Czar automatów: Rastan Saga - Pita - 12 września 2011

Czar automatów: Rastan Saga

Jeżeli Conan grałby w gry wideo to grałby w Rastana. Trylogia gier od Taito jest ogromnym hołdem w stronę ponadczasowego klasyka Roberta Howarda, zawierając wszelkie charakterystyczne elementy znane z przygód słynnego barbarzyńcy, lecz sprawdzając się przede wszystkim jako gry wideo. Trzy różne gry hołdujące automatowemu podejściu różnią się konwencją, wykonaniem ale łączy je jedno – są świetne ;).

Rastan jest głównie kojarzony z pierwszą częścią gry – scrollowaną siekanką z elementami platformówki, gdzie przemierzamy ogromne terytoria i walczymy z chimerami, rycerzami, demonami, celem zamordowania przebrzydłego Smoka. Gra jest bardzo wzniosła, wręcz czuć że Rastan jest herosem, nadczłowiekiem zmagającym się z zastępami nieludzkich wrogów.

To też bardzo ładna i wymagająca umiejętności gra, w której nie musimy uważać jak daleko skaczemy, lecz gdzie skaczemy, nie musimy uważać ile sieczemy, ale jak sieczemy i zawsze, ale to zawsze powinniśmy sprawdzać środowisko wokół nas – Rastan mierzy się nie tylko z wrogami, lecz również pułapkami, przepaściami i elementami platformowymi. Rastan może naraz chodzić i siec, wysoko skakać, kucać oraz bujać się na lianach – i uwierzcie, będzie potrzebował tego wszystkiego.

W istocie przemierzymy dziesiątki plenerów, zasieczemy setki wrogów, ominiemy wiele przepaści, zbierzemy sporo skarbów i będziemy kląć na bestie, przeszkody, trucizny postawione na naszej drodze. Gra jest trudna. Bardzo satysfakcjonująca i trudna. Fabuła choć prosta, to esencja barbarzyństwa, która podkreślają krótkie sceny miedzy etapami i doskonała, budująca napięcie, mroczna muzyka. Smaczkiem są zmienne pory dnia, wpływające na aktywność wrogów.

Powszechnie nielubiana dwójka to moja ukochana część Rastana. Zasady są podobne – siecz i skacz, lecz tym razem sprite’y są znacznie większe, nastawienie na walkę znacznie mocniejsze, a  skoków jakby mniej. Dodatkowo zmniejszono pole widzenia, wrzucono inne typy uzbrojenia, miodną kooperacje…

Gra wygląda pięknie, a klimatem przewyższa nawet część pierwszą. Sporą zasługę ma w tym jeszcze lepsza ścieżka dźwiękowa, pełna obłąkańczego śmiechu, jakby nabijająca się z Rastana, który nie wie co czyni… Nie żebym nadinterpretował ;p. Bossowie mocno zapadają w pamięć i na dodatek są jeszcze bardziej wymagający niż w jedynce.  Druga część oferuje sporo lokacji nawiązujących do kultury antyku co mi się bardzo podoba. Całości towarzyszą jeszcze bardziej kolorowe i ładne scenki przerywnikowe.

Trzecia część sagi przybrała formę klasycznego beat’em upa, z jeszcze większa ilością fabuły niż w poprzednikach. Tym razem oddano nam do wyboru trzy postaci, co urozmaica rozgrywkę, sporo sekwencji w których poruszamy się na tratwie/szarżujemy na koniu/zjeżdżamy po stoku oraz wybór etapów. Sprite’y są ogromne i piękne, gra korzysta z połączonych trzech ekranów, w wersji domowej oferując po prostu widescreen i rusza się przepięknie, lecz niestety nie jest tak dynamiczna i przyjemna jak poprzednicy. Mimo to jest dobra.

Trzy Rastany można zdobyć na PlayStation 2 w kolekcjach Taito Legends 1 i 2 oraz ich japońskich odpowiednikach – co polecam uczynić. Konwersje były niestety raczej niegodne. Wszystkie części łączy również świetna muzyka:

Utwory dodają atmosfery wspaniałym etapom z których znana jest Saga, więc nie dziwi że Rastan doczekał się też mini-albumu. Gro podróbek oraz wciśnięte na siłę Rastan-Barbarian lepiej pominąć milczeniem, lecz jeżeli ktoś chce się dowiedzieć więcej o serii polecam artykuł na hardcore gaming.  

Pita
12 września 2011 - 08:58