Dom w głębi lasu - zaskoczenie i zachwyt - fsm - 28 kwietnia 2012

Dom w głębi lasu - zaskoczenie i zachwyt

Panie, Panowie - przyznaję się bez bicia i zastraszania: nieczęsto w kinie bawię się aż tak dobrze, jak na wczorajszym seansie Domu w głębi lasu. W tym roku zdarzyło się to tylko na Nietykalnych i Odlotach Cheyenne'a (bo słowo "zabawa" nie do końca pasuje do świetnych, ale wywołujących inne emocje: Dziewczyny z tatuażem, Róży czy Wstydu). Dom w głębi lasu to piekielnie pomysłowa i niezwykle satysfakcjonująca laurka dla horroru oraz jego miłośników. Rzecz, której żadnej szanujący się pochłaniacz amerykańskiej rozrywki nie powinien ominąć.

Tak na dobrą sprawę, jeśli chcecie przeżyć prawdziwe zaskoczenie, nie czytajcie dalej, tylko pędźcie do kina. Dobrze byłoby także odpuścić sobie oglądanie zwiastunów (te na szczęście wyraźnie pokazują, że nie jest to banalna historia o mordowaniu pięknych ludzi, choć nie wiem czy nie zdradzają zbyt wiele). Siła Domu w głębi lasu leży w oryginalnym i świetnym bazowym pomyśle, który spokojnie może posłużyć do wyjaśnienia wszystkich (drukowanymi i z wykrzyknikiem: WSZYSTKICH!) horrorów jakie kiedykolwiek powstały. Ha! Zainteresowani? 

Akcja filmu dzieje się na dwóch płaszczyznach. Z jednej strony mamy cudownie stereotypową historię piątki młodych ludzi, którzy chcą pojechać na weekend do domku w lesie. Mamy przystojnego sportowca, jest jego blondyniasta dziewczyna, obok widzimy wyluzowanego, palącego trawę oszołoma, mądrego i silnego kolegę numer 3 oraz nieco zestrachaną prawie-dziewicę. Standard. Wsiadają do wozu i jadą do znajdującego się w dzikiej głuszy drewnianego domku. Standard. Po drodze zatrzymują się na obskurnej i podupadłej stacji benzynowej by zamienić kilka słów z obleśnym staruchem. Standard. Po dotarciu do domku jest impreza, alkohol, seks i piwnica pełna tajemniczych, niepokojących gadżetów. Standard nad standardy. I jest też drugi wątek. W nim poznajemy dziwny instytut pełen ludzi w białych koszulach i laboratoryjnych płaszczach, są wielkie ekrany i przygotowywania do wielkiej akcji. Coś, czego raczej nie spodziewamy się w typowym horrorze. Zderzenie tych dwóch światów daje efekt zaiste wybuchowy.

Nie martwcie się o spoilery, nie zdradzam wcale zbyt wiele. Banalną opowieść o dzieciakach w lesie widzieliście już 1000 razy, a motyw z, powiedzmy, naukowcami atakuje już w pierwszej scenie, by od razu dać widzowi do zrozumienia: to nie będzie zwykły zombie-slasher z cyckami. Oj nie. Co jest istotne - Dom w głębi lasu nie jest też tak naprawdę horrorem. Jasne, w dwóch 3 trzech scenach coś nagle wyskakuje i jest obleśne, ale są to po prostu odhaczone klasyczne sceny, które w tym filmie musiały się znaleźć. Tak naprawdę jest to bardzo czarna komedia z elementami horroru, co - moim zdaniem - tylko wyszło produkcji na dobre. Bo masa niezłych dialogów i mrugnięć okiem do widza jest polana absurdalną ilością krwi, która jest w stanie zdenerwować tylko najwrażliwszych widzów. A tacy chyba na ten film nie pójdą? Czy się mylę?

Dom w głębi lasu to dzieło dwóch szalenie zdolnych facetów. Joss Whedon (tego pana przedstawiać nie trzeba, bo jest odpowiedzialny za całą masę porządnych i generujących niezwykłe zaplecze fanów produkcji) napisał scenariusz do spółki z Drew Goddardem (Cloverfield, anyone?), który film wyreżyserował. Panowie kochają horror i tę miłość widać w każdej sekundzie seansu. A ostatnie 20 minut to totalna jazda bez trzymanki i jedno wielkie "I don't give a fuck". Nie będę się zbytnio czepiał, choć można pomarudzić na zbyt naciągane (jak na film starający się być tak niebanalnym) rozwiązanie pod koniec oraz niezwykłą odporność niektórych postaci na zadawane ciosy. Ale co tam - zwalmy to na konwencję, bo to zdecydowanie lepiej pasuje do ogólnego odbioru tego dzieła. Dom w głębi lasu. Meta-film. Zabawa z konwencją. Wysokiej jakości rozrywka. Nie będzie wykresu pokazującego moje zaangażowanie podczas oglądania, tylko ocena: osiem z takim wielkim plusem, że to w zasadzie jest już 9.

PS. Dodatkowy bonus dla fanów NIN - na napisach końcowych leci utwór Last :)

fsm
28 kwietnia 2012 - 13:18