Telefon od Verminusa zaskoczył mnie we wtorkowy poranek. "Masz ochotę przejechać się do CD Projektu i pograć w konsolowego Wiedźmina?" - przeszedł z miejsca do rzeczy naczelny. Czy ja mam ochotę? W Wiedźmina? Konsolowego? Oczywiście, że miałem.
Dwa dni później siedziałem już w wygodnym fotelu w CeDePowym lobby i, popijając kawę w otoczeniu innych growych żurnalistów, czekałem aż otworzą się drzwi do salki prezentacyjnej zastawionej Xboksami. Jeszcze chwila i już łapałem za pada. Zacząłem grać i to, co zobaczyłem wzbudziło mój niekłamany entuzjazm. Żeby nie powiedzieć: zachwyt. Tymi żywymi emocjami podzieliłem się oczywiście z czytelnikami Gier-Online. I wtedy rozpętała się burza...
Ale po kolei. Na początek zaznaczę, że idąc grać w konsolową wersję Wiedźmina 2: Zabójców Królów, nie nastawiałem się w żaden sposób. Ani negatywnie, ani pozytywnie. Żeby mieć lepsze porównanie, dzień wcześniej odkurzyłem wydanie PC i pograłem dłuższą chwilę, przypominając sobie klimat, model rozgrywki i wrażenia wizualne. Kiedy więc w CD Projekcie siadałem do konsoli, miałem w pamięci świeży obraz tego, jak gra wygląda na komputerze.
Godzina rozgrywki minęła jak z bicza strzelił. Zachwyciłem się masą szczegółów - wygodą sterowania, ze szczególnym uwzględnieniem nowego systemu celowania, dobrze opracowanym interfejsem pasującym do konsoli, zdumiewającą szybkością z jaką odbywa się zapisywanie stanu gry, tempem w jakim gra doczytuje lokacje... W głowie zapaliło mi się zielone światełko sygnalizujące, że to, co oczy widzą to "wielki kawał solidnej roboty". Wiedziałem już, że mam do czynienia z grą najwyższej klasy. Że nikt tu nie poszedł na łatwiznę, nic nie odbyło się na skróty, że nie jest to port wersji PC przycięty na potrzeby ograniczonych możliwości leciwej już konsoli, ale pełnoprawna konsolowa produkcja, która ma szansę stać się hitem. Światowym!
W serwisie Kotaku powyższy trailer zebrał masę entuzjastycznych komentarzy. Fani na zachodzie czekają na Wiedźmina!
Pełen dumy, że takie rzeczy powstają na warszawskim Żeraniu, 10 minut drogi od mojego domu, zasiadłem do pisania relacji z tego, co zobaczyłem. Bez specjalnych ceregieli przelałem na ekran cały swój entuzjazm i niemałą ekscytację. Całość doprawiłem - rewelacyjną, moim zdaniem - wiadomością, że gra na polski rynek trafi w cenie, która została ustalona z uwzględnieniem pojemności naszych portfeli (129,90zł), a wydanie podstawowe będzie bogatsze niż wiele edycji "premium". Dorzuciłem też filmik z gameplaya, żeby każdy mógł się przekonać, że nie robię z gęby cholewy i gra naprawdę wymiata konkurencję w dziedzinie grafiki. Zadowolony z faktu, że miałem okazję podzielić się z czytelnikami taką masą dobrych wieści, wysłałem tekst do redakcji, zamknąłem laptopa i zasnąłem spokojnym snem sprawiedliwego.
Następnego dnia poczułem się, jakbym obudził się w strefie mroku. Bo co ja pacze! Spośród dziesiątek (!) komentarzy, które pojawiły się pod tekstem, zdecydowana większość dotyczyła jednej tylko kwestii: porównania grafiki wersji Xboksowej do wersji PC. Że to niemożliwe, by konsolowa gra wyglądała niemal tak dobrze jak pecetowa. No niemożliwe i już. I może sobie ten niekompetentny pismak z Gier-Online pisać co chce. I tak się nie zna. Przecież na załączonym filmiku (!) dokładnie widać, że animacja się tnie a tekstury są w niższej rozdzielczości. A jak tak się ktoś zachwyca, to pewnie wziął w łapę od producenta i ściemnia czytelnikom. Ale oni są za cwani na takie numery! I tak dalej...
To, że ja widziałem grę na żywo i miałem okazję porównać jakość grafiki empirycznie, nie było czynnikiem przemawiającym na korzyść postawionej w tekście - och, jakże odważnej tezy: "gra wygląda niemal równie dobrze, jak jej wersja na PC, przy wysokich ustawieniach". No nie! Takiej zniewagi nie da się puścić płazem! Dalejże więc gawiedź ruszyła do klawiatur, by rozwodzić się nad niewydolnością konsoli, niemożliwością solidnego anty-aliasingu, konieczności redukcji rozdzielczości tekstur i ograniczenia liczby klatek animacji na sekundę wyświetlanego obrazu.
Wiele miejsca w komentarzach poświęcono na rozważania, czy to animacja w grze ma takie spadki płynności, czy
te skoki to kwestia zacinającego się filmiku. Wyjaśniam: to filmik się zacina. Gra chodzi całkowicie płynnie - przez
godzinę rozgrywki nie zauważyłem choćby jednego przycięcia.
Wszystko bardzo to było mądre i pisane z wyniosłej pozycji autorytetu. I pewnie nawet słuszne byłyby te rozważania, gdybym napisał, że CD Projekt RED zdołał dokonać cudu i zrobić grę xboksową z płynną animacją 60FPS, pełnym rozmyciem krawędzi i teksturami oszałamiającymi detalami. Nie napisałem tak, oczywiście, bo byłaby to wierutna bzdura. Dla przypomnienia, jeszcze raz, napisałem tak: "gra wygląda niemal równie dobrze, jak jej wersja na PC, przy wysokich ustawieniach". Pozwólcie, że posłużę się infografiką, by udowodnić, że miałem do tego święte prawo.
