Niesamowity Alan Wake i jego QR-żarty - fsm - 20 lutego 2012

Niesamowity Alan Wake i jego QR-żarty

Alan Wake na PC to przykład fantastycznego podejścia do sprawy "przekładania" gry z jednego sprzętu na inny. Konsolowego rodowodu w zasadzie nie widać, produkcja jest śliczna, niesłuchanie klimatyczna, zaskakująco dobrze zoptymalizowana i generalnie sprawia mnóstwo radochy (jedyny minus - pojawiła się dosyć późno). Jednym z elementów składających się na radochę jest poczucie humoru twórców, którzy prócz całej masy popkulturowych nawiązań w fabule wrzucili do pecetowej wersji kilka charakterystycznych znaczków. Ale zanim o znaczkach - przedstawiam mojego kota-pomocnika, dzięki któremu żaden Mrok nie jest straszny.

Ok. A teraz do rzeczy. Mowa o kodach QR, które możecie sobie zeskanować mądrym telefonem wyposażonym w stosowną aplikację. Alan Wake posiada (na razie odkryte) trzy takie kody:

Pierwszy znajduje się na samym początku gry, na billboardzie stojącym obok drogi do latarni morskiej. Niestety - jego przeskanowanie nie prowadzi w żadne niezwykłe miejsce. Jest to po prostu link do facebookowego profilu gry. (przy okazji przepraszam za niewyraźny obrazek - leszego w sieci nie znalazłem, a zrobione podczas zabawy screeny czekają na mnie na domowym komputerze).

Drugi kod znajduje się w nowojorskim mieszkaniu Alana, a ukryta w nim wiadomość jest dużo ciekawsza. Pamiętacie, gdy Microsoft (pytany w 2010 roku o brak wersji PC) twierdził, że niektóre gry po prostu lepiej przeżywa się siedząc na kanapie przed wielkim ekranem? No właśnie... Oto odpowiedź Remedy: Huh. It turns out this isn't too bad even if you're not sitting on a couch when you play it. Who knew! (Heh, Okazuje się, że ta gra nie jest zła nawet, gdy nie siedzisz na kanapie podczas grania. Kto by się spodziewał!)

Trzeci kod jest na ścianie w ośrodku doktora Hartmanna. Po przeskanowaniu pojawia się link, który prowadzi do zabawnego gifa na oficjalnej stronie gry. Widoczny na nim Sam Lake to scenarzysta pracujący w Remedy który użyczył swej twarzy Maksowi Payne'owi. I wszystko jasne.


Na odchodnym: serdecznie polecam pecetowego Alana. Za tę cenę naprawdę warto. Ja, jako miłośnik kingowskich klimatów, jestem na razie zachwycony. Postaram się jednak ochłonąć i wysmażyć wyważoną ocenę na potrzeby recenzji, która powinna pojawić się na łamach Gry-OnLine tuż przed weekendem.

fsm
20 lutego 2012 - 09:59