Przed tygodniem rozpływałem się nad Tecmo i ich serią Ninja Gaiden, w tym tygodniu postanowiłem opisać dla równowagi jakiegoś crapa. Problem w tym, że choć NES obrodził w gigantyczną liczbę tytułów, do których nawet z kijem nie warto podchodzić, przez ostatni tydzień nie udało mi się znaleźć i ograć niczego, co mógłbym dzisiaj opisać. Niewielka to strata, którą wyrównam w przyszłym tygodniu (na horyzoncie już mam jeden z wielkich "hitów" - Predatora). Tymczasem więc powspominajmy coś, w co zagrywaliśmy się z największą przyjemnością przed dwudziestu laty - Little Nemo - The Dream Master.
Idea gry jest prosta, lecz genialna. W Dream Masterze wcielamy się w postać kilkuletniego chłopca, Nemo, który we śnie przemierza tytułową krainę snów. Takie podejście do sprawy dało twórcom olbrzymie pole do popisu i stworzenia naprawdę zróżnicowanych i artystycznych lokacji. Spece z Capcomu jak zwykle nie zawiedli - każda lokacja w grze ma swój własny, specyficzny design i urok. Bez względu na to, czy jest to las pełen olbrzymich grzybów, czy gigantyczny dom na który patrzymy z perspektywy średniej rozmiarów myszy - każdy poziom czymś do siebie przyciąga i zmusza do jego eksploracji, co jest jedną z największych zalet tej produkcji. Będąc przy oprawie graficznej, warto również wspomnieć, że Dream Master jest jedną z najładniejszych gier wydanych w całej historii NES-a i w zasadzie dziś nawet niewiele można mu pod tym względem zarzucić.
Gra jest typową platformówką - biegamy po wielopoziomowych planszach, unikamy przeciwników i szukamy misternie poukrywanych kluczy, które otworzą nam drzwi do kolejnego etapu. Jednym z ciekawszych rozwiązań przyjętych w grze, jest sposób rozwiązywania zagadek przestrzennych: gdy nie możemy się w jakieś miejsce dostać samym Nemo, musimy odnaleźć zwierzaka, który posiada potrzebną nam aktualnie umiejętność (latanie, pływanie, rozbijanie murów, wspinaczka), a następnie przekupić go za pomocą magicznych cukierków. Wdzięczny zwierzak pozwoli nam w zamian wcielić się w swoją skórę. Początkowo wykorzystywanie zwierzaków jest dość proste (klucze znajdują się w pobliżu potrzebnych stworzeń), na późniejszych etapach jednak naprawdę trzeba sporo kombinować, aby zapamiętać rozmieszczenie poszczególnych zwierząt i wykorzystać ich umiejętności w odpowiedniej kolejności.
Jak wiele zmieniło się przez ostatnie 21 lat najbardziej widać (a raczej słychać) po oprawie dźwiękowej. Jak na ówczesne czasy była ona bardzo klimatyczna i świetnie komponowała się ze specyficzną grafiką, dziś jednak niewielu już zapewne doceni jej walory. Niemniej, osoby wychowane na Pegazusie powinny na YouTube wygrzebać ścieżkę dźwiękową z Dream Mastera i powspominać stare, dobre czasy. Gwarantuję, że niejednemu twardzielowi łezka się w oku zakręci, gdy usłyszy on znajome dźwięki.
The Little Nemo - Dream Master jest grą która niewiele się zestarzała przed ostatnie dwie dekady. Grafika (przynajmniej z mojej perspektywy) nadal prezentuje się bardzo ładnie, a przyjemność z grania nie zmniejszyła się nawet odrobinę. Polecam tą grę wszystkim fanom staroszkolnych platformówek i... do zobaczenia za tydzień. Predator czeka. :)