Moje gry roku 2011: Ekskluzywy w pudle - Pita - 25 stycznia 2012

Moje gry roku 2011: Ekskluzywy w pudle

W roku 2011 nie zabrakło fantastycznych gier ekskluzywnych, które skradły mi odrobinę życia. Tym razem mowa o pozycjach wydanych na jeden sprzęt, a na dodatek w pudełku . Zatem nie zabraknie Niesławnych, Wieśków i ładnych panienek. Zapraszam do czytania.  


Yakuza 4 [PS3]


 

Nie jest to ani GTA, ani Mafia. Nie jest to chodzona bijatyka. Ale jest to tytuł z duszą, tytuł poważny, hołdujący azjatyckiej filozofii oraz kulturze, pozycja ostrożna, jednak na naszych rynkach nietypowa. Jest to wielki miks gatunkowy, opowieść o czterech odważnych mężczyznach – byłym bezdomnym, obecnym mścicielu, cwanym policjancie i legendarnym jakuzie. Jest to gra wielka.

Czwarta Yakuza to dla mnie najlepsza część tej fantastycznej serii. Uwielbiam podróże z Kazumą, jakuzą o złotym sercu, lecz i twardych pięściach. Ta mieszanka zwiedzania miast, rozwiązywania questów oraz obijania twarzy różnym niedobrym typkom kupiła moje serce już dawno. I mimo upływu lat wciąż w nim pozostaje.

Tym razem dostajemy czterech grywalnych bohaterów oraz dziesiątki, a nawet setki godzin gry w klimatach azjatyckiego kina akcji. Będę to powtarzał do znudzenia – cała branża płacze za Shenmue, do którego najbliżej właśnie Yakuzie. To gra pięknie łącząca w sobie kilka gatunków gier wideo, wykonana na zadziwiającym poziomie, pełna sekretów i warta wydanych na nią pieniędzy. Jest tutaj coś dla nerda, dla graczy liżących ściany, dla fanatyków dobrej akcji oraz RPGowców.

 W Yakuzie zawsze mamy świetny wycineczek Tokio. Mamy sporo doskonałej walki – zarówno na „arenach”, jak i rodem z chodzonego mordobicia. Mamy wreszcie klasyczne, lecz świetne scenariusze inspirowane azjatyckim kinem akcji i przygody oraz doskonałą muzykę. Ta gra jest cudną wyprawą w zupełnie innych klimatach niż reszta gier „gangsterskich” – a podobnie jak one łączy w sobie wiele gatunków pod względem rozgrywki i klimatu. I jedyne za co SEGA ma u mnie pojechane to fakt, że demo, które dali na Europę wypacza obraz tej gry. Jeżeli macie średnie wrażenia po demie – mieliście do nich prawo.

Każdy, kto ma dosyć wysokobudżetowych gier na jedną modłę powinien wiedzieć, że Yakuza jest inna. Oprawa mi się podoba, a zawartość i reżyseria pokazują, że można robić duże gry inaczej. Wreszcie Yakuza to także doskonałe mini-gry (choćby golf i różne karcianki na wysokim poziomie), świetny system walki i elektryzująca muzyka wbijająca się w umysł. Sprawdzajcie tę serię, bo takich gier się praktycznie NIE robi. Niestety.


Infamous 2 [PS3]


Nie wierzyłem w ten tytuł. Ignorowałem ten tytuł. I dostałem ten tytuł od Bazia z tawerny.rpg.pl. Dziękuje Ci, Baziu! Dzięki Tobie przekonałem się, że muszę baczniej obserwować duże gry.

InFamous 2 jest dynamicznym, dobrze poprowadzonym, płynnym  i w zasadzie w chwili obecnej moim ulubionym sandboxem (chyba, że liczymy za sandboxy Yakuzę, ale ciiii…). To bardzo dobra gra o superbohaterach, doskonała zabawka i tona zawartości na jednej płytce. Tak naprawdę mamy tutaj sporo elementów shootera czy chodzonej siekaniny, ale także sandboxa i platformera wykorzystującego w pełni PlayStation 3.

