Max Payne 3, Final Fantasy XIII-2, Resident Evil 6, Mass Effect 3, Prototype 2, czy Soulcalibur V będą bez wątpienia świetnymi grami i powalczą o miano najlepszych tytułów 2012 roku. Każda z nich ma jednak pewną podstawową „wadę”: liczbę w nazwie o różnej wartości. Zostawmy więc na chwilę te „kolejne odsłony”, aby pomówić o nowych grach, które zaskoczą nas czymś nieznanym. O ile w ogóle zostaną wydane!
Daty premier poniższych gier nie zostały potwierdzone!
The Witness
W skrócie: Nowa gra Jonathana Blowa, czyli twórcy Braid. Eksplorujemy w niej tajemniczą, opustoszałą wyspę najeżoną pozostałościami dawnych cywilizacji oraz zagadkami. Podczas zabawy próbujemy zrozumieć, co stało się z tym miejscem i jak się z niego wydostać. Tyle przynajmniej wynika z zapowiedzi twórcy, bo standardowo unika on mówienia wprost o wątkach fabularnych.
Dlaczego warto czekać: The Witness wygląda na zbiór łamigłówek osadzonych w trójwymiarowym, ładnym otoczeniu. Nie dajcie zwieść się tym pozorom. To oczywiste, że Blow ukryje w grze pewne przesłania, czy wątki, które na pierwszy rzut oka będą niewidoczne. Tego przynajmniej wymaga się od autora Braida, pozornie prostej platformówki, kryjącej wiele interpretacji.
Blow jest inteligentnym gościem, który poszukuje nowych pomysłów i ciekawych sposobów na ich realizację. Wystarczy poczytać blog poświęcony The Witness, żeby się o tym przekonać. Autor korzysta z pomocy firm architektonicznych i krok po kroku analizuje każdą decyzję. Można więc śmiało założyć, że dostaniemy tytuł ze wszech miar przemyślany.
Ryzyko: W trailerze Indie Game: The Movie Jonathan Blow powiedział, że robiąc Braid próbował umieścić w niej swoje największe wady. To muszą być bardzo dobre wady, bo jego produkcja stała się ikoną gier indie. Więcej - przecież gdy tylko ktoś ośmieli się powiedzieć, że „gry to nie sztuka”, dostaje w twarz braidosierpowym. To na pewno pochlebia twórcy, ale jest też pewnym zagrożeniem.
Obawiam się, czy Jonathan Blow nie będzie za bardzo starał się sprostać wymaganiom i stworzyć grę jeszcze bardziej przeintelektualizowaną. Wobec tak wielu pozytywnych informacji można też popaść w pewien samozachwyt, za którym podąża brak autokrytycyzmu. Producent Braida nie wydaje się osobą, która łatwo ulega takim emocjom, ale ryzyko istnieje zawsze.
Journey
W skrócie: Minimalistyczna od strony interfejsowo-narracyjnej platformówka przygodówkowa, w której przemierzamy prześlicznie zrealizowane poziomy pustynne. Prostota rozgrywki (Sixaxis) została skonfrontowana z brakiem wyjaśnień odnośnie obserwowanych zdarzeń (od strony treści). Do tego dochodzi zakamuflowany, nieinwazyjny tryb online: gracze mogą współpracować, ale anonimowo.
Dlaczego warto czekać: thatgamecompany to jedno z nielicznych studiów, które mówi o grach w świadomy sposób, nie kryjąc swoich ambicji. Od tego dewelopera wymaga się wręcz gier nietypowych i przełamujących pewne schematy. Najfajniejsze jest to, że Jenova Chen, Kellee Santiago i inni pracownicy studia podejmują wyzwanie z uśmiechem na ustach i zachowują świeżość.
Warto czekać nie tylko ze względu na powyższe puste słowa. Miałem okazję zagrać w Journey parę miesięcy temu i mogę potwierdzić, że to rzeczywiście produkcja niezwykła. Krótki fragment gry był niesamowity i myślę, że zrobi wrażenie na niejednej osobie wrażliwej na bardziej wysublimowane treści. Wspomniany „ukryty co-op” także działał świetnie i prowadził do ciekawych sytuacji.
Ryzyko: Krótka historia firmy – od studenckiego Cloud, przez kameralny flOw, aż po Flower – pokazuje, że ten deweloper ewoluuje i poszerza horyzonty swoich odbiorców, pozostając jednocześnie w bezpiecznej odległości od mainstreamu. Balansowanie na granicy gier jako sztuki a gier jako źródła pieniędzy bywa niebezpieczne. Nie to jednak wydaje się być zagrożeniem w tym przypadku.
Flower był reklamowany jako wiersz marzącego kwiatka. Przed premierą gry takie porównania nieco zaskakiwały, dzisiaj wydają się straszliwie pretensjonalne. Boję się więc o to, czy thatgamecompany zdoła uniknąć podobnej sytuacji tym razem. Na razie jest nieźle, bo autorzy używają ogólnych sformułowań, a sama gra broni się swoją tajemniczością i klimatem.
