Gdzie sens? Gdzie logika? - Brucevsky - 5 kwietnia 2011

Gdzie sens? Gdzie logika?

Brucevsky ocenia: Conflict: Desert Storm
61

Odświeżam gry na PlayStation 2 w najlepsze. Ostatnio naszła mnie ochota na strzelaninę z trzeciej osoby. Szukając idealnego połączenia taktyki z akcją kupiłem Conflict Desert Storm. Część pierwszą. Nie zapytacie, gdzie logika?

Zastanawiacie się pewnie, czemu mając do wyboru wydane później, bardziej dopracowane i po prostu lepsze kolejne odsłony serii kupiłem akurat „jedynkę”. Odpowiedź jest trudna do wyjaśnienia. Trafiła się akurat taka okazja, a i ubzdurałem sobie, że dobrze będzie zacząć przygodę z Conflictami od początku, bo może fabularnie będzie to miało jakieś znaczenie. Gdzie sens?

W ten sposób mam za sobą kilkanaście godzin jazdy kolejką górską emocji. Conflict Desert Storm niestety zestrzał się bardzo i w porównaniu do takiego Freedom Fighters, jego czas akurat bardzo nie oszczędził. Grafika potrafi odrzucić, dlatego nie polecam nikomu odpalać produkcji Pivotal Games na dużej plazmie lub LCD-ku. Na szczęście, oprawa nie jest clue gier i zabawę trochę ratuje system. Trochę.

Czteroosobowym oddziałem steruje się nawet wygodnie, a i opcji taktycznych, przy dużej wyobraźni i samozaparciu, można trochę opracować i wykorzystywać. Niestety przeciwnicy to w dużej mierze idioci, a układ poziomów sprawia, że nasi wojacy muszą głównie uważać na sporadycznie pojawiającą się cięższą artylerię. Niestety o działaniu z zaskoczenia, zasadzkach i stealth-missions możemy zapomnieć, bo najczęściej pierwszy z brzegu mapy Irakijczyk potrafi podnieść alarm dostrzegając czołgającego się kilometr dalej, w piachu, naszego snajpera. Super. Pod koniec szczerze nienawidziłem już napisu „Alarm was raised”.

Fabularnie gra nie zachwyca, misje też jakoś specjalnie różnorodne i porywające nie są. Dodajmy do tego respawnujących się w nieskończoność w niektórych miejscach przeciwników, sztucznie zawyżoną im w końcówce gry celność i kaszlącą jak gruźlik animację i będziemy mieli pełen obraz Conflict Desert Storm. Kooperacji na podzielonym ekranie nie polecam nawet włączać, tak się grać nie da, bo robi się pokaz slajdów.

Podsumowując, mogłem kupić bardziej dopracowaną i lepszą część drugą. Pokusiłem się jednak na otwarcie serii i bawiłem się przeciętnie. Czas nie oszczędził żołnierzy walczących w wirtualnej Pustynnej Burzy. Jedynkę sobie dzisiaj odpuśćcie.

Brucevsky
5 kwietnia 2011 - 08:14