O nowych premierach filmowych i produkcjach wchodzących do kin lub aktualnie granych przeczytacie na blogach lepiej obeznanych w temacie eJaya , Cayacka lub FSM-a. Tutaj natomiast postaram się regularnie raz na miesiąc opisać produkcje, które w ciągu miesiąca obejrzałem i które zasługują na kilka słów pochwały lub krytyki.
In plus
Pozytywnie zaskoczyli mnie X-Meni: Pierwsza klasa, którzy okazali się nawet nie takim tanim kinem rozgrywkowym, jak można było przypuszczać. Przeniesienie akcji w przeszłość i pozwolenie na poznanie początków niektórych superbohaterów sprawiło, że twórcy mieli okazję zaskoczyć czymś więcej niż efektami specjalnymi przy starciach. Podobała mnie się gra aktorska Jamesa McAvoya w roli Xaviera (świetny akcent i sposób mówienia) oraz Michaela Fassbendera w roli Magneto. Sama historia trzymała w napięciu, choć wielu rzeczy można się było w niej zbyt wcześnie spodziewać. Na szczęście dopiero pod koniec padają odpowiedzi na niektóre pytania, które mogłyby ciekawić mniej obeznanych w realiach uniwersum fanów X-Menów, jak chociażby okoliczności w jakich Xavier straci czucie w nogach. Nie zabrakło też elementów humorystycznych, a sceną, którą zapamiętam na wiele lat będzie na pewno ta z Wolverinem. Wiedzieliście, że podobno Hugh Jackman zgodził się na gościnny występ, bo otrzymał gwarancję, że jako jedyny w całym filmie powie czteroliterowy wyraz na „f”? Pierwsza klasa jest naprawdę solidnym kinem, w którym nie ma zbyt wielu głupot, a ważniejsza od mega widowiskowych efektów specjalnych jest jednak historia. A to cieszy, bo pozwala wierzyć, że film nie był tworzony z myślą tylko o pewnej grupie nastolatków.
In minus
Pomimo kolejnych ciosów od polskiej kinematografii uparcie daję jej szansę. Tym razem postanowiłem sprawdzić Zwerbowaną miłość w reżyserii Tadeusza Króla. Fabuła opowiadająca o agentach Służby Bezpieczeństwa, którzy postanawiają przechytrzyć zwierzchników i wzbogacić się na tajnych dokumentach zapowiadała się ciekawie. Przyznam szczerze, że po przeczytaniu zapowiedzi i wprowadzeń spodziewałem się polskiego połączenia Ocean’s Eleven z Przekrętem. Niestety okazało się, że Polacy znowu zawalili i okazję na pokazanie intrygującej historii zmarnowali. Film jest rozwleczony, skupia się na niewłaściwych elementach i w zaskakujący mnie sposób traktuje po macoszemu wątek wykradania dokumentów z austriackiego banku przez żądną zemsty prostytutkę Annę. Za dużo w filmie wątku romansowego z Więckiewiczem i Orleańską, a za mało samego planu Siejki (Krzysztof Stroiński). Film leży pod względem klimatu, a przez zbyt ogólne potraktowanie samej kwestii kradzieży dokumentów też nie zaskakuje. Rozczarowałem się więc po raz kolejny.
Polecam
Samuel L. Jackson śpiewa? I to jeszcze jak. A to wszystko przy udziale Berniego Maca w filmie Soul Men. Obraz Malcolma D. Lee jest prostą komedią muzyczną, która jednak idealnie sprawdza się na obecne mroźne wieczory. Nie jest fanem tego typu muzyki, ale ścieżka dźwiękowa mnie oczarowała. Znalazłem też kolejne potwierdzenie, kim jest prawdziwy artysta. Jak się okazuje aktor może też dobrze śpiewać, co możecie zobaczyć w tym filmie podczas kilku scen z udziałem głównych bohaterów. Historia nie zawiera wielu zaskakujących momentów i jest dość przewidywalna, ale dzięki utrzymanej stylistyce i ciekawym postaciom wciąga. Nawet osoby lubiące ostrzejsze kino powinny zobaczyć, jak Samuel L. Jackson prezentuje się w bardziej familijnym gatunku. Choć z drugiej strony, niektóre dialogi (jak ten przy pierwszym spotkaniu po latach Hinda i Hendersona) i sceny każą się zastanowić, czy to na pewno film rodzinny. Bardziej chyba komedia dla nieco starszych.
W skrócie
Kac Vegas – należę do grupy osób, która obejrzała kontynuację przed pierwszą częścią. Tym samym dopiero teraz zrozumiałem, czemu tak wiele osób narzekało na wtórność przy wyprawie przyjaciół do Bangkoku. To rzeczywiście bardzo, bardzo podobne filmy. Nie zmarnowałem czasu oglądając jedynkę, ale też chyba lepiej bawiłem się przy dwójce. Wychodzi na to, że ten koncept najlepiej bawi za pierwszym razem.
Limitless (Jestem Bogiem) – wiele osób narzekało, że ten film jest przegadany i nie wykorzystuje pewnego potencjału. Moim zdaniem aż tak źle nie było. Oglądało się go przyjemnie, a po napisach końcowych można się było wdać w dyskusję ze znajomymi o tym, jak my byśmy wykorzystali takie pigułki zapewniające czterocyfrowe IQ. Nie rozumiem też czemu tak bardzo oberwało się De Niro za jego rolę. Standardowy występ bez fajerwerków.
Wszystko o Stevenie – komedia z Sandrą Bullock i trzeci film obejrzany przeze mnie w styczniu, w którym gra Bradley Cooper. Spodziewałem się trochę więcej po koncepcie zwariowanej stalkerki i mam pewien niedosyt. Szkoda, że scenarzyści wpadli na taki pomysł zakończenia tej historii, bo od momentu akcji z dołem film jakby siadł. Podobał mnie się występ Thomasa Hadena Churcha i tylko żal, że takich reporterów nie ma w naszej rodzimej telewizji. W skali od 1 do 10 to będzie mocna 4.