Moje dzieciństwo to cykl, w którym zamierzam opisać swoje osobiste przeżycia z dzieciństwa. Wpis ma na celu pobudzenie, bądź przypomnienie Waszych wspomnień i zachęcenia Was do przyjemnej dyskusji. Zaś młodszym pokoleniom chciałbym w ten sposób udowodnić, że osoby w moim wieku również miały interesujące dziecięce lata.
Pamiętajcie gumy do żucia z nazwą Dunkin? Nie? A może figurki Dunkin Shockys odświeżą Waszą pamięć? Moda na "shockysy" pojawiła się z tego co pamiętam pod koniec ubiegłego wieku. O figurkach dowiedziałem się całkiem przypadkiem w nieistniejącym dziś, małym kiosku na ulicy Wojewódzkiej w Kielcach. Mając wtedy dosłownie parę lat, zahaczyłem po drodze o wspomniany wyżej kiosk. Standardowo poprosiłem mamę o kupno gum do żucia, której nazwy nie pamiętam. Miła sprzedawczyni zaproponowała mi produkt innej firmy, w którym jako dodatek oferowane były "shockysy". Bez chwili wahania przystałem na tę propozycję... I tak rozpoczęła się moja przygoda ze śmiesznymi, plastikowymi i zarazem skocznymi "stworami".
Jedna guma = jeden shockys + mapka za uzbieranie 10 figurek. Takie były zasady obowiązujace w każdym szanującym się miejscu sprzedaży omawianych gum. Kolekcja z każdym dniem stawała się coraz liczniejsza, a uśmiech na mej twarzy, coraz pełniejszy. Pierwsza seria "shockysów" okazała się hitem. Nie znałem wówczas nikogo, kto nie posiadałby ich w swojej kolekcji. Na plus zaliczam fakt, że przy zakupie "żujek", można było samemu wybierać dostępne w plastikowym, owalnym pudełku figurki. Przynajmniej w tych miejscach, w których je kupowałem. Na tyle dostępnej mapki, są opisane zasady kilku dostępnych gier. Jednak większość z nas, wymyślała swoje zawody. Gdy pojawił się szał "Małyszomanii", wybieraliśmy sobie po kilka ulubionych stworów i robiliśmy turnieje skoków narciarskich. Jedne stwory były bardziej, a inne mniej skoczne.
Oprócz tego, grało się także w zbijanego. Wówczas wtedy, liczyły się także inne aspekty takie jak stabilność stwora. Każdy z nas miał swoich ulubieńców. Moimi faworytami byli: Smok, Goodyear, T-Down, Hełm Wikinga oraz Nurek. Niektórzy wymieniali się swoimi zdobyczami, inni zaś stawiali zakłady. Ja jako człowiek sentymentalny nie mogłem sobie na to pozwolić, więc cierpliwie powiększałem sobie grono plastikowych "skoczków".
Dziś, po kilkunastu latach nadal posiadam całą kolekcję w nienaruszonym stanie. Najbardziej ucierpiała sama mapka, która była mocno przeze mnie eksploatowana. W galerii umieściłem jej przód i tył. Jeśli ktoś będzie chciał to zretuszuje sobie wady w programi graficznym i wydrukuje. W późniejszym czasie pojawiła się kolejna fala "shockysów". Niestety ich jakość drastycznie spadła, dlatego po uzbieraniu kilku z nich, porzuciłem dalszą przygodę. Nie podobały mi się ani z wyglądu, ani z właściwości, które były notabene bardzo słabe.
Na koniec tego sentymentalnego wpisu, chciałbym zaprosić Was do komentarzy. Zdjęcia swoich zdobyczy są bardzo mile widziane, bo jak wiadomo, jeden typ figurki był dostępny w kilku kolorach. Jedna osoba miała np. żółtego Ananasa, druga fioletowego, a trzecia czerwonego. Piszcie także o Waszych grach z udziałem omawianych stworów oraz przeżyciach z nimi związanymi, do czego serdecznie zachęcam.