Latamy po mieście. Używamy bicza. Strzelamy. Skaczemy. Chowamy się. InFamous 2 kojarzy mi się z miksem Jaka 2 oraz Spidermana z pierwszego PlayStation, który został dopalony o moc PlayStation 3. Ta gra oferuje tony zabawy, sporo zadań dla dwóch ścieżek moralnych i tonę emocji.

Chociaż scenariusz inFamous 2 nie należy do specjalnie udanych to sama rozgrywka jest przednia. Po prostu w tej chwili to dla mnie duchowy spadkobierca platformerów z konsol szóstej generacji, w którym bohaterem jest ogromne miasto i człowiek o niezwykłych mocach. Drugi Niesłynny to także ładna, wysokobudżetowa oprawa, żyjąca metropolia i świetne poczucie nabierania mocy, stawania się potężniejszym. Bardzo podoba mi się animacja głównego bohatera – jest różnorodna i dopracowana, gra w ogóle się nie krztusi i wygląda znacznie, ale to znacznie płynniej od wielu nowych tytułów z piękną oprawą, ale niezbyt dobrą animacją.

Ta gra kupiła mnie ilością oraz różnorodnością zadań, wcinając w przedbiegach swoją konkurencję – inFamous 2 posiada tony zawartości na najwyższym możliwym poziomie, zawartości, którą odkrywa się z przyjemnością. Jako bohater gry, Cole McGrath, posiadamy ogromne możliwości, rozwijając je po swojemu, stając się prawdziwymi bogami zniszczenia i chaosu, wykonujemy wiele ciekawych zadań, wspinamy się na ogromne budynki, zestrzeliwujemy gołębie, czy bawimy się naprawdę dopracowanym edytorem misji.

Mamy także wspomniane już dwie ścieżki – ścieżkę dobra oraz ścieżkę zła. Możemy mordować lub obalać. Możemy niszczyć lub tworzyć. Możemy pomagać lub straszyć. Co prawda w istocie głównie biegamy po mieście, bawimy się w najlepszy parkur gier wideo oraz zabawiamy się ze ślizganiem po liniach wysokiego napięcia, ale dylematy czasami są ciekawe. Jest bajecznie. Jest bajerancko. Szkoda, że fabuła wypada poniżej oczekiwań, ale „nie można mieć wszystkiego”, jak to uczył mnie pewien doktor na studiach. Bez wątpienia gra wielka.


Witcher 2 [PC]


Chociaż nie zmasakrował mnie tak, jak bym tego chciał, chociaż w zasadzie nie jest to dla mnie żaden przełom, to bawiłem się świetnie. W zasadzie znacznie lepiej niż z nowym Deusem oraz Skyrimem. I czy naprawdę muszę cokolwiek o tej grze pisać?


Atelier Totori [PS3]


Gust udowodnił, że konsole HD mają również coś do powiedzenia w kwestii klasycznych jRPGów, które nawiązują jeszcze do pozycji z 16-bitów. I chociaż w Atelier Totori nie ma ani losowych walk, ani fabuły obracającej się wokół ratowania świata to gra jest pięknym hołdem dla gatunku z wykonaniem na miarę nowoczesnych gier.

O Atelier więcej pisałem tutaj: „Po pierwszej godzinie człowiek zaczyna się uzależniać. Po pięciu godzinach wie już, że walki w turach wciąż rządzą. Po dziesięciu płacze ze szczęścia, bo odnalazł swój nowy dom, swoją nową wieś, swoje nowe Harvest Moon w otoczce RPG, wykonane znacznie lepiej niż Rune Factory (czyli Harvest Moon w otoczce RPG).

Zbieranie składników, szukanie recepturek, kombinowanie z nowymi połączeniami, wykonywanie dziesiątek zadań, kjutaśne dziewczyny, kjutaśne dialogi, prosta, lecz interesująca fabuła, klimat wesołego wiosteczka – ta gra to niesamowicie dobra zabawa. Ta seria to niesamowicie dobra rozrywka.

