Sala Samobójców - film (nie)polski - fsm - 5 marca 2011

Sala Samobójców - film (nie)polski

Polskie kino to...? To mniej lub bardziej (nie)śmieszna komedia (romantyczna), to smutny i szary dramat, to kalka sensacyjnych hitów zza oceanu, to niewielka ilość naprawdę obiecujących produkcji. Oczywiście takie stwierdzenie to (być może krzywdzące) uproszczenie, ale nie zmienia to faktu, że od dłuższego czasu nie wyszedłem usatysfakcjonowany z seansu polskiego filmu (niestety, Wszystko, co kocham ciągle leży na liście "do obejrzenia"). Aż do dzisiaj.

Sala Samobójców to odważne, nowoczesne, wręcz niepolskie kino. Do ideału jeszcze sporo brakuje, ale na pewno nie wypada nie docenić nowego filmu Jana Komasy. O co chodzi? Jest sobie Dominik (świetny Kuba Gierszał), wyglądający jak encyklopedyczny emo-chłopak maturzysta z bogatej rodziny, którego rodzice w dużej mierze poświęcają uwagę swoim karierom, a nie dojrzewającemu synowi. Dominik chodzi do bardzo prywatnej szkoły (tak prywatnej, że wygląda jak galeria sztuki połączona z nowoczesnym biurowcem), ma wyluzowanych, wyzwolonych znajomych, ma kierowcę wożącego go do celu (wszak komunikacja publiczna to Zło z dużej litery), a wszystko co dzieje się wokół niego prędzej czy później trafia do Internetu i jest natychmiast komentowane. Dość powiedzieć, że będący outsiderem, grający w FEAR-a na konsoli bohater szybko zostaje wykluczony z paczki znajomych i szuka zrozumienia w sieci. Dzięki tajemniczej Sylwii odkrywa świat na wzór Second Life, w którym spotykają się członkowie tytułowej Sali Samobójców - tak samo niezrozumiani i wykluczeni z otoczenia, jak Dominik. Wydaje się banalne, prawda? Złośliwi niewątpliwie tak stwierdzą, ale ja wolę stwierdzenie "sprawdzona prostota", która na dodatek operuje tematyką praktycznie w polskim kinie nieistniejącą.

Jak się to ogląda? Zaskakująco dobrze. Historia prezentowana jest raz w świecie rzeczywistym, raz w wirtualnym (i wtedy na ekranie obserwujemy całkiem zjadliwą, efektownie kancistą animację 3D), co już stanowi o wyjątkowości Sali. Sama opowieść jest przy tym na tyle ciekawa, że chce się oglądać do samego końca bez znużenia. Co prawda psychologiczne rysy postaci są uproszczone, a ich działania wydają się miejscami wyjątkowo infantylne, ale na szczęście nie burzyło to dobrego wrażenia, jakie zostawia po sobie film. Sala Samobójców jest dobrze zagrana, nieźle napisana i bez zarzutu od strony technicznej (co wciąz nie jest standardem w polskiej kinematografii) - ładne zdjęcia, efektowny montaż, dobrze dobrana muzyka i wspomniana wyżej, solidna animacja zajmująca mniej więcej 1/4 czasu trwania filmu to jego atuty. Sala jest nowoczesna i nie boi się trudnych tematów (obecny w filmie wątek homoseksualny to ważny "dramatonapędzacz") - za to wielkie uznanie.

Oczywiście jeśli ktoś chce ten film zjechać, bez problemu to zrobi złośliwie wyolbrzymiając "prawdy" prezentowane na ekranie -  dzieciaki z prywatnych liceów to banda chamskich idiotów, jeśli rodzice zbytnio angażują się w karierę, to będzie gnój, jeśli dziecko za bardzo interesuje się komunikowaniem z obcymi w Internecie - będzie gnój etc. Nie szkodzi. Film jest dobry i warto go zobaczyć, choćby po to, by się przekonać, że polska produkcja może wyjść poza utarte w naszym kinie schematy. Ma się rozumieć - ludzie alergicznie reagujący na opadające na oko męskie grzywki, wrzeszcząco-płaczliwych głównych bohaterów i francuskie pocałunki między osobami tej samej płci albo muszą przed seansem wypić albo film olać. Pozostałym polecam, choć uprzedzam - niespecjalnie wesołe to kino.

fsm
5 marca 2011 - 17:25