Fez
W skrócie: Platformówka ze świetną oprawą audiowizualną, która wprowadza w życie opowiastkę o flatlandii (polecam ją w wykonaniu mistrza przekazywania wiedzy popularnonaukowej Carla Sagana). Bohater żyjący w dwuwymiarowym świecie nagle odkrywa trzeci wymiar. Od tej pory może obracać wszystko i sprawdzić co kryje się po drugiej stronie pozornie „płaskiej rzeczywistości”.
Dlaczego warto czekać: Pomysł, na którym bazuje Fez wydaje się niezwykle błyskotliwy, ale nie jest niczym szczególnie nowym i był już podawany w grach na różne sposoby (sprawdźcie tylko filmik z gry na PSP Crush). Gra wydaje się jednak doprowadzać go do perfekcji i inaczej rozkładać akcenty. Fez jest powolny, spokojny, stonowany, czy wręcz nostalgicznie smutny.
Właśnie ostatni element podoba mi się w tej produkcji. Właściwie każdy dotychczasowy filmik, czy utwór z gry wydaje się być utrzymany w podobnym tonie. W niedawnym Where is my Heart? zastosowano zbliżone podejście i sprawdziło się to świetnie. Fez może więc stać się kolejnym emocjonalnym i w jakiś sposób kojącym doświadczeniem.
Ryzyko: Uwielbiam słuchać i czytać Phila Fisha, wyluzowanego i zdecydowanie hipsterskiego twórcę Feza. W końcu jego ulubionymi grami są Ico, Rez oraz Katamari Damacy. Problem polega na tym, że autor gry pracuje nad nią już od wielu, wielu lat. Ciekawy jestem, czy po takim czasie jego dzieło pozostaje aktualne i jak wiele zawartości w nim dostaniemy.
Sam Fez prezentuje się świetnie. Zastanawiam się jednak, czy Fishowi uda się wyważyć rozgrywkę w taki sposób, aby nie stała się ona nużąca. Czy gra kryje w sobie niespodzianki? A może cała rozgrywka sprowadza się do obracania plansz i plumkania z platformy na platformę? Z jednej strony to zachwycająca produkcja, z drugiej wielka niewiadoma.
The Last Guardian
W skrócie: Przygodowa gra akcji z elementami logicznymi. Wcielamy się w niej w chłopca, który poznaje gigantyczne zwierzę: gryforłokotoszczura. Sympatyczna istota pomaga w wielu sytuacjach i ratuje przed oprawcami. Fabuła generalnie pozostaje w sferze domysłów. Można tylko dodać, że poprzednie dzieła studia Team Ico w tym temacie były pierwszorzędne.
Dlaczego warto czekać: W opisie Feza wspomniałem, że Phil Fish uznaje Ico za jedną z ulubionych gier w kategorii „dokonań artystycznych”. Trudno się z tym nie zgodzić, bo Fumito Ueda i jego zespół stworzyli ponadczasowe arcydzieło i później ponownie pokazali klasę z równie dobrym Shadow of the Colossus. Obie gry są specyficzne, ale mają wspólne cechy: przełamują schematy i MIAŻDŻĄ.
The Last Guardian zapowiada się świetnie. Przez zwiastuny przemawia charakterystyczna emocjonalność i pewien smutek. Do tego dostajemy potencjalnie ciekawą mechanikę rozgrywki polegającą na interakcji ze zwierzęciem. No i samo studio wydaje się podejmować wyzwanie – stworzyć kolejne niebanalne i artystycznie nienaganne dzieło.
Ryzyko: W tym przypadku sprawa jest dwojaka. Podobnie jak u Jonathana Blowa, pojawiają się ogromne oczekiwania. Gry Team Ico nigdy nie sprzedawały się fenomenalnie, więc może nie wszyscy czekają na The Last Guardian. Osoby, które śledzą informacje na jej temat, spodziewają się jednak Kolejnej Wielkiej Gry Fumito Uedy. A Fumito Ueda to przecież tylko skromny człowiek.
Sprawa The Last Guardian jest też niepewna z innego, mniej zabawnego powodu. Z produkcją gry dzieje się coś złego, o czym świadczy ciągłe przesuwanie premiery oraz informacje o pracownikach studia. Jeden z producentów zrezygnował z dalszej pracy i zajął się popierdółkami na fejsa. Sam Ueda jest też tylko konsultantem przy projekcie. Ogromna presja, znudzenie, czy nadchodząca wtopa?
Inne gry, które będę obserwować:
OvergrowthXenonauts Project Zomboid OwlBoy Pid
Against The Wall Prison Architect Retro City Rampage
Gunpoint Monaco Botanicula A Valley Without Wind