Po gameplayu przetoczyła się mała burza wywołana niezbyt udaną premierą Wiedźmina 2. Swoje odczekali przede wszystkim nabywcy edycji kolekcjonerskiej. Podobnie, jak zapewne większość z nich, ja też zasiadłem po 23.00 przed komputerem, by w końcu odpalić grę, na którą czekałem od dawien dawna i to nawet pomimo tego, że pierwszego Wieśka udało mi się skończyć zaledwie miesiąc temu. Na kilka tygodni przed premierą nakręciłem się także ponownym przeczytaniem sagi, przypomnieniem sobie zawartych w niej wątków. To świetne uczucie tak na dłuższy czas zanurzyć się w pasjonującym uniwersum. Prawda jest taka, że w nocy z niedzieli na poniedziałek siedziałem jak na szpilkach.
Kiedy na niecałe pięć minut przed planowanym startem na oficjalnej stronie pojawiła się wiadomość o jego opóźnieniu, chyba większość zainteresowanych przyjęła ją wierząc, że to potrwa tylko kilka minut, że już za chwilę, może za kwadrans, nadejdzie ta wiekopomna chwila.
Nie nadeszła. Ani za kwadrans, ani przed świtem, ani nawet wtedy, kiedy Krzychowi już prawie wszystko działało. Wyobrażam sobie, co się działo w głowach kilku tysięcy osób w tym czasie. Część z nich dawała upust rozgoryczeniu w komentarzach, część olała sprawę i poszła spać, bo następnego dnia była szkoła, praca… CD Projekt paskudnie skrewił.
Przyznaję, że gdzieś około pierwszej w nocy bluzgałem w myślach na czym świat stoi. Znowu ktoś coś obiecał. Znowu dał ciała. Później mi przeszło, choć nocka i tak była stracona.
Teraz, z perspektywy kilku dni, po spędzeniu nad grą kilkunastu godzin nie mam już absolutnie żadnego żalu. Może bym się zżymał, gdybym dostał do ręki produkt na miarę takiego Fable III (na nic pecetowa konwersja, to wciąż ten sam średniak) czy Arcanii. Nie chciałbym tutaj używać górnolotnych słów, ale pomijając mnóstwo drobnych bugów, Wiedźmin 2 jest już teraz dla mnie grą wybitną. Crème de la crème. Tytułem mającym szansę zmienić rynek erpegów, które może w końcu z infantylnych historyjek o ratowaniu świata zmienią się w skomplikowane opowieści o wartościach, stosunkach międzyludzkich i międzynieludzkich, polityce.
Dlatego też bawią mnie nieco komentarze naszych blogerów dotyczące kampanii reklamowej, stosunku 50”plazmy do kwadratury klawiatury, itp. Nie chciałbym być przez to źle zrozumiany. Wszystkie teksty, które są w stanie wywołać sensowną dyskusję na gameplayu absolutnie mają rację bytu i są wręcz na wagę złota, niemniej jednak po raz kolejny dała znać o sobie nasza cecha, że gdzie dwóch Polaków tam trzy zdania. I zamiast uruchomić jedną z najważniejszych gier tego roku (kto wie, czy nie najważniejszą), zaczęliśmy się licytować na to, kto bardziej nie lubi CDP. Może trochę przesadzam, ale chyba niezbyt wiele.
Zagrajcie, przekonajcie się, ewentualnie poczekajcie na oficjalną zapowiedź wersji konsolowej. Nie wiem co pokaże Skyrim, nie mam pojęcia, jaki będzie Mass Effect 3. Wiem za to, że uczeń przerósł mistrza i jeżeli Bioware nie zmieni podejścia do produkcji gier, to słabo widzę ich w pędzącej stawce.
Dla braci erpegowej mam na koniec jedną radę. Grajcie już teraz w Wiedźmina 2, bo kolejnym tytułem, przy którym zaliczycie glebę z wrażenia będzie nowy Deus Ex. A do jego premiery nie zostało znowu tak wiele czasu.