Guild Wars 2 – jak wyglądała beta i dlaczego jest mi smutno - Hed - 20 lutego 2012

Guild Wars 2 – jak wyglądała beta i dlaczego jest mi smutno

Ostatnie trzy dni spędziłem w grze Guild Wars 2, na którą (nie)cierpliwie czekam wraz z wieloma innymi fanami świetnego, chociaż nie doskonałego pierwowzoru. Moje pierwsze wrażenia z zabawy opublikowałem na gry-online.pl – ten tekst jest skierowany do wszystkich graczy i ma na celu nakreślenie samej specyfiki produkcji. W najbliższych dniach będę wrzucał kolejne, bardziej szczegółowe informacje o poszczególnych aspektach zabawy – pojawią się one w formie newsów na gry-online.pl, wzbogaconych filmami z komentarzem, które miałem okazję nakręcić na moim leciwym sprzęcie (jak to mówią, nikt nie spodziewał się hiszpańskiej inkwizycji i wysokich wymagań Guild Wars 2). Dzisiaj chciałbym opowiedzieć jeszcze o tym, jak wyglądała sama beta i dlaczego jest mi smutno.

Co mogłem zobaczyć?

Firma NCsoft i studio ArenaNet zaprosiły do zabawy kilkudziesięciu lub kilkuset dziennikarzy z całego świata (u nas w rozmowach pośredniczył oczywiście dystrybutor gry, czyli CD Projekt). Mogliśmy rozpocząć grę na wspólnym serwerze w piątek około godziny 21.00 czasu polskiego i bawić się dowoli aż do godziny 9.00 w poniedziałek. Czasu było sporo, ale pamiętajmy, że mamy do czynienia z grą MMO.

Guild Wars 2 Demo, bo tak nazywał się ten build produkcji, pozwalało wcielić się w trzy rasy (Ludzi, Nornów i Charrów) oraz każdą z ośmiu klas postaci (w tym w ujawnionego całkiem niedawno Mesmera). W samej grze znalazły się wszystkie poboczne elementy – crafting, zbieranie surowców, itd. Dało się też przejść wątki fabularne dla poszczególnych herosów do 20 poziomu oraz przemierzyć lokacje przeznaczone dla postaci od 1 do około 25 poziomu. Specjalnym dodatkiem była możliwość odwiedzenia podziemi o nazwie Ascalonian Catacombs, dostępnych od 30 poziomu. Nikt nie musiał jednak wbijać tak wysokiego levelu – przed wejściem do instancji stała postać NPC, która prosiła o pomoc. Dziennikarze mogli odpowiedź na to słowami: „Reprezentuję prasę!”, co gwarantowało automatyczne podniesienie poziomu herosa do 30-go i wyposażenie go w specjalny sprzęt (kosztem utraty wcześniej zdobytych przedmiotów). Nie zabrakło także trybu PvP – zarówno walk na mniejszych arenach, jak i ujawnionego niedawno trybu World vs World. Mówiąc krótko, było co robić!

Jak to wszystko działało?

Piszę to nie po to, aby się chwalić, czy robić komuś na złość. Chodzi o to, że całe przedsięwzięcie było świetnie zorganizowane. Nie mówię tu tylko o pracownikach PR-u, którzy dzielnie odpowiadali na wszelkie pytania mailowe i byli na posterunku cały czas. Ciekawe niespodzianki czekały na dziennikarzy w samej produkcji. W testach wzięła bowiem udział znaczna część studia ArenaNet. Na potrzeby zabawy autorzy gry stworzyli gildię Heroes of Tyria (HOT), do której z automatu otrzymali zaproszenie wszyscy dziennikarze. Uruchomiono kanał na Vencie (program do komunikacji głosowej), gdzie również przebywali pracownicy studia. Na kanale i chacie gildiowym można było zadawać pytania, a nawet przeprowadzać małe wywiady. Nocą odbywały się też planowe eventy – deweloperzy pomagali w zorganizowaniu gier PvP, zapełnieniu olbrzymich map WvW, czy wyprawach do Ascalonian Catacombs.

