Launching title pełną buzią! - Brucevsky - 19 kwietnia 2011

Launching title pełną buzią!

Brucevsky ocenia: Kessen
80

Aby premiera konsoli się udała potrzebne są dobre tytuły startowe. PlayStation 2 miało kilka w swojej ofercie, a jednym z nich, wręcz doskonałym, był Kessen. Z wydaną w 2000 roku grą zetknąłem się ponad dekadę po jej premierze. Szmat czasu w historii gier, który powinien odcisnąć spore piętno na RTS-ie w klimatach feudalnej Japonii. Powinien, a jednak tego nie zrobił.

Nie siedzę w najnowszej generacji sprzętu, bo większość czasu spędzam w tym momencie przy PlayStation 2, korzystając z okazji i nadrabiając zaległości. Może i dlatego te starsze tytuły wywołują we mnie tak pozytywne emocje i nie odrzucają uproszczeniami i oprawą audiowizualną. Stąd też może też i mój zachwyt nad Kessenem.

Grając w twór Kou Shibusawy nie mogłem wyjść z podziwu dla pracy Koei, jaką wykonało w 2000 roku. Opanowanie nowej konsoli nie jest łatwe, a dostarczenie pięknego i dopracowanego tytułu na premierę maszyny jest tym trudniejsze. Autorom się to jednak udało, bo Kessen nawet dzisiaj potrafi zapewnić wiele godzin dobrej zabawy. System nie jest trudny do zrozumienia, ale jednocześnie daje trochę możliwości taktycznych strategom, którzy poświęcą czas na jego zagłębienie. Oprawa audiowizualna, choć na pewno dzisiaj wystraszy każdego kto widział choćby ostatnie Total War: Shogun 2, wciąż wywołuje podziw, gdy spojrzeć na nią obiektywnie. W 2000 roku takie widoki musiały oszałamiać konsumentów.

Najlepsze w tym wszystkim jest to, że Kessen od początku do końca wydaje się grą dopracowaną. Męczą cię animacje ataków specjalnych? Jednym przyciskiem możesz je pominąć i zobaczyć tylko końcowy efekt. Niby nic specjalnego, ale jednak znam tytuły, które takich elementarnych opcji nie mają. Do tego mamy interesującą fabułę, pełen voice-acting i charyzmatyczne postacie. A przecież cały czas mówimy o RTS-ie na konsole, więc tytule z niszowego gatunku. Nie sposób pominąć więc także wygodne sterowanie na padzie.

Moja opinia jest bardzo subiektywna, ale nie mogę po prostu wyjść z podziwu dla Koei i ich pracy. Gdybym zobaczył ten tytuł w akcji na własnym telewizorze w marcu 2000 roku to bym nie uwierzył, że to gra. Dzisiaj, na szczęście, to mi się nie zdarzyło i dzięki temu bawiłem się znakomicie przez kilkanaście godzin poznając alternatywne wizje dawnej Japonii jako Ieyasu Tokugawa i Mitsunari Ishida. Raz jeszcze, dziękuję panie Shibusawa.

Brucevsky
19 kwietnia 2011 - 13:57