Powłóczące nogami stwory od dłuższego czasu działają mi na nerwy. Winą za to obarczam twórców gier, którzy chętnie wciskają zombie wszędzie gdzie się da, ale efekty ich starań na ogół pozostawiają sporo do życzenia. Na szczęście zarzut ten nie dotyczy Atom Zombie Smasher. Kolejna niezależna produkcja ze zdechlakami w roli głównej zaskakuje oryginalnością i choć trudno nazwać ją objawieniem, to jednak można przy niej spędzić miło kilka wieczorów.
Największą zaletą tej gry jest oryginalny pomysł. Zamiast typowej zręcznościowej sieczki, autorzy stworzyli prostą strategię, której nadrzędnym celem jest przeprowadzenie skutecznej ewakuacji mieszkańców, bezbronnych wobec ataku żywych trupów. Uratowanie określonej liczby osób z oblężonych miast jest podstawowym warunkiem zwycięstwa w niemal każdej misji. Drugim jest likwidacja zombiaków – jeśli uda nam się wybić wszystkich przeciwników, etap również zostanie zaliczony i to niezależnie od liczby wywiezionych śmigłowcem ludzi. Po prawdzie jest to lepsze rozwiązanie, bo wyczyszczony z nieumarłej hordy region przynosi stałe dochody w postaci punktów zwycięstwa, a te z kolei stanowią podstawę do wygranej w całej kampanii. Nadążacie?
Po rozpoczęciu zabawy wita nas prostokątna mapka, podzielona na wspomniane wyżej regiony. Na starcie dysponujemy niewielkim wycinkiem terenu – kontrolę nad kolejnymi obszarami obejmuje się dopiero po definitywnym usunięciu z nich truposzy. Zombiaki systematycznie atakują wolne (czyt. nie zajęte przez nas) terytoria. Początkowo ich obecność nie stanowi większego problemu, ale gdy w tym samym sektorze pojawi się nowa grupa ożywieńców, zagrożenie natychmiast rośnie. Po ogłoszeniu krytycznego poziomu (ostatniego w czterostopniowej skali) o ewakuacji mieszkańców nie ma już mowy. W tym przypadku należy rozwalić wszystkie stwory i to przed zachodem słońca, bo po nim do akcji wkraczają masakrujące wszystko na swojej drodze trupie posiłki.
Wybór terenu, który chcemy zaatakować, należy oczywiście do nas. Podczas jednego miesiąca można wkroczyć tylko do jednej dzielnicy, a to mocno komplikuje zadanie. Zombiaki rozprzestrzeniają się po świecie w zawrotnym tempie, więc nigdy nie będziemy w stanie wyczyścić wszystkich regionów, przynajmniej w klasycznym ataku.
Po wybraniu interesującego nas obszaru, przechodzimy do właściwej fazy zmagań. Ta w Atom Zombie Smasher podzielona jest na dwa etapy. Pierwszy to planowanie, gdzie decydujemy o rozstawieniu dostępnych w danej misji środków ofensywnych i defensywnych. Kiedy wszyscy podkomendni i obiekty znajdą się na swoich miejscach, przystępujemy do drugiego etapu – aktywnej obrony. Na ulicach miasta pojawiają się zombie, symbolizowane przez różowe kwadraty (minimal pełną gębą), które próbują zainfekować znajdujących się w pułapce ludzi (kwadraty żółte). W gestii gracza pozostaje oczywiście ewakuacja uwięzionych w metropolii mieszkańców – odbywa się to poprzez wskazanie śmigłowcom bezpiecznego punktu, skąd można bez obaw zabrać cywilów, a także przeprowadzanie ataków na pozycje wroga. W arsenale mamy artylerię o dużej sile rażenia, miny reagujące na ruch, zdalnie detonowane ładunki wybuchowe, a także podstawowych strzelców i snajperów, mogących swobodnie poruszać się po ulicach. W późniejszej fazie rozgrywki do dyspozycji gracza oddana zostania także broń orbitalna i tzw. bomby Llama, które pozwalają wyczyścić cały region z zombie jednym przyciskiem myszy.
Na wykonanie każdego zadania mamy określoną ilość czasu – na ogół kilkadziesiąt sekund. Po jego upływie zapada noc, a na ulicach pojawia się znacznie więcej umarlaków. Uratowanie kogokolwiek w chwili, gdy horda powłóczących nogami stworów zalewa miasto, jest praktycznie niemożliwe, dlatego należy się spieszyć. Dodatkowym utrudnieniem jest fakt, że w standardowych ustawieniach nie można wybierać uzbrojenia przed rozpoczęciem misji i często nie dysponujemy środkami zdolnymi do wykonania powierzonego zadania. O tym, co w danym miesiącu wpadnie nam w ręce, decyduje los i dopiero rozpoczęcie kampanii z modyfikatorem Chooser pozwala naprawić ten błąd.
Losowość w doborze uzbrojenia całkowicie rujnuje interesujący koncept. Helikopter dostępny jest zawsze, ale drużyna strzelców lub snajperów niekoniecznie. Zdarzają się takie sytuacje, gdy do wykorzystania mamy barykady, wabik ściągający zdechlaków w jeden punkt i miny. Powstrzymanie wrogów w takiej sytuacji stoi pod dużym znakiem zapytania, nawet przy pierwszym stopniu zagrożenia. Najgorzej jest jednak w późniejszej fazie rozgrywki, gdy na mapie znajduje się sporo „czwórek”. Ofensywa na któryś z tych terenów staje się po prostu koniecznością, ale my akurat nie dysponujemy odpowiednimi środkami, by wyplenić szkodników. Tak na dłuższą metę bawić się nie można i prędzej czy później, każdy zaznaczy w końcu opcję wyboru jednostek. Niby nie ma w tym nic zdrożnego, ale robiąc to, czułem się jak oszust.
Grafika w Atom Zombie Smasher jest umowna, ale nie oszukujmy się – nie ona jest tutaj najważniejsza. Produkt nadrabia wciągającą, choć nie pozbawioną wad rozgrywką, oryginalnym podejściem do tematu i sporymi możliwościami konfiguracyjnymi, zachęcającymi do podejmowania nowych wyzwań. Gra się w to naprawdę nieźle, o ile oczywiście nie zdamy się na ślepy los i nie będziemy nadmiernie wykorzystywać totalnie przegiętej artylerii, zdolnej po kilkukrotnym usprawnieniu samodzielnie zniszczyć wszystkich truposzy na planszy.
Atom Zombie Smasher nie jest dziełem wybitnym, ale jako typowy przerywnik pomiędzy poważniejszymi produkcjami sprawdza się znakomicie. Można go odpalić nawet na piętnaście minut i w tym czasie z powodzeniem ukończyć kilka etapów. I choć na dłuższą metę staje się odrobinę monotonna, jest to zaskakująco dobra gra. Polecam.