Było EURO i się zbyło. Osobiście nie jestem wyjątkowym kibicem klubowego futbolu, jednak na zmagania reprezentacji narodowych mobilizuję się szczególnie. Do dziś pamiętam wiele momentów z największych turniejów od czasów Mundialu w USA w 1994 roku. Dla odmiany w tym roku, zamiast skupiać się na zalewie skrótów i powtórek akcji i goli, większą uwagę przykładałem do tego, co niekoniecznie miało miejsce na boisku. Ale czy mogłoby być inaczej, skoro wokół mnie trwała największa impreza sportowa w historii Polski? Oto zestawienie najlepszych i najgorszych chwil EURO 2012 w subiektywnym wydaniu Avera oraz redakcyjnego kolegi Brucevskiego.
AVER - CO CHCĘ (SUBIEKTYWNIE) ZAPAMIĘTAĆ
- Zachowanie Szczęsnego po otrzymaniu czerwonej kartki. To właśnie spokój i opanowanie 22-letniego bramkarza reprezentacji Polski skłoniły mnie do napisania tego tekstu. W turnieju, w którym każdy mecz był o stawkę, pośród padających jak muchy reprezentantów Portugalii, Francji czy też Anglii, golkiper Arsenalu nie wykłócał się z sędzią, nie zareagował nerwowo. Wykazał się dojrzałością, która wówczas bardzo dobrze wróżyła Polsce (i wchodzącemu Tytoniowi).
- Kibice Irlandii, Hiszpanii, Włoch i Danii. Zachowanie zagranicznych kibiców był jednym z wiodących tematów w polskiej prasie. Filmiki zalanego przez Celtów i Iberyjczyków Gdańska obiegły cały Internet. I muszę przyznać, że zasłużenie. Radość, jedność i spokój niezależnie od uzyskanego przez ich drużyny wyniku dowiodły, że futbol naprawdę może budować mosty między ludźmi i rozbudzać w nich to, co najlepsze. Ja sam miałem okazję obejrzeć kilka meczy w krakowskim pubie Irish Mbassy i nigdy nie zapomnę, jak podszedł do mnie kibic z Irlandii i walnął po piersi, mówiąc z rozbrajającym uśmiechem „Irelaaaaand!”. Albo ludzi zagadujących z sympatii grupkę Hiszpanów na przystanku, gratulując im zwycięstwa z Portugalią. Albo Włocha - szefa krakowskiego klubu Paparazzi - stawiającego smutnym kibicom Italii pożegnalnego drinka...
- Radość Gianluigiego Buffona. To jeden z niewielu piłkarzy, którego na boisku i poza nim można było zobaczyć z uśmiechem na twarzy. No chyba że bronił karne lub wkurzał się na innych graczy. Najbardziej chyba zapamiętam scenę, jak przed meczem z Irlandią kucnął przed małym, stremowanym chłopaczkiem, który wprowadzał go na boisko i starał się go rozśmieszyć głupimi minami (nieskutecznie). Prawdziwy kapitan, który znakomicie pozbierał się po ciążącym na nim skandalu z zakładami i dał przykład nie tylko, że potrafi poprowadzić drużynę do zwycięstwa, ale także, iż piłka nożna to pasja życia, z której należy się cieszyć.
- Atmosfera podczas całego turnieju. Nawet nieuczestniczący bezpośrednio w EURO Kraków zamienił się w czerwcu na świętujące futbolową imprezę miasto, pełną kibiców, polskich flag i tłumów oglądających mecze na placach i w barach. Owacje na stojąco dla Szewczenki; chórek śpiewający dla Balotellego w Krakowie; Opalenica, która zżyła się z Portugalczykami; pełne entuzjazmu relacje dziennika Marca o pomorskim Gniewinie; Czesi oklaskiwani przez Polaków we Wrocławiu; oglądanie meczy Włochów w krakowskim klubie Paparazzi - to tylko niektóre z elementów, które współtworzyły wspaniałą atmosferę tego turnieju. Pozytywnych, pięknych emocji było dużo i nie przyćmiły ich nawet zamieszki przed meczem Polska – Rosja.
- Zawód Niemców. Cóż począć... byli tak pewni siebie, że ich porażka aż cieszy. Nie wiem jakim cudem, ale od 10 lat są wymieniani w gronie faworytów i nie udało im się wywalczyć żadnego tytułu. Buta ich kibiców była tak duża, że aż mnie mdliła i z radością przyjąłem wiadomość o ich wyeliminowaniu.
- Oklaski hiszpańskiej drużyny dla Włochów po finale. Fair play i Respect pełną gębą.
AVER - O CZYM CHCĘ (JAK NAJSZYBCIEJ) ZAPOMNIEĆ
- Atmosfera przed meczem Polska – Czechy i po nim. Już gdy jechałem na mecz pełnym autobusem lekko pijanych polskich kibiców, skandujących jakieś bezsensowne hasła, miałem przeczucie, że coś musi pójść nie tak. Choć da się jeszcze zrozumieć, że na pękającej w szwach od kibiców krakowskiej strefie kibica można dać się ponieść piłkarskim emocjom i na godzinę przed meczem świętować, jakbyśmy wygrali co najmniej 3-0, to już zupełnie nie da się pojąć jak można świętować po porażce. Po żenującym meczu z Czechami okrzyki „Polacy nic się nie stało” brzmiały jak jakiś kabaret. I bynajmniej nie piszę tego z radością.
