Podniesione flagi, sztandary, wiwatujące dzieci i poranne sumy. Uniesienie nadwiślańskiej dumy, jedność wśród narodu, popis na Wiejskiej - jednym słowem święto, i to nie byle jakie, bo narodowe. Nawet piórka orzełka zdają się być bardziej nastroszone. Tak jest moi mili, Wiedźmin 2 wylądował na sklepowych półkach (do lodówki nie zaglądałem), pokazując Niemcom jak się robi prawdziwe gry. Tylko że ja w nią nie zagram.
Wiedźmin od CD Projektu jest jak mundial: raz na cztery lata, głośny, z przytupem. Z tą tylko różnicą, że organizowany jest w Polsce, z udziałem polskich mistrzów. Nie mniej jednak, pomimo, iż elektroniczną rozrywką interesuję się bardziej od pogoni za piłką, oszczędzę sobie udziału w szaleństwie polskich graczy. Nie wybiorę się do Tesco i nie dokonam zakupu. I nie, nie będzie to forma protestu, próba alienacji od konsumpcjonistycznych form rozrywki, thoreau’owski wypad do offline’owego lasu. To zwykłe lenistwo.
Tajemnicą poliszynela jest, że prace nad konsolową wersją Wiedźmina trwają, a premiera nastąpi prędzej, a niżeli później. Starania twórców, by zapowiedzieć, ale nie do końca, zdradzić, ale bez szczegółów, potwierdzić, ale bez formalnego stempla, trwają w najlepsze. Tu się ktoś wygadał, tam ktoś coś chlapną, a oficjalnie nikt nic nie wie, nikt nic nie powie. Nie trzeba być jednak bystrzakiem, by dodać dwa do dwóch. Eksportowy Polak nr 3 (zaraz po Wałęsie i JP2), zagości w naszych konsolach. A jeśli się mylę – o czym przekonamy się za niespełna miesiąc na E3 – pokajam się rzewnie.
Wracając do sedna. Nie zagram w Wiedźmina 2, bo mi się nie chce. Ot co. Górnolotny powód to nie jest, ale wystarczający. Nie mam ochoty siedzieć 30 godzin (w porywach do 40 przy głębszej penetracji) zgarbiony przed monitorem, oddalony od ekranu o niespełna kilkadziesiąt centymetrów. Poczekam. Ujawnią „najbardziej-skrywaną-tajemnicę-branży”, a wtedy rozsiądę się wygodnie w fotelu i rozpocznę przygodę na wielkiej plazmie. Bo wiecie co... rozmiar i pozycja mają znaczenie.
Kończąc już, życzę tym mniej wytrwałym, by w zgiełku marketingowej wrzawy, oparli się pokusie i poczekali kilka kolejnych miesięcy, a zatwardziałym pecetowcom mniejszych dolegliwości kręgosłupa w okresie starczym.