na hype Tekkena w czasach PSX-a. Bo w sumie Tekken wydaje się być u nas marką najpopularniejszą - świetność serii zgrała się ze wzrostem popularności gier, zwłaszcza konsolowych, w naszym kraju. To czasy, kiedy Mortal zdążył się już zeszmacić, a Street Fighter rozwijał niedostępne u nas na szerszą skalę spin-offy.


Nie widzę ludzi, którzy potrafią znikąd wskoczyć w grę taką jak Marvel vs Capcom 3.  Bez odrobienia lekcji nie rozkminisz tego, to jak słuchanie płyt jazzowych bez żadnej wiedzy o konstrukcji tej muzyki - coś tam sobie możesz ponaciskać, ale prędzej się wyalienujesz niż cię w tym świecie powitają. A sami twórcy nijak nie reagują- "tutorial" w postaci trybu misji wymaga poziomu sprawności, na który moje kilkaset multikowych walk z SSFIV nie wystarcza. Tryb arcade można sobie przejść nie czając w ogóle mechaniki rozgrywki, ale wątpię, żeby to było faktycznie celem Capcomu. A i w ogóle - koleś z Capcomu na ubiegłorocznym E3 mówił o chęci uczynienia gry bardziej przystępną. Jasssne. Chociaż jak o tym myśle, to MvC2 był bardziej poryty. Nie wiem już, gdzie jestem. Ale podejście "zadowolimy najbardziej hardkorowych fanów" prędzej czy później się mści i rozumie to nawet jakiś pozornie trueschoolowy Blizzard. Czas na wnioski.

Drugie miejsce, bliskie, to Morrigan z Darkstalkers. Lepsza nawet niż Felicia.


Tyle się płacze o uproszczeniach w grach wideo. A tymczasem taki piękny gatunek jak bijatyki notorycznie się broni przed wykorzystaniem cudzych sukcesów na swoją korzyść, oddając przy tym pola. Kiedy ostatni raz gra walki była wielkim hitem? Najważniejszym reprezentantem tego gatunku ostatnich lat był - zasłużenie - Street Fighter IV. Ale nie jest to gra, którą można dać w łapki każdemu. Wierzę w istnienie wielkiej niszy - fajnych gier walki z systemem walki prostym, ale głębokim. Jakieś papier-nożyce-kamień, dwa przyciski i podchody, bullet-time, oparcie systemu walki na czytelnym systemie trafień a nie ukrytych na zapleczu hitboxach (SF) czy tajemnych priorytetach ciosów (MK). Gdyby deathmatch w Modern Warfare wymagał zapamiętania kilkuset wzorów obsługi pada i dokładności na płaszczyźnie 1/60 sekundy, nie rządziłby na świecie. Może więc problemem są gracze - 90% niedoświadczonych osób po wejściu do multika w dowolnej bijatyce dostanie w dupę tak, że nie będzie wiedzieć co się stało. Między innymi dlatego, że "po drugiej stronie" nie ma wielu nowicjuszy, którzy mogliby się uczyć razem z taką osobą. "Cienias" w multi w MvC3 to koleś, który ma arcade sticka i grał w każdą bijatykę Capcomu od 10 lat - tylko po prostu nie grywa regularnie. Jeśli ktoś nie zacznie czegoś z tym robić, bijatyki pozostaną domeną dziadów, którzy od 20 lat grają Ryu, bo pamiętają hadoukena.


Pytanie do Was, zwłaszcza młodszych: jaka była Wasza pierwsza bijatyka (w sensie gier, nie że daliście komuś w ryj na przerwie)?

Pierwsza, która Was urzekła i którą mieliście ochotę masterować. Wasze odpowiedzi pomogą mi skonstruować dalsze wnioski na poruszony tu temat, więc dzięki z góry za pomoc.

Krzysztof Gonciarz

Uwaga: świadomie pominąłem tutaj społeczny aspekt grania ze znajomymi na jednej kanapie.