Wszystkie gry Gusta w jakie grałem (a staram się nadrobić zaległości w trybie ekspresowym) można podpiąć pod powyższy typ rozrywki – posiadają typowy dla strategii i life-simów syndrom „jeszcze jedna tura”, „jeszcze jeden dzień” i „jeszcze jeden quest” nie zapominając zarazem o fabule, dobrej zabawie i jakimś tam sensie rozgrywki. Rozgrywka w większości gier Gusta to połączenie zbieractwa i mieszania miksturek oraz tradycyjnych questów, co wychodzi jej bardzo sprawnie i ładnie.

Gust wykorzystuje w sposób doskonały walki w turach – nie ma tutaj walk losowych, nie ma tutaj walk długich, a każda walka toczy się bardzo dynamicznie, przez co w ogóle nie nuży. Kiedy myślałem, że już poza grami Atlusa nie przetrawię walk z systemem w turach to Gust pokazał, że się mylę. I bardzo dobrze.” [reszta w linku]

Atelier jest także w dużej mierze tytułem nawiązującym do szeroko pojętych visual novels i gier w stylu Harvest Moon – świetna sprawa. A i fabuła chwyta za serce, a i projekty Mela Kishidy powodują opad szczęki, a i sama gra jest ogromna. Więcej takich pozycji! To gra warta czasu, choć na wskroś japońska. Gra nie dla każdego, lecz bardzo, ale to bardzo dobra. Gra inna niż wszystkie. Moją recenzję, poruszającą jeszcze kilka wątków znajdziecie również na tawernie.rpg.pl.


Honorowe miejsca:

Zelda

Xenoblade

Disgaea 4


Bardzo, ale to bardzo chciałbym na tej liście opisać szerzej nową Zeldę oraz Xenoblade Chronicles… tyle że grałem w nie szczątkowo. Wii jest u mnie wciąż świeżą maszynką, na którą poświęcam za mało czasu – a doba nie jest z gumy. Niestety. Bez wątpienia jednak wierzę, że to gry równie dobre co powyższe oraz wraz z powyższymi wspaniałe dowody na to, że wciąż produkuje się dużo sytych ekskluzywnych gier wbrew temu, co czasem pisze się i mówi na portalach. Gry ekskluzywne to dla mnie gwarancja tego, że ten rynek wciąż będzie czymś zaskakiwał.

Strasznie irytuje mnie całe zamieszanie wokół tego, że podobno nie warto kupować sprzętu X lub Y, bo przecież multiplatformy te same, a nie ma w co pograć poza nimi. Bzdura – konsole kupuje się dla gier związanych z nimi, peceta się ulepsza dla gier typowo pecetowych. Oczywiście dobra gra jest dobrą grą bez względu na status, ale to ekskluzywy zawsze napędzały te wojenki.

Nie trudno zauważyć po przeczytaniu powyższej listy, że grywam głównie na PlayStation 3 – nie posiadam własnego Xboxa 360 odkąd trafił go RROD, Wii jest u mnie nieczęstym gościem (leży w innym mieszkaniu, jako młody bez etatu przemieszczam się pomiędzy kilkoma miejscówkami niczym Batman po Gotham City (?)), a na PC odrabiam dużo klasyki za grosze. Taki ze mnie wstręciuszek.

I co tu dużo ukrywać – w 2011 było tyle dobrych gier, że… nie kupię ich wiele w 2012. Nie pozwoli czas, pieniądze oraz zaległości. Moja kupka wstydu swoim cieniem przyćmiewa już moją przyszłość.  

Zostały nam jeszcze multiplatformowce, arcade’ówki oraz ścisły top wszystkich topów. Dziękuje, że ktokolwiek to czyta ;)

Pozdrawiam

Pita
25 stycznia 2012 - 16:17