Pomyślcie tylko jak grałoby się w grę MMO mając „pod ręką” samych jej twórców. Prawdziwe kompendia wiedzy czekające na chacie na wasze pytania. To bardzo pozytywne, że producenci tak mocno zaangażowali się w betę i przez niemal cały weekend byli dostępni – w godzinach może nie do końca optymalnych dla ekipy z Polski (22.00-4.00), ale jednak nie będących niczym dziwnym dla weteranów MMO. Najzabawniejsze były momenty, kiedy grupy twórców pojawiały się we właściwym świecie gry i po prostu rozrabiały. Autorzy skutecznie pokazywali różne aspekty swojego dzieła – w tym chociażby system dynamicznej zmiany warunków zadań w kontekście liczebności graczy. W pewnym momencie w jednej z pierwszych lokacji Charrów pojawiła się grupa z logami ArenaNet, która szybko zebrała mnóstwo osób i stworzyła prawdziwą armię, składającą się z dziesiątek postaci. Walka w takiej chmarze współtowarzyszy wcale nie była łatwiejsza i nadal wymagała uważania na to, co się dzieje.

Razem z deweloperami z ArenaNet mogliśmy też udać się na mały szturm zamku w trybie WvW. Ewidentnie brakowało tu trochę rekrutów po obu stronach konfliktu, bo mapy okazały się naprawdę olbrzymie i umożliwiały przykładowo forsowanie twierdz z kilku stron (także spod wody). Mimo tego, zabawa była przednia – w końcu pomagali nam Eric Flannum, Regina Buenaobra, Michael Ferguson i dziesiątki innych nazwisk, która pojwiły się w napisach końcowych Guild Wars (i które pojawią się w Guild Wars 2). Wszystko odbywało się w bardzo pozytywnej atmosferze, było sporo śmiechu. I z tego względu poniedziałkowy poranek był wyjątkowo... smutny.

Nieprzespane noce 

Trzy dni spędzone z Guild Wars 2 zakończyły się dla mnie kolejnym po Final Fantasy XIII-2 syndromem odstawienia. W poniedziałek rano odruchowo odpaliłem grę, żeby „jak zwykle” zalogować się na serwer. Niestety, beta skończyła się zgodnie z planem, a data następnych testów jest nieznana (podobno odbędą się one niedługo – a przynajmniej wkrótce twórcy będą mogli coś o nich powiedzieć).

Nie chcę tutaj przedwcześnie wywoływać paniki lub rozbudzać nadziei. Guild Wars 2 jest grą inną, wymagającą i w pewnych kwestiach radykalną. Wiele osób zatęskni za starszymi i przyswojonymi rozwiązaniami. Dla mnie jednak to spełnienie obietnic – w końcu dostaję produkcję, której muszę się nauczyć i która zaskakuje na każdym kroku. Przełamuje schematy, ale jednocześnie nie staje się dziwacznym zlepkiem przypadkowych pomysłów kogoś, kto stara się odróżnić od reszty.

To zrozumiałe, że autorzy gier tego typu szukają rozwiązań prostych i pasujących wszystkim graczom. Do tej pory jednak te poszukiwania były prowadzone tylko w jednym kierunku. Na szczęście Guild Wars 2 raczej nie pójdzie na tego typu kompromisy. Ma otwarty świat, ale wykorzystuje go inaczej. Ma instancje i robi z nich dobry użytek. Ma pomysł na system walki, który przyprawia konkurentów o zazdrość. Ma uzdolnionych artystów, którzy wkładają w projekty pasję i artyzm. Wymieniać można by długo, ale muszę w końcu odespać te trzygodzinne noce. Bo przy takich grach jak Guild Wars 2 sen naprawdę jest przykrą koniecznością. Czego sobie i Wam życzę w następnych etapach bety.

Hed
20 lutego 2012 - 23:08