Rewatch #1 - Matrix - Cayack - 20 kwietnia 2011

Rewatch #1 - Matrix

Rewatch to pierwszy z dwóch bliźniaczych cykli (drugi to Replay), które od dziś będę prowadził na gameplayu.  Będę w nich pisał o filmach/grach, z którymi miałem do czynienia w przeszłości, a do których niedawno powróciłem. Ich forma to w pewnej części recenzja, w innej opis, nie zabraknie też porównania dzisiejszego postrzegania produktu, do tego jak widziałem go wcześniej (na pewno znacie uczucie, gdy wychodziliście rozentuzjazmowani z kina, a późniejsza, bardziej przemyślana opinia, była zupełnie odmienna). Oba cykle będą pojawiać się naprzemiennie, może jednak dojść do pewnych odstępstw w tej materii.

By zgrabnie wpleść nowy cykl na gameplaya, na pierwszy ogień wybrałem Matrixa. Mało który obraz jest nam, graczom, bliższy. Lwia część akcji dzieje się przecież w wirtualnej rzeczywistości, w której - przenosząc realia z Matrixa - my jesteśmy tylko NPCami.

Niech nie zwiedzie Was powyższy obrazek. Nie będę się rozpisywał o pierwszym Matrixie w sposób prześmiewczy. Oceniam ten film pozytywnie, nawet bardzo pozytywnie,  a z poniższego  dowiecie się dlaczego. Dla wygody, podzieliłem sobie opis na kilka podpunktów.

Fabuła stanowi mocny punkt filmu. Wizja zniszczonego świata, w którym niepodzielnie rządzą maszyny, a ludzie wykorzystywani są jako biobaterie, urzeka pomysłowością i wciąga jak czarna dziura. Sama historia przedstawiona przez braci (co ja piszę – przez rodzeństwo) Wachowskich, choć ma już 12 lat, to dziś wydaje się nawet bardziej aktualna, niż w momencie premiery. I mam wrażenie, że im dalej w przyszłość, tym efekt ten będzie się pogłębiał. Z jednej strony coraz szybszy rozwój techniki, z drugiej wyczerpywanie tradycyjnych zasobów naszej planety i inwestowanie w alternatywne (w tym odnawialne) źródła energii. Czym innym w Matrixie byli ludzie, jeśli nie odnawialnymi źródłami energii? Koncept ten stanowił też przyjemną odmianę. Matrix nie był pierwszym filmem, gdzie w miarę rozwoju techniki maszyny stawały się coraz bardziej inteligentne, a w końcu buntowały przeciw swym twórcom. Jest jednak z jednym z nielicznych, gdzie nie zależało im na bezmyślnej, barbarzyńskiej rzezi, lecz wykorzystywały ludzi do własnego przetrwania. Plus za oryginalność. Do tego ciekawe miejsce akcji i zapadający w pamięć bohaterowie.

Matrix pełen jest efektownych scen. Niektóre doczekały się swoich parodii.

Sceny walki  i efekty specjalne w tym filmie się nierozerwalnie łączą. Do dziś patrzy się na jedno i drugie z nieskrywaną przyjemnością. Chwyty, kopniaki, bloki, wyskoki, salta - czego tu nie ma.  W Matrixie jest cała masa scen, które na stałe weszły do klasyki kina. I nie tylko kina. Zwolnienia, bullet time, zaznaczony tor lotu kuli, ubiór. Grając w Maxa Payne’a, czułem się jak w Matrixie.

Dźwięk i muzyka stanowiące doskonałe uzupełnienie tego, co widać na ekranie. Świetnie słucha się efektów towarzyszących temu, co mamy przed oczyma. Muzyka także jest doskonale dopasowana do scen. W ogóle soundtrack z Matrixa jest fajny. Oscary za dźwięk zdobyte na pewno nie przez przypadek.

Dialogi – nieoczywiste, rozbudowane, niejednoznaczne. Stanowiły interesujący przerywnik między walkami i wystrzałami. Nasuwały pewne pytania (nierzadko bez odpowiedzi), które można zadawać sobie także w naszej rzeczywistości, w naszym świecie. Inaczej niż  dwie kolejne części, pierwszy Matrix nie był nad wyraz „przegadany”. O ile tam padały słowa niekoniecznie mające sens i/lub takie, bez których można by się obyć, to tu ciężko takie znaleźć. Podobnie jak sceny, również teksty z Matrixa zrobiły swoją własną karierę („Ignorance is bliss”; „There is no spoon”).

Aktorzy dobrze wywiązali się ze swoich ról. Najlepsi w moim mniemaniu byli Hugo Weaving i Laurence Fishburne. Keanu Reeves i Carrie-Ann Moss też byli nieźli, choć wydaje mi się, że od tej pierwszej dwójki nieco słabsi. Ale za to wrażenia estetyczne prawdopodobnie wnieśli większe.  Z pewnego źródła wiem, że Neo to niezłe ciacho, a Trinity była nie tyle super-laską, co ładnym, drapieżnym kociakiem.

To też nie jest tak, że nie ma się do czego przyczepić. Jak każdy film, tak i Matrix ma pewne mankamenty. Mnie na przykład dość bawi scena, gdy Neo zginął, cały Nabuchodonozor wali się bohaterom na głowy, a Trinity zbiera się wtedy na wyznawanie miłości i czułe słówka. Tak, właśnie wtedy był najlepszy na to moment. Cóż, pewnie przemawia tu przeze mnie moje nieczułe, nieromantyczne, samcze podejście. W moich tekstach spotkacie się z nim niejednokrotnie.

"Nie". U mnie to tak nie działa :(

Po latach Matrix nic nie stracił ze swojej wartości. Wręcz przeciwnie, w moich oczach nawet zyskał. Pamiętałem go jako film rewelacyjny, dziś moja ocena nie zmienia się. Gdy obejrzałem go ostatnio, zrobił na mnie większe wrażenie, niż gdy widziałem go po raz pierwszy. Pewnie więcej z niego zrozumiałem ;) Nie bez przyczyny obraz rodzeństwa Wachowskich zyskał miano kultowego. Na pewno jeszcze nie raz wrócę do tego tytułu.

Moja ocena: 9/10

P.S.: przedstawiona ocena stanowi mój mocno subiektywny punkt widzenia. Największą wagę dla oceny ma to, jak bawiłem się podczas  seansu, ale istotne są także inne elementy (wykonanie, gra aktorska, czy film niesie za sobą  jakieś  przesłanie, czy zachęca do przemyśleń po obejrzeniu, itp).  Jeśli ktoś podziela moje zdanie – bardzo mi miło. Jeśli ma przeciwne, to równie dobrze – być może zaowocuje to ciekawą dyskusją.

Cayack
20 kwietnia 2011 - 22:50

Twoja ocena filmu Matrix?

1-2 2,1 %

3-4 0,4 %

5-6 0,4 %

7-8 17,2 %

9-10 79,8 %