Temat seksu w grach jest podnoszony regularnie. Nadpobudliwych obrońców moralności musi być chyba więcej niż normalnych graczy, skoro twórcy wciąż „cenzurują” nawet okładki swoich tytułów.
W dzisiejszych czasach to może wydawać się nie do pomyślenia, ale wydawcy obawiają się pokazywać konsumentom nawet kawałki ud bohaterek swoich gier. I to teraz, gdy o seksie rozmawiają już nawet w programach śniadaniowych, a w co drugim filmie jest scena miłosna. Gracze wciąż jednak walczą o „dorosłość” i poważne traktowanie.
Temat nasunął mi się po świetnej notce Todda Ciolka z Anime News Network. Autor wskazał kilka świeżych przykładów ewidentnego szaleństwa wydawców, którzy postanowili ocenzurować okładki swoich tytułów. W ten sposób niewinni, bogobojni gracze nie zobaczą nagich ud Kasumi z Dead or Alive, Olivyi z Tactics Ogre: Let us Cling Together i prowokacyjnych okładek z Catherine.
Jestem w szoku po zobaczeniu tych projektów. Nie wyobrażam sobie, że są na świecie ludzie, którzy widząc kawałek uda postaci z bijatyki, na okładce tytułu, są w stanie wywołać aferę. Dowolne czasopismo kobiece ma bardziej „prowokacyjne” materiały na pierwszych stronach, a nikt nie bawi się tam w cenzurowanie. Wręcz przeciwnie, często jeszcze modelki mają to i owo specjalnie poodsłaniane.
Mimo to, gracze wciąż są „chronieni”, co by przypadkiem wirtualne ciała nie zwichrowały ich psychiki i nie sprowadziły na drogę perwersyjnych fetyszyzmów. Ręce opadają. Przecież konsument biorący takie pudełko do ręki wie czego się spodziewać. Ba, po zakupie spotka go jeszcze więcej prowokacyjnych materiałów, bo te wszystkie piersi, uda i pośladki będą animowane. Co wydawcy chcą osiągnąć z tymi okładkami, wie ktoś?