- Podziękowania dla polskich piłkarzy w Warszawie. W tym punkcie zgadzam się z Bońkiem (choć sam Boniek bardzo lubi krytykować). Niby za co im dziękować? Za to, że nie przygotowali się do turnieju? Że mając za sobą stadiony i publiczność zmarnowali dziesiątki okazji do strzelenia bramki? W 2010 roku włoską reprezentację wygwizdano po powrocie do domu, bo nie udało im się wygrać ani jednego meczu z wielokrotnie słabszymi zespołami. Mistrzami świata nie jesteśmy, ale bo blamażu na rozgrywanym u siebie EURO warto też było troszkę pogwizdać.
- Czarna propaganda BBC i Euro na salonach. Sprawy filmu dokumentalnego brytyjskiej telewizji nie trzeba nawet przedstawiać. Odbiła się ona szerokim echem na całym kontynencie (sądząc po ilości wiadomości, jakie otrzymałem od znajomych z Francji, Włoch i Hiszpanii na ten temat), tak że pisał o nim nawet prestiżowy tygodnik The Economist (tutaj i tu). Gratuluję BBC szczwanego odwrócenia uwagi od problemów z porządkiem publicznym w Anglii. Z kolei politykom - dwuznacznej postawy wobec łamania praw człowieka na Ukrainie oraz obecności Łukaszenki na finale w Kijowie.
- Eksponowanie Natalii Siwiec. Nie wiem jak wy, ale mnie się nasza ładna modelka aż tak bardzo nie podoba. Zamiast pchać ją na każdą czołówkę serwisów internetowych, można było porozglądać się za o wiele ładniejszymi fankami futbolu, bo tych w Polsce nie brakuje. O, a Irlandzkim kibicom się ta sztuka udała! :)
- Piłkarska ruletka GOL-a. EURO 2012 było niezwykle wyrównane, co zaowocowało w moim przypadku bardzo niskim procentem trafionych wyników. No i poza tym z całego serca obstawiałem zwycięstwo Włoch, ale w finale zasłużenie wygrali Hiszpanie. ¡Qué viva España!
BRUCEVSKY - CO CHCĘ (SUBIEKTYWNIE) ZAPAMIĘTAĆ
- Hymn Polski w wykonaniu dziesiątek tysięcy gardeł i doping w strefie kibica. Czuć było wiarę i siłę, która niestety nie wystarczyła, aby ponieść naszych reprezentantów.
- Śpiew kibiców Irlandii na koniec meczu z Hiszpanią. Nigdy czegoś takiego nie widziałem i nie słyszałem. Fani z Wysp Brytyjskich zrobili na stadionie w Poznaniu niezwykłą atmosferę, którą można było tylko w milczeniu obserwować i podziwiać.
- Bramki Szewczenki i zwycięstwo Ukrainy nad Szwecją. Od kilku już lat kibicuję tej reprezentacji i czekałem na taki sukces i gole tego napastnika od kilkunastu spotkań. Ostatni raz tak cieszyć się miałem okazję w 2006 roku, gdy Szowkowski zatrzymał Szwajcarię w karnych MŚ. Tym razem wybuch radości nastąpił dwa razy, a bohaterem został mój idol z młodych lat.
- Dziesiątki zagranicznych kibiców w Warszawie w swoich barwach narodowych. Często można było spotkać obcokrajowców i miło było być w samym centrum piłkarskiego święta.
- Znakomity poziom większości meczów, który stanowi duży krok naprzód w porównaniu do choćby ostatniego mundialu w RPA. Zacięta rywalizacja w grupie A, dużo emocji w grupie D, zaskakujące rozstrzygnięcia w grupie B i niesamowitą atmosferę wokół spotkań grupy C.
BRUCEVSKY - O CZYM CHCĘ (JAK NAJSZYBCIEJ) ZAPOMNIEĆ
- Spróbuję nie pamiętać w jaki sposób Polska pożegnała się z turniejem. Druga połowa spotkania z Czechami, gdy setki tysięcy rodaków liczyły na walkę do ostatniej kropli krwi, a dostały w zamian…
- Błędy sędziowskie, które znowu musiały kogoś skrzywdzić. Szkoda, że akurat najbardziej ucierpiała Ukraina w meczu z Anglią…
- Zaskakująco marne występy Hiszpanii, która nawet pomimo spektakularnego końcowego zwycięstwa, przez większość turnieju przestała porywać tłumy, a zaczęła irytować setki.
- Rozczarowująca postawa niektórych zespołów w walce z teoretycznie silniejszym przeciwnikiem. Murowanie bramki? Liczenie na karne? Cóż, były to mało chwalebne zachowania.
Bardzo dziękuję Brucevskiemu za wkład w stworzenie artykułu i zachęcam do zapoznania się z jego blogiem. A jakie są Wasze typy? Dajcie znać w komentarzach!