Recenzja gry Batman: Arkham City - czuję niedosyt - UV - 5 stycznia 2012

Recenzja gry Batman: Arkham City - czuję niedosyt

UV ocenia: Batman: Arkham City
85

O grze Batman: Arkham Asylum napisano wiele dobrych rzeczy i nie ma w tym nie zaskakującego – czy komuś się to podoba czy nie, drugie dzieło londyńskiego studia Rocksteady okazało się największą niespodzianką 2009 roku i jedną z najlepszych gier akcji, jakie wówczas trafiły na rynek. Biorąc pod uwagę powszechne uwielbienie dla tamtego produktu, nie powinno nikogo dziwić, że oczekiwania wobec kontynuacji przygód Mrocznego Rycerza były naprawdę ogromne. Czy sequelowi udało się spełnić pokładane w nim nadzieje? Po niedawnej wizycie w Arkham City mogę stwierdzić, że tak, choć tym razem odczułem pewien niedosyt.

Nie%20znam%20gry%20w%20kt%F3rej%20ok%u0142adanie%20po%20twarzach%20jest%20r%F3wnie%20przyjemne.
Nie znam gry, w której okładanie po twarzach jest równie przyjemne.

Brytyjczycy skorzystali ze sprawdzonej wcześniej formuły i zaserwowali nam powtórkę z rozrywki. Trudno mieć im to za złe – tak jak nie zmienia się zwycięskiej drużyny, tak nie rezygnuje się z rozwiązań, które zadecydowały o sukcesie produktu. Zamiast więc wywracać wszystko do góry nogami, twórcy skupili się na dopracowywaniu poszczególnych elementów. I tak: podręczny arsenał Batmana uzupełniły nie widziane przedtem gadżety, znacznie zmodyfikowano garnitur ciosów Rycerza, dodano nowe finiszery, mocno popracowano nad animacją walki, dzięki czemu wszelkie mordobicia stały się jeszcze bardziej widowiskowe, wyraźnie zwiększono obszar działania, przygotowano absurdalną liczbę zagadek oraz wyzwań, a także wpleciono do rozgrywki występy tych, których fani zamaskowanego mściciela kochają najbardziej, czyli kolejnych łotrów.

Oczywiście nowa jest również fabuła. Tym razem przenosimy się do Arkham City, tytułowej dzielnicy miasta Gotham, odciętej od świata po decyzji włodarzy metropolii. W tym swoistym więzieniu nie ma już miejsca dla bezbronnych obywateli – kompleks zamieszkują różnej maści szumowiny: złodzieje, mordercy i najwięksi rywale Mrocznego Rycerza. Jednym z nich jest doskonale znany wszystkim Joker, który po eksperymentach z Tytanem w „jedynce” wyraźnie podupadł na zdrowiu. Zielonowłosy zbrodniarz zmusza Batmana do odnalezienia lekarstwa – gra toczy się o wielką stawkę, bo jeśli wierzyć przestępcy, zagrożone jest nie tylko jego życie, ale także zwykłych mieszkańców Gotham. Chcąc nie chcąc przystępujemy więc do poszukiwania skutecznego remedium, a że dzielnica opanowana jest przez żądnych krwi wrogów, nie jest to zadanie łatwe.

Znanych%20z%20komiks%F3w%20bohater%F3w%20tu%20nie%20brakuje.
Znanych z komiksów bohaterów tu nie brakuje.

Do fabuły trudno się przyczepić. Stworzona przez Paula Diniego opowiastka trzyma wysoki poziom od początku do końca – sam finał jest zresztą tak kapitalny, że po ujrzeniu napisów końcowych siedziałem w ciszy dobre kilka minut, zanim doszedłem do siebie. Jak zwykle świetnie prezentuje się też system walki. Batman tańczący wśród przeciwników robi piorunujące wrażenie,  a jeśli do lawiny zwykłych ciosów nauczymy się dołączać bogaty zestaw gadżetów i odblokowane w drodze rozwoju postaci umiejętności, oglądanie starć stanie się prawdziwą przyjemnością. Podoba mi się też większa niż w pierwowzorze wolność, choć nadal autorzy borykają się z ograniczeniami technicznymi. Środkowa strefa Arkham City została potraktowana jak oddzielna lokacja, wskutek czego nie można wykonać swobodnego lotu nad miastem, skacząc z najwyższego budynku. Po krótkim szybowaniu, Batman zawsze trafi na niewidzialną ścianę i jest bezczelnie zawracany. Bez sensu.

Drobnych mankamentów Arkham City ma zresztą więcej. Nieobowiązkowe zadania poboczne – nowość w tej serii – są w większości przypadków bezpłciowe i nijakie, a ich bohaterowie (elita łotrów z komiksowych przygód Batmana) zostali potraktowani po macoszemu. Poszukiwanie Złodzieja tożsamości było zajmujące, przyznaję, ale epizody z Szalonym Kapelusznikiem, żoną Mr. Freeze’a czy też uwięzionymi policjantami w kryjówce Pingwina były króciutkie i słabe. Nie wiem czy zabrakło czasu, czy chęci, ale takie postacie jak Bane czy Zsasz zasługują na znacznie więcej.

Osobną kwestią pozostają długość gry. Główny wątek wydaje się być wyraźnie krótszy od tego z Arkham Asylum, a sytuacji nie poprawiają wspomniane wyżej zadania poboczne. Jako deser można traktować oczywiście szukanie znajdźek oraz niezależny moduł walk na arenie, ale to sztuczne wydłużacze. Swoją drogą zagadek i wyzwań Riddlera jest zdecydowanie za dużo, więc odechciało mi się ich kompletować po drugiej setce. Dla porównania w „jedynce” byłem zdeterminowany, żeby znaleźć wszystko i gdyby nie paskudny błąd ze znikaniem szczęk Jokera, pewnie by mi się ta sztuka udała.

Harley%20Quinn%20i%20chory%20Joker
Harley Quinn i chory Joker

Pierwszy Batman rodem z Rocksteady był w moim przekonaniu produktem kompletnym, Arkham City niestety nim nie jest. Fabuła wkręca na całego, walki sprawiają ogromną przyjemność, a mroczny klimat wprost wylewa się z ekranu, ale gdzieś pod skórą daje się odczuć, że zabrakło tu ostatniego szlifu. Być może jest to kwestia zbyt wygórowanych oczekiwań, ale po tak dobrym pierwowzorze człowiek liczy w sequelu na totalne zniszczenie. Tutaj niby wszystko jest w porządku - „dwójka” wybucha tak jak należy, robi spustoszenie w umyśle grającego, ale gdy kurz opadnie, pozostaje ten cholerny niedosyt. Spodziewałem się czegoś więcej.

UV
5 stycznia 2012 - 14:26

Czy zgadzasz się z moją oceną gry Batman: Arkham City?

Tak, jest adekwatna. 26 %

Nie, jest za wysoka. 6,5 %

Nie, jest za niska. 67,5 %