Armoved Core V to nowa gra studia From Software o mechach. Przekładana kilkukrotnie produkcja została pokazana w demie dostępnym w japońskim PlayStation Store. Postanowiłem sprawdzić, z czym mamy do czynienia, bo informacje na temat produkcji są niejednoznaczne – klimatyczne zwiastuny i gorsze filmy z rozgrywką. Jaka gra będzie naprawdę?
Od sympatii do determinacji
Piszę z perspektywy osoby, która nie miała styczności z tą serią wcześniej (grałem tylko w demo którejś z poprzedniczek), ale jest gotowa wejść w ten futurystyczny świat mechów. Dlaczego? Bo jest niewiele poważnych i dopracowanych gier na ich temat. Drugim czynnikiem jest sympatia do From Software, której źródło chyba znacie („de” i „es”, czyli Demon’s Souls / Dark Souls).
Determinacja była na tyle duża, że dzielnie zagłębiłem się w japoński PlayStation Store i, przeżywszy szok kulturowy, wygrzebałem stosowną pozycję. Demo opublikowane przez From Software zawiera zarówno tryb solowy, jak i wieloosobowy. Multiplayera nie dało się odpalić, bo gra wyczuła, że i tak nic w nim nie ugram (albo po prostu nie spodobało jej się moje ip).
Opcje, których nie rozumiem i te, które rozumiem
Walcząc z menusami podanymi w języku samurajów i twórców anime (że polecę stereotypami jak rasowy polityk), trafiłem na parę ciekawych opcji. Możemy dobrać ustawienia naszego konta, w tym chociażby awatara i parę innych elementów, których niestety nie przeniknąłem (a mówią, że wszystkie języki są podobne). Przejdźmy jednak do tego, co udało mi się zrozumieć.
Przed i w czacie walki istnieje opcja zmiany ustawień mecha. Nie jest to edytor pozwalający zmienić każdą śrubkę, ale i tak opcji było sporo. Bestia składa się z paru oddzielnych segmentów, które można dostosować. Najważniejsze są naturalnie bronie – po jednej w obu rękach i trzeciej na ramieniu. W walce korzystałem z działka, broni laserowej (chyba!) oraz rakiet.
Najbrzydsza gra w tym roku?
Po uruchomieniu jednej z dwóch dostępnych misji przeżyłem kolejny szok – tym razem nie kulturowy, a wizualny. Armored Core V jest jedną z brzydszych gier, w jakie miałem okazję ostatnio zagrać. Takie wrażenie sprawia przynajmniej to, co pokazano w demie. Żeby była jasność: grałem na 42-calowym telewizorze HD, a nie jakieś tam kanapeczki. Mimo tego, czułem się jak podczas upadku twarzą w błoto – wszystko było szaroburobrunatne i niewyraźne.
(plusem jest za to muzyka z menu – dawno nie słyszałem motywu tak zachęcającego do walki )
Twórcy gry umiejętnie stosują przeróżne efekty, np. pogodowe, aby uniemożliwić skupienie uwagi na kiepsko wykonanych elementach otoczenia. Do tego dochodzi rozbuchany interfejs, który jest dosłownie wszędzie, co stoi w sprzeczności z kursem obranym przez branżę, czyli unikaniem i chowaniem elementów interfejsu. Przygoda z piątym Armored Core zaczęła się więc nieźle – zdarza się przecież, że produkcje z rozbudowanym interfejsem i kiepską grafiką okazują się pod powierzchnią bardzo dobre.
Trochę taktycznie
W Armored Core Vlatamy stosunkowo niewielkim mechem, powiedzmy rozmiarów samochodu (kombi), i walczymy z przeciwnikami (jest też mocno zaznaczona fabuła, której jednak nie udało mi się przeniknąć ze względu na barierę językową). Podczas zabawy korzystamy z wielu gadżetów technologicznych – podstawą jest filtr wizyjny namierzający wrogów przez ściany i pokazujący trasę misji. Są też sondy, które można wypuścić przed siebie, aby zobaczyć, czy w okolicy czają się wrogowie. Takie zabawki mają uzasadnienie w specyficznej konstrukcji poziomu z dema – walka rozgrywa się w scenerii miejskiej, w której nie brakuje sytuacji pozwalających przeciwnikom na zastawienie pułapek.
Podoba mi się ogromna mobilność mecha, który w zwykłym trybie poruszania się wlecze się niemiłosiernie, ale po odpaleniu dopalaczy śmiga aż miło. Bestia jest na tyle ruchliwa, że bez problemów wspina się na dachy wieżowców, mknie nad ulicami z ogromną prędkością i może swobodnie szybować na dowolnej wysokości. Opanowanie tego wszystkiego nie jest łatwe, ale gra uczy poszczególnych zachowań i trików. Najważniejsze jest oczywiście strzelanie – przypisano je do przycisków L2, R2 i R1. Dzięki temu możemy prowadzić ogień z wszystkich posiadanych broni. Cały czas trzeba jednak monitorować poziom energii mecha, który przy takim podejściu do walki spada momentalnie.
Bardzo dynamicznie
Armoved Core V jest grą szybką, widowiskową i wykonaną z dbałością o klimatyczne oddanie tego, jak poruszają się i działają kilkutonowe zlepki żelastwa, jakimi są mechy. Osobiście nigdy nie potrzebowałem dobrej grafiki, żeby się bawić – tutaj było podobnie, więc szybko wciągnąłem się w niszczenie czołgów, helikopterów i innych wrogów. Gra jest brzydka, ale też chropowata, przyrdzewiała i zgrzytliwa. A tego chyba oczekuje się w tytułach o zmaganiach wielkich maszyn. W pewien sposób styl graficzny i rozgrywka skojarzyły mi się z Lost Planet 2. W obu grach jest pewna zamierzona toporność – wydaje mi się, że ekipa z From Software zapanowała nad nią w większym stopniu.
Intryguje mnie system napędzający grę, który niestety tutaj chyba nie został pokazany w odpowiedni sposób. Produkcja wygląda bowiem na tytuł dający pewną swobodę działania. Poziom z dema pozwalał na pewne wariacje, ale ograniczał obszar rozgrywki (pokazywał za to zróżnicowanie geograficzne – z ulic rozgrywka przeniosła się do ciasnych kanałów). Zastanawiam się, jak system walki wymagający obsługi większej liczby przycisków niż tylko spustu i przycelowania, sprawdza się w trybie multiplayer. Ciekawy jestem też, na ile wszystkie gadżety taktyczno-rekonesansowe przydają się we właściwej rozgrywce. Mówiąc krótko, Armored Core V jest nieładny, ale ma coś w sobie. Dopisuję go do listy „może-kupię”.