Kod Źródłowy Duncana Jonesa - fsm - 6 maja 2011

Kod Źródłowy Duncana Jonesa

Duncan Jones (który na pewno nie lubi być określany mianem "syn Davida Bowie") to utalentowany młody twórca filmowy, który swoją klasę potwierdził debiutem z roku 2009 - klaustrofobiczno-kameralnym obrazkiem Moon. Miłośnicy kina s-f mogli się czuć usatysfakcjonowani. Jak więc poszło Jonesowi z drugim filmem? Większy budżet, więcej gwiazd, cudzy scenariusz (jego autor, Ben Ripley własnie zadebiutował na dużym ekranie) i lojalność tematyce science-fiction... Jak myślicie, dał radę?

Dał. Do przełknięcia są dwie rzeczy. Po pierwsze niezrozumiałe dla mnie, durne tłumaczenie oryginalnego tytułu. Co było złego w Kodzie Źródłowym, że musiał siać się Kodem Nieśmiertelności? Niby pasuje do treści filmu, ale... No nic. To jest mniej istotne. Ważniejsze jest, by zaakceptować, że dzięki tajnej rządowej technologii kapitan Colter Stevens (czyli dzielny i zdolny Jake Gyllenhaal) jest w stanie wejść w ciało i umysł człowieka na ostatnie 8 minut jego życia. Cel - zidentyfikować zamachowca, który wysadził pociąg pełen ludzi, a teraz szykuje się do zrównania z ziemią centrum Chicago. Jeśli przyjmiecie do wiadomości, że takie coś w tym świecie jest możliwe, to jest już z górki.

Source Code to porządne kino s-f. Sprawnie zrealizowane, dobrze zagrane, pomysłowe i każące ruszyć mózgownicą. Nie jest to absolutnie żadne mistrzostwo świata, nie jest to też film lepszy od poprzedniego dzieła Jonesa, ale na pewno sprawdza się jako rozrywka dla myślącego człowieka. Koncepcja przeżywania tego samego fragmentu czasu na inne sposoby jest nośna i dobrze wykorzystana, w odpowiednim momencie odkrywane są kolejne karty, a rzeczywistość zaczyna się zacierać. Bo o rzeczywistość tutaj chodzi... Moon był o istocie człowieczeństwa, a tutaj mierzymy się z granicami realnego świata. A gdy seans już się skończy, to widz musi sobie dopowiedzieć to i owo. Niektórzy mogą narzekać na nieco ckliwy wątek uczuciowy, ale tak naprawdę - jeśli się nad tym zastanowić - dobrze wpisuje się w sens tej opowieści. Naprawdę fajne kino.

Panie Jones, wyrastasz pan na naprawdę obiecującego twórcę. Będę śledził pana poczynania i zalecam wszystkim miłośnikom kina dokładnie to samo. Zdolny facet, który potrafi zaprosić do współpracy innych zdolnych ludzi. Mocne 7/10.

fsm
6 maja 2011 - 23:35