A Valley Without Wind to nowa gra niezależna szykowana przez studio Arcen Games, znane z popularnego w pewnych kręgach AI War. W weekend przybliżyłem Wam specyfikę produkcji oraz przedstawiłem obszerną rozmowę z jej twórcami. Czas na odrobinę wrażeń osobistych, które pomogą w zrozumieniu fenomenu postapokaliptycznego świata Environ.
A Valley Without Wind.
Pierwsze śmierci
Trzeba przyznać, że A Valley Without Wind nie ma tak łatwego „wejścia” jak Minecraft, czy Terraria, w których po prostu rozpoczynamy zabawę od budowania, burzenia i ogólnego rozrabiania. Tutaj trzeba poznać specyfikę świata i przyswoić dość nietypową mechanikę rozgrywki. Wcześniej gra tłumaczyła swoje sekrety za pomocą samego tekstu – obecna wersja zawiera już misję wprowadzającą.
Gra zaczyna się od wyboru jednego z bohaterów opisanych paroma statystykami. Później przechodzimy do wprowadzającego poziomu platformowego, gdzie informacje zawarto w opisach... nagrobków. Nie przez przypadek, bo AVWW jest trudną platformówką, w której łatwo zginąć. Po śmierci wybieramy nową postać i kontynuujemy rozgrywkę w tym samym świecie ze zdobytymi wcześniej przedmiotami.
Rozbudowana platformówka
Postacie z gry dysponują standardowym wachlarzem ruchów podstawowych – mogą skakać i biegać. Za bardziej wyszukane formy poruszania się, czy ataku odpowiadają już czary, które sami tworzymy. Od niemal samego początku stosujemy ognisty dotyk oraz coś na wzór sprintu (przyspieszenie). Później znajdzie się też podwójny skok i inne cudeńka ułatwiające przemieszczanie się.
Przemierzając lokacje musimy przygotować się na najgorsze. Przydaje się więc zaklęcie rozświetlające ciemność. Ważne są także drewniane belki, za pomocą których można stworzyć improwizowane drabiny. Tego typu przedmiotów i przejawów magii jest naprawdę sporo - z czasem dysponujemy kilkunastoma rodzajami ataków o różnych właściwościach, które ratują skórę w konkretnych sytuacjach.
Zbieractwo i eksploracja
Wspomniany ognisty dotyk to nie tylko forma ataku, ale też „narzędzie” do niszczenia obiektów – np. punktów spawnujących przeciwników (tzw. gniazda potworów), drzew lub skał z surowcami, które ukryto w podziemiach. Po zebraniu odpowiednich minerałów możemy stworzyć nowe czary w specjalnym punkcie. W późniejszej fazie rozgrywki znajduje się on w osadach założonych przez ocalałych.
A Valley Without Wind podoba mi się przede wszystkim z powodu świetnie pomyślanej eksploracji. Każdy z sektorów mapy ogólnej zawiera mnóstwo odnóg, budynków, jaskiń i podziemi. Nie musimy zwiedzać wszystkich, bo gra jest niemal nieskończona. Chodzi tutaj więc o zebranie tego, co potrzebujemy i skierowanie kroków w inną stronę. Dokąd? Możliwości jest co najmniej kilka.
Rozwój i bitwy z potworami
Gdy wydostaniemy się z pierwszego poziomu zabawa rozkręca się na dobre – przed nami otwiera się caluteńki świat pełen misji, potworów, surowców i innych skarbów. Poszczególne sektory zostały opisane stosownymi napisami, które mówią nam, czego się spodziewać. Mamy więc misje polegające na ratowaniu ocalałych, źródła surowców bronione przez wrogów i inne formy aktywności.
Rozgrywkę popychamy naprzód poprzez zdobywanie doświadczenia i nabijanie poziomów. Cenne punkty można znaleźć w różnych zakamarkach budynków. Najwięcej otrzymamy jednak za walki z wymagającymi bossami. Do każdego z nich trzeba podejść sposobem i uzbroić się w odpowiednio mocne czary. Przeciwnicy występują w paru rodzajach i czasami działają w dużych grupach.