Myślę sobie o Marvel vs Capcom 3, pod kątem recki. Pamiętam, jak
kilka lat temu ślina mi przyniosła w jakiejś rozmowie wniosek, że
bijatyki same się skazują na coraz większą niszowość. Wtedy to była
jakaś tam puszczona w próżnię wizja, dziś ta myśl kolejny raz do
mnie wraca. Bo ja się takimi grami jak MvC jaram. Znam ludzi, którzy
się jarają. Jedni od strony japońszczyzny, inni od komiksów, jeszcze
inni jako fani bijatyk jako takich. Ale nie ma wśród nich nowego
narybku.
W Japonii wszystko sobie żyje po swojemu - mordobicia to tam
głównie temat do salonów gier, temat anonimowego dołączania się
do kolesia siedzącego po drugiej stronie kolumny automatów. Temat
zupełnie innej percepcji takich gier. Ale u nas - czy też w zachodnim
świecie - problem. Bijatykami jarają się ludzie, którzy dorastali z
kupionym na giełdzie Mortalu czy załapali się na hype Tekkena w
czasach PSX-a. Bo w sumie Tekken wydaje się być u nas marką
najpopularniejszą - świetność serii zgrała się ze wzrostem
popularności gier, zwłaszcza konsolowych, w naszym kraju. To
czasy, kiedy Mortal zdążył się już zeszmacić, a Street Fighter rozwijał
niedostępne u nas na szerszą skalę spin-offy.
Nie widzę ludzi, którzy potrafią znikąd wskoczyć w grę taką jak
Marvel vs Capcom 3. A sami twórcy nijak tego nie ułatwiają -
"tutorial" w postaci misji wymaga poziomu sprawności, na który
moje kilkaset multikowych walk z SSFIV nie wystarcza. Tryb arcade
można sobie przejść nie czając w ogóle mechaniki rozgrywki, ale
wątpię, żeby to było faktycznie celem Capcomu. A i w ogóle - koleś z
Capcomu na ubiegłorocznym E3 mówił o chęci uczynienia gry
bardziej przystępną. Jasssne. Chociaż jak o tym myśle, to MvC2 był
bardziej poryty. Nie wiem już, gdzie jestem.
Tyle się płacze o uproszczeniach w grach wideo. A tymczasem taki
piękny gatunek jak bijatyki notorycznie się broni przed
wykorzystaniem rynkowych procesów na swoją korzyść, oddając
przy tym pola. Kiedy ostatni raz gra walki była wielkim hitem?
Najważniejszym reprezentantem tego gatunku ostatnich lat był -
zasłużenie - Street Fighter IV. Ale nie jest to gra, którą można dać w
łapki każdemu. Wierzę w istnienie wielkiej niszy - fajnych gier walki z
systemem walki prostym, ale głębokim. To zdanie to żadna
wewnętrzna sprzeczność, da się zrobić. Gdyby deathmatch w
Modern Warfare wymagał zapamiętania kilkuset wzorów obsługi
pada i dokładności na płaszczyźnie 1/60 sekundy, nie rządziłby na
świecie. Może więc problemem są gracze - 90% niedoświadczonych
osób po wejściu do multika w dowolnej bijatyce dostanie w dupę
tak, że nie będzie wiedzieć co i jak. Między innymi dlatego, że "po
drugiej stronie" nie ma wielu nowicjuszy, którzy mogliby się uczyć
razem z taką osobą. "Cienias" w multi w MvC3 to koleś, który ma
arcade sticka i grał w każdą bijatykę Capcomu od 10 lat - tylko po
prostu nie grywa regularnie. Jeśli ktoś nie zacznie czegoś z tym robić,
bijatyki pozostaną domeną dziadów, którzy od 20 lat grają Ryu, bo
pamiętają hadoukena.
Pytanie do Was, zwłaszcza młodszych: jaka była Wasza pierwsza
bijatyka? Pierwsza, która Was urzekła i którą mieliście ochotę
masterować. Wasze odpowiedzi pomogą mi skonstruować dalsze
wnioski na poruszony tu temat, więc dzięki z góry za pomoc.
K. Gonciarz
23 lutego 2011 - 23:41