Co jakiś czas, a ostatnio coraz częściej, przeglądając nowinki ze świata elektronicznej rozrywki napotykam informacje, dla których klasyczny „facepalm” jest zbyt małym wyrazem dezaprobaty. W zeszłym tygodniu była to wypowiedź jednego z pracowników studia Lionhead dotycząca rynku gier używanych, którą obszernie skomentowałem na łamach bloga. Dzisiaj palmę pierwszeństwa w kategorii „niefajna zagrywka” zdobywa jeden z moich ulubionych producentów i wydawców gier w jednym, czyli Capcom. Pracownicy japońskiego koncernu wpadli na „wspaniały” sposób, mający zminimalizować problem piractwa w przypadku ich tytułów wydawanych na rynku PC. Co powiecie na pomysł takiego przygotowywania gier, by ich funkcjonalność bez podłączenia komputera do Internetu, była praktycznie zerowa?
„Street Fighter IV” to gra, która nie tylko reanimowała przeżywający lekką stagnację gatunek bijatyk, lecz również z wielką klasą przypomniała o jego korzeniach. Szybko, dynamicznie i klasycznie w dwóch wymiarach – tak w skrócie można opisać zabawę przy tym tytule. Capcom poczynił też ukłon w stronę pecetowych graczy, którzy przez producentów gier walki nie są rozpieszczani; nowego „Mortal Kombat” na PC jak nie było, tak nie ma. Ponieważ czwarty „Uliczny Wojownik” przyniósł firmie duże zyski, nie można się dziwić, że podejmowane są skuteczne próby eksploatowania go dalej. Poza wersją podstawową, pojawiło się także wzbogacone re-wydanie okraszone przedrostkiem „Super”. Od niedawna także posiadacze Nintendo 3DS mogą się cieszyć kieszonkową odsłoną gry. Powiedzenie „do trzech razy sztuka” w przypadku Capcom to jednak za mało i „Street Fighter IV” ma ponownie trafić do sklepów tym razem, jako „Arcade”. Gracze, którzy wybiorą wersję na komputery osobiste, po uruchomieniu gry bez aktywnego połączenia z Internetem, odkryją dość nieprzyjemną niespodziankę.
Jak donoszą zachodnie portale, poza oczywistym brakiem dostępu do funkcji sieciowych takich jak replaye, rankingi i potyczki online się nie skończy. „Street Fighter 4 Arcade Editon” na PC, bez połączenia z usługą Windows LIVE, zabroni nam zapisywać stan gry, korzystać ze wszelkich pobranych dodatków oraz, co będzie najbardziej bolesne, zmniejszy liczbę dostępnych zawodników z 39 do 15. Przyznam szczerze, że tak absurdalnego pomysłu już dawno nie widziałem. Zgaduję, że piratom w kilka dni lub tygodni uda się sprawić, by owe „zabezpieczenia” dało się oszukać, a na rozwiązaniu wprowadzonym przez Capcom, jak zwykle najbardziej ucierpią nabywcy oryginalnej kopii gry.
Sprawa ta wydaje mi się tym bardziej godna nagany w momencie, gdy inni twórcy i wydawcy pokazują, że można mieć zaufanie do klienta. Mam tu na myśli nasz rodzimy CD Project, który ostatecznie dotrzymał obietnic składanych przed premierą „Wiedźmina 2”, co zaowocowało usunięciem z gry uciążliwego systemu DRM. Proces ten następuje wraz z zainstalowaniem najnowszej aktualizacji. Co ciekawe, wprowadzenie kłopotliwych zabezpieczeń w ostatniej chwili wiązało się ponoć z tym, że producent bardzo nie chciał, by komuś udało się uruchomić nielegalnie „Wiedźmina” przed 17 maja. Teraz z DRM zrezygnowano po to, by posiadacze słabszych komputerów mogli w pełni cieszyć się płynną rozgrywką. Bez działających w tle zabezpieczeń, ilość klatek animacji na sekundę zwiększyła się ponoć aż o 30%, zaś tą decyzją panowie z CDP zaskarbili sobie mój szacunek
Rozumiem postawy twórców, którym olbrzymia skala piractwa spędza sen z powiek. Niemniej jednak uważam, że wymuszanie weryfikowania legalności kopii gry przez Internet jest rozwiązaniem nie tylko nieprzyjaznym, ale i na swój sposób niebezpiecznym. Skutki ataku na usługę PlayStation Network posiadacze konsol Sony odczuwają do dziś. Jakby wyglądała cała sytuacja, gdyby japoński koncern postanowił wprowadzić podobną metodę walki z piractwem? Gracze nie tylko zostaliby odcięci od rozgrywki online; zakupione przez nich kopie gier byłyby w takim wypadku całkowicie bezużyteczne. Każde, nawet najdroższe zabezpieczenia mają to do siebie, że są wyzwaniem dla wszelkiej maści włamywaczy i prędzej czy później komuś udaje się przez nie przebić. Nie chcę wiedzieć, jak czuliby się posiadacze „Street Fighter IV Arcade Edition”, gdyby dokonano skutecznego ataku na usługę Windows Live...