Parę porad weterana:
Zawsze czytaj porady przygotowane przez twórców! Wiele cennych informacji zawarto właśnie w nich.
Niszcz punkty odradzania się potworów – to małe słupki z czaskami.
Przeszukując podziemia i budynki kieruj się do cennych obszarów. Zaznaczono je na mapie żółtym kolorem. Inne pomieszczenia mogą zawierać przedmioty, ale nie warto tracić na nie czas.
Najcenniejsze surowce znajdują się w wielopoziomowych podziemiach. Udając się do nich, trzeba przygotować się na długą przeprawę.
Z niemal każdego miejsca można się wyteleportować (oprócz misji). Po prostu klikamy na wcześniejszy obszar na dowolnej mapie (w plecaku trzeba mieć mikstury warp).
Poznaj działanie różnych czarów – każdy z żywiołów zadaje większe obrażenia różnym typom potworów.
W obecnej wersji gry energia magiczna postaci odnawia się automatycznie. Życie dostajemy tylko za zabite potwory, zniszczone „gniazda” lub po powrocie do magicznego kamienia w osadzie. Zabawa jest więc wymagająca i warto stopniowo rozwijać postać. Przesadne szarżowanie może doprowadzić do śmierci – na szczęście nie jest ona tak dotkliwa, jak mogłoby się wydawać.
Strategiczne dodatki
Na stosownych poziomach postaci otrzymujemy dostęp do kolejnych dodatków. Możemy zarządzać uratowanymi postaciami i wysyłać ich na proste misje (które w innym przypadku musielibyśmy wykonać sami). Szczególnie interesuje mnie motyw zarządzania bazą i aspekt ekonomiczny. Na razie jest on w powijakach, więc trudno powiedzieć, czy możliwość budowania farm rzeczywiście wpłynie na zabawę.
Nadrzędnym celem gry jest pokonywanie tak zwanych „overlordów”. Tyrani urzędują w wyjątkowo trudnodostępnych twierdzach i mają sporą obstawę. Zanim zabierzemy się na walkę z nimi, trzeba zabezpieczyć trochę terenu, rozwinąć postać i nauczyć się operować czarami. Sprawiło mi to sporo radochy, bo gra potrafi zaskakiwać i wydaje się dopracowana. To spore osiągnięcie, bo większa część terenów i lokacji jest generowana losowo.
Warto zagrać
A Valley Without Wind sprawia wrażenie gry niedzisiejszej i w jakimś stopniu nietypowej. Takie refleksje pojawiają się już przy warstwie platformowej, która na papierze wydaje się zwyczajna. Poziomy mają specyficzną konstrukcję – świat został poszatkowany na mniejsze fragmenty, ale za to całościowo jest ogromny i złożony. Wymagająca walka, swoboda, eksploracja – do mnie takie cechy przemawiają.
Przyznam, że pierwsze kilka minut z grą było ciężkie. Kiedy jednak zrozumiałem jak funkcjonować w Environie, wciągnąłem się na dobre. Twórcy dozują kolejne atrakcje i operują nimi dość ostrożnie. Przykładowa faza strategiczna nigdy nie bierze góry nad własnoręcznym ubijaniem potworów i przeszukiwaniem świata w poszukaniu surowców. Jest jednak na tyle złożona, że może intrygować.
A Valley Without Wind wygląda dziwnie i odrobinę archaicznie, ale tak naprawdę kryje w sobie mnóstwo ambitnych pomysłów, które moim zdaniem za parę lat będą wykorzystywali twórcy z mainstreamu. Produkcja studia Arcen Games ma też nieuchwytną cechę – czuć w niej ogrom pracy i pasji włożony przez dewelopera. Połączenie metroidvanii ze strategią turową jeszcze dwa lata temu byłoby nie do pomyślenia. Na szczęście, dzisiaj takie koncepcje wracają do łask.
Następny poziom: A Valley Without Wind