Jak wynika jasno z powyższej infografiki (a jeśli coś znajduje się na infografice, to musi być prawdą!), współczynnik piękna grafiki w Wiedźminie na X360 mieści się gdzieś pomiędzy wartościami osiąganymi przez PC-tową wersję na średnich i wysokich ustawieniach detali. Mogłem więc napisać, że gra wygląda nieco lepiej niż na PC w ustawieniach średnich lub, że wygląda niemal tak dobrze jak w ustawieniach wysokich. Wychodząc z założenia, że entuzjazmem należy się dzielić - wybrałem wersję drugą.
To, że gry na Xboksa nie są w stanie nadążyć technicznie za tytułami z PC, jest (przepraszam za wyrażenie) oczywistą oczywistością i nie ma sensu się nad tym rozpisywać. To oczywiste, że deweloperzy przekładając Wiedźmina na konsolę musieli uprościć to i owo - tam ująć, tu uszczknąć, ówdzie przyciąć. Udało im się to jednak zrobić tak sprawnie i zręcznie, że gra nie straciła wiele ze swej efektowności. Robi doskonałe wrażenie i - jestem tego pewien - przejdzie do historii jako jedna z najpiękniejszych produkcji na konsolę Microsoftu. Wie o tym zresztą najwyraźniej sam Microsoft, gdyż otoczył produkcję szczególną, należną hitom, atencją. Już sama cena polskiego wydania gry pokazuje, że koncern gotów jest pójść na spore ustępstwa specjalnie dla CD Projektu. (Ten zapowiada zaś kolejne tytuły oparte na autorskim RED Engine, przeznaczone na Xboksa 360 a zachodni komentatorzy ekscytują się wyjątkową mocą silnika). Nie tylko ja dostrzegam więc drzemiący w Wiedźminie potencjał. Microsoft podziela moje dobre zdanie na temat produkcji i - najwyraźniej - spodziewa się, że będzie ona w stanie napędzić jeszcze trochę sprzedaż ponad sześcioletniej już konsoli.
Dopuściłem się w swoim tekście jeszcze jednego "grzechu". Bezpardonowo przywaliłem podtytuł "nadchodzi zabójca Xboksowych hitów". Mocne? Fakt, ale klient płaci, klient wymaga równie mocny był mój entuzjazm. Nie tylko zresztą mój. Dzień po wiedźminowej konferencji CDP, na którą zjechali się growi żurnaliści z całego świata, teksty podobne do mojego zawisły na łamach wielu serwisów. O dziwo - tam komentarze czytelników w znakomitej większości utrzymane były w tonie równie pozytywnym jak artykuły, pod którymi się znajdowały. Przekonania, że Wiedźmin jest w stanie nieźle namieszać na Xboksowym rynku nie wyssałem z miętowych cukierków. Wyniosłem je właśnie z wypowiedzi komentatorów zagranicznych serwisów. Dość często przewijał się w nich motyw "tyle dobrych gier wychodzi, z czegoś trzeba będzie zrezygnować. Wiedźmina kupię na pewno, prędzej zrezygnuję z Amalura/Final Fantasy XIII-2/Risen 2/Dragon's Dogma". To nie bajka - Wiedźmin robi wrażenie na tyle mocne, że wykoleguje z półek zachodnich graczy wiele konkurencyjnych produkcji. A więc raz jeszcze: "ZABÓJCA... XBOKSOWYCH... HITÓW"!
Tak, tak, wiem, że piszę długo i jękliwie. Serdecznie przepraszam - już kończę naprawdę. Musiałem jednak z siebie wyrzucić rozczarowanie faktem, że tak wielu polskich graczy dotknęła przypadłość znana jako cynizm i malkontenctwo. Szkoda, że cieszenie się - takie zwykłe, radosne - tym, że coś się komuś udało, jest w naszych rodzimych internetach jakby passe. Że wypada raczej wbijać szpilki niż bić brawo. No i wyższość. Koniecznie trzeba traktować z wyższością. I znać się lepiej na ich pracy, niż oni sami. "Nie czytaj komentarzy pod tekstami, nie ma sensu" - poradził mi Adhal, kolega z Gram.pl. Też musiał pewnie przechodzić przez podobną fazę frustracji. Mimo wszystko wróciłem za jakiś czas - i dobrze, bo z czasem zaczęły się też pojawiać wypowiedzi o pozytywnej wymowie - gratulujące CD Projektowi osiągnięć, wyrażające radość z nadchodzącej premiery, uznanie dla polityki cenowej itd. To trochę podniosło mnie na duchu, owszem, ale pierwsze wrażenie zostanie ze mną jeszcze na długo...
Nowe intro, przygotowane przez Platige Image - studio Tomka Bagińskiego. Tym mocnym uderzeniem CD Projekt rozpoczął
wiedźminową konferencję prasową. Na wielkim ekranie prezentowało się tak, że sala zamarła z zapartym tchem.
Gdy na wieczornej konferencji zapaliło się już światło po prezentacji, siedzący koło mnie znajomy dziennikarz z węgierskiego wydania Gamestara nachylił się w moją stronę i szepnął "Damn, you must be so proud". Dla niego było oczywiste, że jako Polak muszę cieszyć się z tak doskonałej, rodzimej produkcji. Przykra refleksja - jeśli dla Węgra było to tak oczywiste, czemu nie jest dla Polaków?
Wszystkim graczom serdecznie życzę radości, entuzjazmu, dystansu do samych siebie i - przede wszystkim - cennej umiejętności ekscytowania i cieszenia się grami. Tymi polskimi też.