Prawda wątpliwość kłamstwo - recenzja L.A. Noire - eJay - 14 stycznia 2012

Prawda, wątpliwość, kłamstwo - recenzja L.A. Noire

eJay ocenia: L.A. Noire
80

O L.A. Noire było bardzo głośno zarówno przed premierą, jak i w dniu wydania gry na półki sklepowe, a także po przetestowaniu tytułu przez graczy. Na pewno będzie zapamiętane jako jedna z przyczyn upadku studia Team Bondi, dowodzonego przez Brendana Mcnamarę. Formalnie prace nad detektywistycznym thrillerem rozgrywającym się w Mieście Aniołów rozpoczęły się w 2005 roku. Jednakże dopiero po przyłączeniu zespołu do potentata jakim był (i jest) Rockstar pozwoliło na nowo odżyć marzeniom Mcnamary. Kiedy wreszcie gra została zaanonsowana, a materiały prasowe zaczęły rzeczywiście przedstawiać to o czym twórcy trąbili od dawna, L.A. Noire stał się na serio jednym z gorętszych towarów dla posiadaczy konsol w 2011 roku.

Sam byłem cholernie ciekawy tego eksperymentu, bo nie miało być to ani kolejne GTA, ani tym bardziej Mafia. Po długim okresie zabijania, wciągania kokainy nosem, łażenia do klubów ze striptizem wreszcie mogliśmy stanąć po drugiej stronie barykady. Śmiałe slogany mówiące o „Police Quest XXI wieku”, w którym aż roi się od nawiązań do Sokoła Maltańskiego oraz innych arcydzieł kina noir tylko podnosiły mi ciśnienie. Jako posiadacz PC musiałem na przygody Cole'a Phelpsa poczekać kilka miesięcy dłużej. Aż wreszcie się udało. I nie żałuję – bo L.A. Noire to gra na swój sposób oryginalna i zapadająca w pamięć.

Na duży plus:

  • Niesamowita mimika twarzy, po raz pierwszy (pomijając stare filmówki na 9 CD np. Black Dahlia) na ekranie monitora zobaczyłem żywych bohaterów, którzy nie wypowiadają tekstów jakby mieli porażenie ust. Każdy z aktorów odwalił swoją robotę fantastycznie, a spece od motion scan potrafili wykorzystać tę technologię możliwie najlepiej. Adam John Harrington jako Roy Earle wymiata.
  • Nieprzesadzona filmowość, L.A. Noire nie jest czarno-białym hołdem kina poprzedniego wieku. To wciąż kolorowa, znakomicie zrealizowana gra. Pojedyncze elementy co prawda przypominają, że akcja toczy się w latach czterdziestych, ale...ja wolałbym mimo wszystko zobaczyć L.A. Vice końca XX wieku. Świetnie wykonane cutscenki, rozmowy funkcjonariuszy, klimatyczne wejścia w fabułę poszczególnych śledztw – to wszystko nadaje się na grę o współczesnej walce z kartelami, gangami itp.
  • Śledztwa, pomimo bardzo nierównego poziomu i powtarzalności, niektóre z nich prezentują się świetnie, są odpowiednio rozbudowane i długie.
  • Rozmiar gry, bez korzystania z misji pobocznych (zrobiłem ich ledwie 12) przejście zajęło mi aż 31 godzin! Znakomity wynik jak na nie-cRPG.
  • Complete Edition jako zaleta wersji Pecetowej – nowe śledztwa, wdzianka dla postaci, a to wszystko bez dodatkowych wydatków.
  • Umiejętny, logiczny podział na rozdziały – przygodę zaczynamy jako krawężnik, a kończymy...a niech to będzie niespodzianka dla osób, które nie grały.
  • Znajdźki w postaci gazet – genialnie uzupełniają fabułę.
  • Muzyka, oprawa dźwiękowa, dbałość o detale.
  • Ofiary przemocy wyglądają jak ofiary przemocy. Jest odpowiednio krwawo.
  • 95 modeli samochodów do objeżdżenia.
  • Fabuła od momentu przejścia do Vice Desk.

Średnio na jeża:

  • Poza mimiką twarzy grafika prezentuje się zaledwie poprawnie. Nie jest to katastrofa, ale jeśli chodzi o gry ze znaczkiem Rockstara to mamy do czynienia z drugą ligą.
  • Pierwsza część fabuły jest ślamazarna i nie do końca spełnia swoje zadanie. Poza początkiem - który zaskakuje innością rozgrywki - dalej jest trochę nudno, a kolejne bliźniacze sprawy bardziej mnie wymęczyły niż inetersowały.
  • Finał historii został tandetnie spuentowany, brakowało tylko piosenki Aerosmith.
  • Zawalone przesłuchania (poza pierwszym) nie przesądzają o wyniku śledztwa tzn. nie prowadzą w ślepe zaułki, nie mieszają, nie komplikują zagadki. Phelps z każdej sytuacji wyjdzie z przynajmniej trzygwiazdkowym ratingiem.

Co się nie podobało:

  • Powtarzalność niektórych czynności m.in. telefony do centrali.
  • Postać Phelpsa zbyt długo się rozkręca. Przez pierwszą połowę wydawał się odizolowanym zamulaczem. Wojenny epizod powinien mieć na niego większy wpływ.
  • Mimo wszystko liniowość, brak alternatywnych dróg do rozwiązania śledztwa. Zawsze na sali przesłuchań trafiamy z maksymalnie dwoma podejrzanymi, którzy zazwyczaj są winni.
  • Prostackie etapy zręcznościowe, pościgi, strzelaniny.
eJay
14 stycznia 2012 - 15:05